Gliniany pokój

10 0 0
                                    

Matka zakluczyła Oliandrę w cuchnącym pomieszczeniu, w piwnicy. Rzuciła się pięściami na ścianę. Krzyczała z całych sił o pomoc. Wiedziała, że to jest kara za to wszystko. 

Czuła strach i obrzydzenie. Nigdy nie była w bardziej odrzucającym miejscu. Ponadto roiło się tam od myszy, pająków i innych niezidentyfikowanych owadów. Usiadła zrezygnowana i obolała po szkolnym napadzie na zniszczone łóżko. Był na nim pomarańczowy koc w kratkę z dziurami, które zrobiły lokatorzy pokoju, czyli tych wszystkich obrzydliwych stworzeń. Oliandra rozpłakała się. Chciała przytulić się do swojego koca, do którego zawsze się tuliła, kiedy płakała. Brakowało jej ciepła, takiego sercowego ciepła. Nikt jej przecież nigdy nie przytulił, nie licząc tego jak była niemowlęciem. 

Chciała być obok Fifki, przytulając się do jej owczej wełny. Była ciekawa jak długo będzie siedziała w tym pomieszczeniu. 

Po dłuższym czasie, straciła rachubę czasu. Nie wiedziała, która jest pora. Nawet nie wiedziała, kiedy powinna odbyć wieczorną kophę. Usłyszała burczenie w brzuchu. Była głodna i zmarznięta. Jednak nie chciała wchodzić pod brudny koc. 

Postanowiła się rozejrzeć po szafkach. Otworzyła jedną i wyleciały z niej tumany kurzu. Były w niej książki. Oczywiście, że religijne. Miały tytuły "Jak być posłusznym bartłarzowi", "Jak opiekować się menterivi", "Najświętsze ewangelie św. bartłarza", "Okazywać podziw", "Heretycy i ich kary", "Zakazy religijne", "Jak odbywać poprawną kophę?" i wiele innych. 

Szkoda, że żadnych bajek nie ma, pomyślała Oliandra. W innej szafce były szpargały takie jak szczotka do włosów, breloczki, gumki do włosów, nożyczki, łyżka, jakieś tabletki, cygaro, chusteczki, jakieś kartki z dziwnymi słowami, kartki z modlitwami, łańcuszki, pudełko z kremem, koraliki, a nawet maskotka w kształcie owieczki. 

Oliandra wzięła zaciekawiona maskotkę. Owieczka nie miała oka, była brudna, w kurzu, a na jej brzuszki był napis "menterivi". To była stara przytulanka Oliandry. Uwielbiała ją jak miała 2 latka. Przytuliła się do niej i kontynuowała płacz. Tęskniła za Fifką i za czasami jak była dzieckiem i nie dostawało jej się w kość. Była rozwydrzona, ale była tylko dzieckiem. Nadal jest, ale teraz musi chociaż udawać, że jest posłuszna. Ale coś jej się nie udawało. 

Po maskotce przeszedł chudy pająk. Dziewczynka wzdrygnęła się i rzuciła maskotkę na brudną podłogę. Nigdy nie była w tym miejscu. Nie pamiętała, aby była. Poszła do kolejnych szafek. Jedne były puste, a w niektórych znalazła inną maskotkę, w kształcie aniołka, starą butelkę dla dziecka, lalkę, jakieś zdjęcia, drewniane figurki, kredki, pieluszkę, płytę do gramofonu, świeczkę, okulary i wiele innych drobiazgów. 

Spojrzała na znalezione zdjęcia. Były stare i przedstawiały kophingę poniedziałkową, jakieś chyb a stare małżeństwo, owieczkę, bartłarza Korbisa IV, a nawet portret Korbisa I. Na jednym z zdjęć zauważyła matkę i ojca. Trzymali na rękach jakieś dziecko. Chyba dziewczynkę. Po chwili dziewczynka okazała się być małą Oliandrą. Olia spoglądała uważnie na fotografię. Rodzice się na niej uśmiechali, a ona rzadko widywała ich uśmiechniętych. Był to dla niej szok. Byli tacy ładni z uśmiechem i młodzi. Teraz wyglądali na o wiele starszych. Oliandra zauważyła, że uśmiech sprawia, że człowiek jest ładniejszy i wygląda na młodszego. Wygląda na szczęśliwego. Ona sama też się rzadko uśmiechała. Nie miała zbyt dużo powodów, aby to robić. Poczuła dziwną tęsknotę. Ale za czym? Za pięknymi czasami? 

