Rozdział 9

154 15 9
                                    

-Wyjdzie z tego?

-Nic mu nie będzie - odparł siwowłosy mężczyzna - Za dużo stresu i tyle. Za parę godzin powinien się obudzić - dodał, po czym włożył do ręki rycerza kubek - Nie powinien pić przez najbliższy czas kawy. Zamiast niej powinien spożywać wiele zielonej herbaty, działa dobrze na uspokojenie. A także oczywiście powinien omijać sytuacje stresowe... - Medyk ciągnął swój monolog, ale Horace przestał go słuchać i popatrzył na przyjaciela, który w tej chwili wyglądał, jakby po prostu spał. 

   Musiał przyznać, że czuł przerażenie, kiedy w trakcie ich rozmowy Gilan zaczął po prostu tracić przytomność. Po jego wybuchu Horace zaczął spokojnym głosem mówić do przyjaciela o tym, że nie spotka go to samo, bo przecież wciąż pozostało tyle osób, do których mógł się zwrócić o pomoc. I on w przeciwieństwie do Willa był świadom tego co może się stać. Był świadom tego co może się stać, gdy nie zadziała.

   Nie zamierzali kolejny raz popełnić tego błędu. I do tego czasu nie powtórzyła się tamta sytuacja. Ale za to Horace dopiero w tej chwili zwrócił uwagę na coś innego. Przestali jeść, pić - tu nie chodziło o to, że popadali w depresje czy coś. Ale wszystko co mieli na głowie sprawiało, że zapominali o sobie. Zapominali o wszystkim. Nie spędzali już tyle czasu z znajomymi. Gilan nawet nie próbował naprawić sytuacji z Jenny. 

   Co prawda sytuacja im nie sprzyjała i może głupie byłoby wyjść na spacer z całą gromadką przyjaciół, ale kto im tego zabroni? Przez ostatnie wiele tygodni cały dzień myśleli tylko o kraju i był to ich obowiązek, ale jeden wieczór i tak by nic nie zmienił. Ale oni byli zbyt zaślepieni pracą by zwrócić uwagę na coś ważniejszego niż obowiązek.

   Nie zwracali uwagi nawet na samych siebie. Nawet Horace nie miał już czasu myśleć o jedzeniu. Po prostu cały czas wymyślał sposoby na złapanie Willa i spełnienie swojej obietnicy. Zbyt skupili się na innych. Zbyt skupili się na królestwie, a co z ich czasem? Zapomnieli nawet o swoim własnym zdrowiu. Zaczęło się od zwykłej utraty przytomności, ale jeśli czegoś nie zmienią to co będzie dalej? Umrą zanim poznają kryjówkę Willa. 

   Myśleli zbyt ogólnikowo. Chcieli uratować królestwo, ale jak mieli to zrobić, jeśli sami nie będą w stanie się ruszyć? Ich błędem początkowo był brak działania. Później brak zgrania. A teraz zbyt ogólnikowe myślenie. Cały czas siedzieli obok siebie i rozmawiali, ale nie o tym co czują, a o wszystkim innym. Jedynie Gilan widział, że to może się z nimi stać. Jedynie on brał pod uwagę że mogą oszaleć, jak Will. Ale on zapomniał o zdrowiu.

   Zapomniał o sobie. Nie dbał o to co robi. Mówił wszystko co chciał bojąc się o swój los, ale nieświadomie oboje zbliżali się do tej linii. Nie potrafili znaleźć tej granicy pomiędzy ,,zróbmy coś!", a ,,przestańmy wreszcie o tym myśleć". I właśnie to doprowadziło do tego co spotkało Gilana.

   Nie mogli ciągle zwalać na siebie czyiś win, bo to Gilan powinien o siebie zadbać. Powinni wreszcie zająć się sami sobą, ale to nie zawsze było w ich przypadku możliwe. Ciężko było myśleć o kraju, przyjaciołach i sobie. Przecież nawet zwiadowcy nie potrafią wszystkiego.

   Horace usiadł na krześle obok wąskiego łóżka i zapatrzył się w widok za oknem. Nawet nie zauważył, kiedy medyk opuścił pomieszczenie.  Był zbyt zamyślony by zwrócić na to uwagę.

 ,,Powiedz mi, co robię źle?" zapytał się w myślach sam nie wiedział kogo. 

-Znowu kogoś z moich bliskich spotyka coś takiego... - szepnął po chwili - Znowu komuś się coś dzieje. Co robię.... Co robimy źle? Odpowiesz mi, Gilania? - zapytał na koniec, ale nie dostał odpowiedzi.

   Sam próbował odkryć, dlaczego wszystko się tak kończy? Co robią źle? Ok, ustalił już, że za mało czasu poświęcają sobie i przyjaciołom, ale dlaczego to się tak kończy? Kiedyś również były tygodnie, kiedy nie mieli zupełnie na nic czasu i wszystko wyglądało tak jak teraz, tylko wtedy to się tak nie kończyło. Wtedy wychodzili z tego zwycięsko, aż w końcu okazywało się, że gdyby nie ich poświęcony czas to nic by się im nie udało.

   Popatrzył na drewniane domy blisko zamku. Nikt nie biegał po ulicach, jakby wszystko zamarło. Jakby już nikt nie potrafił się cieszyć, a przecież Will i tak zabije tego kogo będzie chciał, więc po co te wszystkie środki ostrożności?

-Obiecuje, Will - powiedział pod nosem. 

   Po raz kolejny spojrzał na Gilana. Następnie za okno. I tak zmieniał punkty co mniej niż parę sekund. 

-A co jeśli...? - mamrotał jakieś słowa pod nosem, które nie miały większego znaczenia. Tak jakby odbywał rozmowę z samym sobą. Pewnie każdy kto przechodziłby obok pomyślałby ,,Co to za wariat?", a następnie chciałby go spalić na stosie lub skrócić o głowę bojąc się, że zaraz Horace stanie się drugim Willem.

-Tak często powtarzam to imię... - szepnął do siebie przypominając sobie swoją kłótnię z Gilanem.

,,Nie chce by mnie spotkało to co Willa! Nie jestem tak silny, jak ty! Ty radzisz sobie z tym, a ja próbuje robić co tylko mogę, ale to dla mnie za ciężkie! (...) Boje się, Horace! Boje się, że spotka mnie to samo co mojego własnego ,,brata"! Złożył mi obietnicę, wiesz o tym?!"

-A jednak nadal tu jesteś - powiedział nagle rycerz - Wybacz, Gilan... Nie mogę dalej czekać... Ja nie popełnię tego samego błędu, co on... Nie złamię danej obietnicy. 



Zwiadowcy - Nie każdyWhere stories live. Discover now