Rozdział 10

144 15 16
                                    

   -Ah, Gilanie! - zawołał podbiegając - Chodź do nas! Bo zaraz Horace zje wszystko! - po czym pociągnął przyjaciela za rękę. Chwilę zajęło Gilanowi zrozumienie co się dzieje. O ile dobrze pamiętał jeszcze parę sekund temu siedział razem z Horace'm i rozmawiał z nim o niezwykle radosnych rzeczach, ale nagle po prostu pojawił się tutaj.  

   Nie wiedział co robił w królewskiej jadalni i dlaczego Will ciągnął go w stronę stołu. A tym bardziej co tam robili wszyscy? Jenny, George, Horace, Baron Arald, Halt, Crowley... no i właśnie Will. 

-Halt? - zapytał w stronę byłego mistrza. Ten obrócił się i z uśmiechem zawołał go, by do nich dołączył - Ale ty... -  nie dokończył, bo ktoś złapał go za ramię i posadził na krześle. Mogła to być tylko jedna osoba. Nie za wiele osób odważyło by się choćby spojrzeć w stronę zwiadowcy, a tym bardziej w tak nachalny sposób mu coś nakazywać. A takie zachowanie było w pełni podobne do zachowania Skandian.

-Coś ty dzisiaj jakiś marudny jesteś? - zawołał Erak.

-Jak to możliwe...? - wymamrotał Gilan z trudem patrząc na Halta - Ale przecież ty... - Nie mógł wykrzesać z siebie choćby jednego pełnego zdania. Już samo oddychanie w danej chwili było trudne.  Bylo to spowodowane widokiem osoby, którą miał nigdy więcej nie ujrzeć. Gilan po prostu nie mógł w to uwierzyć.

   Zwiadowca spojrzał na niego zdziwiony, a po chwili uśmiechnął się, a w jego oczach zawitało zrozumienie. Halt podniósł się z krzesła i machnął ręką na Gilana.

-Chodź! Przejdźmy się! - Dowódcy korpusu nie pozostało nic innego, jak pójść za mentorem.

   Po wyjściu z sali nie znaleźli się na królewskim korytarzu, a w lesie, co już wyraźnie mówiło, że coś jest nie tak. To nie mógł być zamek Redmont. A to nie mógł być Halt, więc albo Gilan miał omamy, albo śnił. Tym bardziej co tam robił Baron i Crowley? A Will? I George? Tyle pytań i zero odpowiedzi. Czyli dzień, jak co dzień, skwitował to w myślach.

   Szedł obok mistrza niepewnym krokiem, żeby w końcu zatrzymać się i słabym głosem oznajmić...

-Nie możemy ich tam zostawić... Will...

-Nic im nie będzie - odparł na to Halt - Usiądźmy... - nie wiadomo, kiedy pojawili się w chatce w Redmont. Gilan mógł przysiąc, że jeszcze sekundę wcześniej byli w środku lasu i podążali wydeptaną ścieżką. Moc teleportacji, czyli kolejny podpunkt w liście ,,Najbardziej niemożliwe zjawiska roku". Impreza zmarłych, lasy w królewskich korytarzach i teleportacja. Tak, to zdecydowanie omamy.

-Witaj, mój uczniu - powiedział do niego Halt radośnie (ta lita niemożliwych zjawisk robi się coraz dłuższa) - Co tam u ciebie? - Gilan nie wiedział co powiedzieć. Jego umysł wciąż jeszcze nie działał na pełnych obrotach. I właśnie dlatego nie rzucił się jeszcze na mistrza z łzami w oczach.

-Chyba dobrze... - odpowiedział - Ale... Halt... Jak...? - próbował sklecić zdanie, ale nie wychodziło mu to za dobrze - Przecież ty... ty zginąłeś! Więc co... co... Jak? - tyle by dał za kubek wody. I jakby w magiczny sposób pojawił się przed nim właśnie kubek. A kiedy zajrzał do środka faktycznie zobaczył tam wodę. Nie wiele myśląc wypił ją duszkiem, jednak nie poczuł się mniej spragniony. Zawiedzionym wzrokiem spojrzał na dno kubka.

-Kiedyś to będzie działać - oznajmił nagle Halt - Na razie nasze jedzenie cię nie nasyci, a napoje nie napoją... Na całe szczęście - dodał i westchnął z ulgą. Gilan odłożył trzymany przedmiot i z pytaniem w oczach spojrzał na mentora.

-Dlaczego ,,na całe szczęście"? - zapytał nie rozumiejąc.

