Rozdział 15

124 13 3
                                    

   -Czyli chcesz powiedzieć, że rozmawiałeś z Haltem i jesteś pewny, że to nie były halucynacje? - zapytała marszcząc brwi.

   Po skończeniu opowieści sam zadał sobie takie pytanie. Musiał przyznać, że brzmiało to co najmniej nienormalnie, kiedy opowiadał o rozmowie z duchem martwego człowieka. I właściwie po przebudzeniu nie brał ani razu pod uwagę możliwości, że to mógłby być sen. Nie zastanawiał się nad tym i takie pytania nie przychodziły mu do głowy. Po prostu wiedział, że to była prawdziwa rozmowa.

   Nie wiedział skąd miał tą pewność, ale tak było i tyle. Jednak po skończeniu swojego długiego monologu faktycznie zaczął zastanawiać się nad szczerością tej historii. Przez chwilę brał nawet pod uwagę zarzucone mu halucynacje. Bo musiał przyznać, że to naprawdę brzmiało, jakby zaraz miał powiedzieć ,,Wiem, że to twoja wina" i rzucić się na Jenny - innymi słowy stać się takim, jak Will.

   Dlatego nie zdziwił się, kiedy w oczach ukochanej zobaczył niepokój. W końcu Will był jej niezwykle bliski i straciła go. I nie chciała by to samo stało się z jej chłopakiem. Dlatego poczuła ciężar na sercu, kiedy chłopak opowiedział jej o Halcie. Naprawdę chciała by ta rozmowa okazała się prawdą. To było niemożliwe - i każdy normalny człowiek wyzwałby go od szaleńców. Ale Jenny nie chciała wierzyć, że jej ukochany mógłby się stać ,,szaleńcem".

  -Przeczucie - stwierdził - Mam przeczucie, że to nie był sen. Wiesz, Halt zawsze robił rzeczy niemożliwe, więc i teraz mogło mu się to udać - odparł podnosząc wzrok na niebo. Zmrużył oczy by słoneczny blask aż tak nie drażnił jego oczu.

  -Ciekawe, że w takie dni potrafi być tak piękna pogoda - powiedziała cicho. Faktycznie, na niebie nie było ani jednej chmury. Świeciło ostre słońce i nawet wiatr nie wiał, jakby mówiąc, że ten dzień pozostawia w spokoju. I jakby chcąc by wszystkie rośliny spłonęły w cieple. Co prawda nie było jeszcze aż tak ciepło, ale taki dzień wydawał się zbliżać w nieubłaganym tempie.

  -Przez to wszystko nawet nie zauważyliśmy, a przecież już nie długo będziemy witać lato - odpowiedział opuszczając wzrok ponownie na ścieżkę przed nimi. Pomimo pięknej pogody musieli jednak utrzymać czujność - Lubię słońce - oznajmił nagle - Zawsze daje światło na nowe fakty i podnosi na duchu. Zawsze kojarzyło mi się z Willem - ciągnął dalej swą wypowiedź - Takie radosne. Kiedy tylko zaświeci od razu chce się spotkać z przyjaciółmi i uśmiechnąć, a jednak jest wiele miejsc, które spowija w jeszcze większej ciemności. Nigdy nie widziałem w tym niczego złego, aż do teraz. Stara się by światło przyciągało wzrok, a cień go odpychał. Will właśnie tak robił, dlatego nie zauważyliśmy tego co się działo - dokończył z cichym westchnieniem.

   Jenny spuściła wzrok na grzywę swego kuca. Nie lubiła prowadzić tych smutnych rozmów, pomimo że wiedziała, że czasem są one potrzebne, tak jak teraz Gilanowi. A jednak wolała prowadzić te miłe słowa, bez głupich przemyśleń i smętów. I za to zawsze podziwiała Willa. Nic nie budziło u niej tak wielkiego szacunku, jak jego umiejętność rozmieszenia wszystkich w każdej możliwej sytuacji.

