Prolog

50 3 0
                                    

Wszyscy zgromadzeni na uroczystym klifie z zachwytem słuchali przemówienie bartłarza. On zaś, stary, z długą, siwą brodą z wczepionymi, kolorowymi pasemkami z owczej wełny, w długiej, dobrze mieszkańcom tej wioski znanej, czerwonej szacie z złotymi ornamentami z przejęciem głosił wielkie słowa o szczęściu i dobrobycie- wartości najważniejsze dla każdego człowieka. Otworzył księgę z świętymi ewangeliami spisanymi przez jego prapradziada.

-" Miłujcie się, więc wszyscy, ci którzy oddajecie swoje menterivi uwalniając swoje rodziny od nieszczęścia i zła. A teraz pokłońcie się staremu bartłarzowi, którzy prowadzi Was do wieczności, która będzie otwarta tylko dla poskuliatenów. Pamiętajcie, żeby przestrzegać wszystkich naszych świętych zasad i aby oddawać swoje menterivi jeśli chcecie poznać słodki smak zaświatów. Zgładźcie wszystkich niewiernych, buntujących się, bezbożnych. Bądźcie ludźmi! Ludźmi, którzy będą szczęśliwi. Chodźcie i głoście święte słowa, aby każdy miał szansę na stanie się poskuliatanem." Oto były słowa księgi świętej. Teraz powstańcie i poczekajcie na jutoplatię

Lud powstał z klęczków. Owce trzymane na smyczach przez mieszkańców wioski próbowały się uwolnić, lecz nic z tego. Słychać było beczenie owiec i małych dzieci. Napłatnik podał bartłarzowi słoik z krwią zabitego niewiernego.

-Oto krew, którą dokonam jutoplatii na menterivi. Należała do młodej dziewczyny, która nie rozumiała naszej pięknej religii. Szkoda było zabijać młodą niewiastę, lecz tak trzeba było uczynić dla naszego dobra. Niewierna mogła sprowadzić na nas nieszczęście. Byśmy umierali okrutnie przez nią. Reju Koplunta!

Napłatnik podał bartłarzowi miotełkę. Prorok zamoczył ją w słoiczku z krwią. Zaczął przechadzać się pomiędzy mieszkańcami i owcami, które nakrapiał czerwoną substancją. Powietrze zgęstniało poprzez metaliczny zapach krwi. Biała wełna owiec przebarwiła się czerwonymi plamkami. Kiedy wszystkie zostały zjutoplatowane, bartłarz oznajmił.

-Tak, oto dzięki tej krwi stworzyłem dla Was otoczkę ochronną przeciw niewiernym, aby nasza religia nigdy nie umarła. A teraz nastąpi najbardziej wyczekiwany moment. Ten, który zapewni nam dobrobyt, szczęście, zdrowie i ochronę. Owce, nazywane przez nas menterivi, są zesłańcami naszego Pana. Są łagodne, bezbronne, ale to nie oznacza, że nie skrywają w sobie zła. Pamiętacie, chyba jak jedna z nich odgryzła palec mojemu drogiemu prapradziadowi, założyciela naszej zbawiennej religii. Wyczuła w nim świętość i chciała się jej pozbyć. Głupie zwierzęta! Ale tą historię przecież każdy z nas zna, więc nie będę przynudzał tylko działał. Pora rozpocząć co 4-roczny rytuał palenia martwych owiec.

Rodziny ustawiły się w kolejki z swoimi owcami do końca klifu. Najstarszy członek rodziny miał wyrzucić owcę z klifu w sam dół, gdzie leżą spalone owce z poprzednich rytuałów. Zawsze przy tym rytuale płaczą dzieci. Nie rozumieją, dlaczego trzeba zabijać owieczki. Zrozumieją to, dopiero jak dorosną.

Mężczyzna z pierwszej rodziny wziął zakrwawioną menterivi na ręce i podniósł w górę. Owca zabeczała rozpaczliwie. Mężczyzna wykonał zamach i rzucił owieczką w dół. Jeśli owca przeżyła lot w dół, oznacza to, że lud czekała zagłada i nieszczęście. Jednak nigdy żadna jeszcze nie przeżyła.

Kiedy wszystkie rodziny pozbyły się zwierząt, bartłarz polał benzyną na skupisko trupów. Potem rzucił zapaloną zapałką, aż cała sterta stanęła w ogniu. 

Wioska Martwych OwiecWhere stories live. Discover now