-Nasze jedzenie i picie działa tylko dla osób stąd. Dla osób martwych - wyjaśnił, jednak Gilan wciąz niczego nie rozumiał.

-,,Osób martwych"? Gdzie my jesteśmy? W niebie?

-Można tak powiedzieć - odparł na to Halt, po czym dodał - W momencie, kiedy umarłem trafiłem tutaj. To wszystko co widzisz to miejsce w jakim chciałem być. Ten Will, którego widziałeś w sali nie jest prawdziwy. A nawet jeśli by był to ja i tak jestem martwy. Te wszystkie drzewa, ta chatka... - wskazał ręką na około siebie -.. to moje wymysły. Horace, George, Jenny i Will też. Ty też tam byłeś. A przynajmniej twój klon...

-Czyli jestem w świecie po śmierci... Chwila... JA UMARŁEM!? - zawołał nagle. Jego umysł zaczął się rozjaśniać, a informacje do niego dochodzić.

-Nie, nie, nie... - zaprzeczył od razu starszy zwiadowca - Na tym polegał test z tą wodą. Po wypiciu jej poczułeś się lepiej? Czy twoje pragnienie zniknęło?

-Nie

-A to oznacza, że wciąż jesteś żywy - powiedział Halt głosem, jakby to było nad wyraz oczywiste.

-Więc jak tu trafiłem?

-Hm... Powiedzmy, że cię ,,wezwałem" - stwierdził - Dusza jest wolną częścią, dzięki czemu jestem w stanie na jakiś określony czas ją tu sprowadzić. Crowley i Baron Arald też to potrafią. Nie byłem pewny, co do tego pomysłu. Ale namówili mnie. Też chcieli cię zobaczyć. Są w jadalni, więc potem będziesz mógł z nimi porozmawiać... o ile zdążysz...

-Ale po co w takim razie mnie tu - jak to ty ująłeś - sprowadziłeś? I czemu mnie, a nie Horace'a? Albo Willa?

-Oh, Gilanie... - Halt pokręcił głową, ale na jego ustach wciaż widniał uśmiech - Horace poradzi sobie sam. Jest niezwykle silny. A Will... Przez jego złe uczynki nie jestem w stanie sprawić, by się tu pojawił. Zrobił za wiele złego. A poza tym myślę, że on sobie poradzi. Da radę. Nie jest sam...

-Czyli ty wiesz gdzie on jest?! - ożywił się nagle Gilan - Musisz mi powiedzieć! Ja muszę wiedzieć, gdzie go mogę znaleźć?! - zawołał, a Halt spojrzał na niego czujny wzrokiem.

-Po co chcesz go spotkać?

-A to nie oczywiste? - odpowiedział pytaniem.

-Biorąc pod uwagę wiele czynników to nie. To nie jest oczywiste - stwierdził Halt, a uśmiech zniknął z jego twarzy zastąpiony powagą - Po co chcesz go znaleźć?

-Żeby go wreszcie zetrzeć w proch - odparł Gilan, a mrok zawitał w jego głosie - Nie mogę pozwolić, by wciąż zabijał to kolejnych mieszkańców Araluenu. Jestem dowódcą korpusu i moim obowiązkiem jest obronić Araluen - powiedział pewnie. Usłyszał cichy śmiech Halta (i powiedzcie, że to nie jest ,,najbardziej niemożliwe zjawisko roku" - choć w tym wypadku raczej tysiąclecia).

-Właśnie dlatego to ty zostałeś dowódcą korpusu - oznajmił po chwili - Znasz swoje obowiązki i jesteś w stanie poświęcić wszystko dla kraju. Ale jednak oboje wiemy, że nie zabijesz Willa.

-Zrobię to... - zaoponował Gilan, jednak w jego głosie nie było już aż takiej pewności.

-Twoja obietnica mówi coś innego - mruknął zwiadowca, a Gilan opuścił bezsilnie głowę.

   Dobrze pamiętał swoją obietnicę, którą złożył Haltowi parę dni wcześniej. Wciąż nie wiedział, dlaczego wtedy ją złożył. Nie, to kłamstwo. On wiedział co stało za tymi wszystkimi jego wątpliwościami. Tylko nie chciał tego przyznać.

   Bo tak naprawdę nie potrafił znienawidzić Willa Treaty.

,,Nie dopuszczę do tego. Obietnica Horace'a się nie spełni. Obiecuję ci to Halt"



Zwiadowcy - Nie każdyWhere stories live. Discover now