Biegł. Biegł bez wytchnienia. Z trudem łapał oddechy, a jego nogi płonęły zmęczeniem i bólem. Jednak nie zatrzymywał się, tylko dalej ciągnął ten szaleńczy bieg. Chciał uciec z tamtego miejsca i to właśnie robił - uciekał, jak jakiś tchórz.
Nie miał konia. Więc wszędzie musiał poruszać się pieszo. Właściwie jedyne co miał to ubrania, pelerynę i broń zwiadowcy (którą trzymał nielegalnie) - pozostałości po jego dawnym życiu, z którego sam zrezygnował. Łaciata peleryna wciąż broniła go przed wzrokiem gapiów. Strzały wciąż zabijały to kolejnych ludzi, mieszkańców Araluenu, rycerzy czy samych baronów (choć tych było nie wielu. Na razie zginęli jedynie baron Arald i inny baron z małego lenna na wschodzie państwa). Noże wciąż przebijały serca niewinnych zwierząt dając mu pokarm. A jego umiejętności wciąż sprawiały, że nie dało się go usłyszeć lub pokonać.
Z pośród wielu rzeczy, które stracił rezygnując z stanowiska Królewskiego Zwiadowcy nie stracił tak naprawdę jedynie właśnie tych umiejętności. Wszystko inne utrzymywał jedynie dzięki oszustwom lub po prostu nie miał tych rzeczy. Wyrwij - został mu odebrany już jakiś czas wcześniej, gdy Młody Bob zauważył stań kucyka.
Srebrny liść dębu - Will sam oddał zaledwie dzień lub dwa wcześniej (stracił poczucie czasu). Właściwie wciąż nie rozumiał swojego ryzyka. Nie rozumiał po co było mu to ryzyko. Tylko po to by oddać jeden, nie wiele znaczący, listek? To była zwykła głupota z jego strony. Ale chyba zaatakowało go te, tak zwane, ,,poczucie winy".
Od dawna go nie odczuwał. Kiedyś nie miał czego żałować. Nie było za często takich rzeczy, które uważałby za spowodowanego z jego winy. Ostatnio czuł to chyba w trakcie podróży z Haltem i Horacym, kiedy genoweńczyk trafił Halta zatrutą strzałą. Później nie było już takich momentów - przynajmniej o nich nie pamiętał.
Teraz właściwie nie widział takich powodów. A jednak cały czas czuł jakiś uścisk mówiący mu ,,To wszystko twoja wina". Było to tak okropne i bolące uczucie, że aż miał wrażenie, że świat wiruje. Wciąż biegł, ale jego trasa nie była już prostą linią, a jakimiś ukośnymi serpentynami.
Poczucie winy, powiedział w myślach. Tak, to właśnie poczucie winy go teraz atakowało. A jednak wciąż nie mógł zobaczyć powodu. Co takiego złego zrobił?! No przecież nic. A jednak nie mógł pozbyć się tych dziwnych wrażeń. I wtedy wszystko uderzyło ze zdwojoną siłą.
Will przewrócił się o jakiś korzeń i padł na ostre igły, które spadły z drzew. W tym momencie miał wrażenie, że odczuwał ból zdecydowanie mocniej niż powinien. Nie wiedział jakim sposobem jego serce jeszcze biło. Jak to możliwe, że przy takim poczuciu winy i smutku jeszcze był w stanie funkcjonować? Choć czy on faktycznie był w stanie coś zrobić? W końcu w tej chwili klęczał na ziemi i z trudem łapał oddech.
Wtedy zobaczył przed oczami korytarze zamku Redmont i pokój Madie. Później polanę i martwego Halta. Następnie poturbowanego George'a. I Gilana z łzami na policzkach.
Miał się podnieść i znowu uciec, ale nie mógł, bo wszystkie uczucia go przywitały. Cały ból, który powinien odczuwać w momencie zabicia Madie i Halta, w momencie spowiadania przeciwko George'owi teraz dopiero do niego dotarł. Cały smutek i samotność dały o sobie znać.
A jednak wciąż nie chciał płakać. I nie ważne co robił, łzy i tak spływały po jego policzkach i spadały na brudną ziemie.
Przypomniał sobie swój smutek z pustyni, kiedy stracił Wyrwija i przypomniał sobie, jak go traktował w ciągu ostatnich dni. Tylko raz o niego zadbał i dlatego mu go zabrano. Zabrano mu ostatniego przyjaciela. Wszystkich innych stracił z swojej winy. Z swojej własnej winy.
![](https://img.wattpad.com/cover/213707914-288-k450442.jpg)
YOU ARE READING
Zwiadowcy - Nie każdy
FanfictionII cz. ,,Zwiadowcy - Nie zawsze" Samotność to jedno z gorszych odczuć. Jeśli ból da się przezwyciężyć i poradzić sobie z nim, tak samotność będzie z nami, dopóki ktoś nam nie pomoże. Tego nie da się zwalczyć samodzielnie. Tutaj potrzeba pomocy i...