   Co prawda było wiele innych rzeczy, za które mogła go podziwiać. Przecież zabił kalkara i to jeszcze na pierwszym roku szkolenia, spalił most, tym samym poświęcając się (nie obchodziło go wtedy co z nim zrobią, jedyne co liczyło się dla niego to to by jego przyjaciele uciekli)... Było tego wiele i można by to wyliczać wiekami. Will wiedział, kiedy trzeba być poważnym, ale ta powaga nie odbierała mu pomysłowości. Potrafił się do tego bardzo dobrze wspinać, dzięki czemu uratował Alyss. Wiele razy pokazywał, że pod wieloma względami nie ma sobie równych. Bo nawet jak ktoś wyprzedzał go w czymkolwiek, to on nadrabiał to swoimi pomysłami.

   I gdyby nie ta pomysłowość byłby już dawno martwy. Już dawno by nie żył i nie byłoby szans na usłyszenie żartu z jego ust. Nie ważne co by się nie działo Will zawsze potrafił rozśmieszyć każdą napotkaną osobę, dlatego też tak szybko zdobywał nowe znajomości. Potrafił być poważny - jeśli trzeba było. Ale jednak zawsze był w stanie rzucić żartem i sprawić, że wszyscy od razu podnosili się na duchu. Już sama jego obecność dodawała pewności.

   Dlatego jego zmiana spowodowała taki cios. To co w nim tak bardzo szanowała zniknęło wraz z Alyss. To było przerażające, kiedy zobaczyła go pierwszy raz po tej katastrofie. Nie uśmiechnął się na powitanie. Nie płakał z żalu. Po prostu z pustym spojrzeniem przywitał ją w wejściu chatki i uścisnął, kiedy się żegnali. Żaden żart nie wyleciał z jego ust. Tak samo jak żadna łza nie wypłynęła spod jego powiek. Był... nikim. Tak, to dobre określenie.

   Bo jak można nazwać kogoś kto zachowaniem nie przypomina ani człowieka pełnego życia, ani tego zmęczonego pracą, czy tego co stracił wszystko na czym mu zależało? Nie miał żadnego charakteru. Był pusty. Przestał pić kawę, a jego osoba straciła swój dar. Przecież nawet kiedy był jeszcze małym chłopcem - kiedy był poniżany przez Horace'a - nawet wtedy potrafił się cieszyć. Nawet wtedy śmiał się co chwilę z nikomu nie znanych powodów. A potem stracił tą iskrę, która w nim płonęła.

   A jednak Jenny nie chciała się tym smucić. Wyruszyła teraz za Horacem. Za Willem. Wyruszyła teraz z Gilanem by pomóc przyjacielowi, który zabłądził. Chciała naprawić to co stracił i znowu zapalić tą małą iskierkę w nim. Chciała znowu porozmawiać z Willem. Ale z tym prawdziwym Willem, którego znała z sierocińca. I po to była ta podróż.

   Musieli mieć nadzieje, że im się uda, dlatego nie mogli cały czas myśleć o najgorszym.

  -A przestań! - zawołała - Ciesz się! Masz szansę naprawić swoje błędy!

   Chciała być w tej chwili, jak Will. Zawsze brała z niego przykład i starała się również rozmieszać ludzi, choć nie szło jej to aż tak świetnie. Ale i tak była powszechnie lubiana. Gilan uśmiechnął się pod nosem.

  -Tia, wiem... - stwierdził, a po chwili poważnie odparł - Zastanawiam się jedynie, gdzie pojedziemy.

 -A po co nam plan? - zapytał radośnie unosząc ręce do góry, co prawie skończyło się dla niej upadkiem. Nie była tak zgrabna, jak Gilan, a do tego nie jeździła tyle na koniu co on. Więc z trudem utrzymała się w siodle, na co zwiadowca zaśmiał się.

 -Więc co proponujesz? - zapytał, kiedy przestał się śmiać. Jenny popatrzyła na niego z błyskiem w oku i stwierdziła.

  -Tam gdzie zaprowadzi nas świat...

...

Jenny wkracza do akcji! I od razu Gilanowi się jakoś tak humorek poprawił :)

Bo nic nie dzieje się przypadkowo. Pisz, Joel Carter

Zwiadowcy - Nie każdyWhere stories live. Discover now