Oliandra nie miała czegoś takiego jak piękne czasy. Ona tęskniła, za czymś czego naprawdę bardzo rzadko doświadczała. Za miłością i szczęściem. Dlatego pewnie tak bardzo chciała mieć owieczkę, którą sobie wybrała. Czułą przy niej szczęście. Dla wielu z was pewnie się wydaje to niepojęte, że akurat wybrała, tą najbardziej osłabioną. Ale taka już była Oliandra. Współczująca tym najbiedniejszym. Chce się opiekować owieczką, ponieważ ona tak samo jak dziewczynka nie doświadczyła miłości od innych. A teraz mogą siebie kochać nawzajem. 

O ile Oliandra kiedykolwiek wyjdzie z tego cuchnącego miejsca... 

Zajrzała do kolejnej szafy i znalazła tam ubrania. Były częściowo zjedzone przez mole i nie pachniały za dobrze. Było kilka bluzek, pożółkły sweter, duże spodnie i jeden but. Ubrania były na osobę dorosła, prawdopodobnie na mężczyznę, ponieważ w tej wiosce panie nie skupiały się na ładnym wyglądzie. W naszej rzeczywistości można je określić jako zaniedbane, a niektórzy mogą powiedzieć nawet, że brzydkie. Wyjątkowi byli ludzie tacy jak Meofeta i jej rodzice. Nie mówiąc już o bartłarzu i jego napłatników, którzy żyli jak pączki w maśle.

Oliandra nudziła się. Była głodna i chciało jej się pić. Ponadto było jej zimno, ale nie na tyle, aby wejść pod ten dziurawy koc. Kto wie, kto pod nim leżał i co z nim robił. 

Dużo czasu przeznaczyła na zastanawianie się, dlaczego nigdy nie była w tym miejscu i o nim nie wiedziała, kiedy do niej ktoś przyjdzie z jedzeniem, kto był przed nią w tym pokoju i czyje są te rzeczy. Oraz dlaczego ten świat jest tak bardzo przeciwko niej...

Położyła się na łóżku, które okazało się być twarde, a nie zapominajmy, że Oliandra była cała obolała po tamtym dniu. Snuła rozmyślania i różne refleksje. O tym skąd ta nienawiść, skąd ta sekta itd. Nie sądziła jednak, że uda jej się zasnąć w tych warunkach. 

Ale jednak nie spała całą poprzednią noc. 

Obudził ją Skizel z tacą w ręku. Była na niej kiełbasa, chleb, masło i mleko. Oliandra obudziła się zdziwiona i nie dowierzała co się stało. Wzięła tacę od brata i zaczęła się zajadać. Usiadła na łóżku a brat obok niej. Jak pokonała głód odezwała się do brata.

-Skizel, co to za miejsce? Dlaczego jestem trzymana pod kluczem? Jak u Fifki?

-Siora, spokojnie. Menterivi ma się dobrze, a to tylko kara.

-Phi, tylko kara.

-Tak, nie wiem ile czasu musisz tu siedzieć, ale musisz być odizolowana od społeczeństwa, bo tak zalecił teuchdeta z tego co wiem. To ci tylko wyjdzie na dobre. Nie musisz chodzić do szkoły, ponieważ nauczyciele są poinformowani o tym. Prawdopodobnie będzie cię odwiedzał bartłarz, ale tego to nie jestem pewien... A i musisz być też odizolowana od Fifki, ponieważ według rodziców ona działa na ciebie źle. To przez nią, dla niej, się zbuntowałaś do tego stopnia. Nie zdziwiłbym się, gdyby wypuścili cię dopiero w czasie palenia owiec. 

-Cooo? Nie wierzę! Co ty wygadujesz? Skizel! Nie wytrzymam tutaj długo. Brakuje mi wody, jedzenia, odzieży, muszę szczać do wiadra, nawet lustra nie mam, aby się uczesać... Nie mam nic. Nawet okna. Nie wiem jaka jest pora dnia. 

-To jest tylko twoja wina, Olia. 

Oliandra krzyknęła ze złości i rzuciła się do drzwi. W biegu złapał ją mocno i nie pozwolił jej uciec. Zaczęła go bić i gryźć. Dostał od niej w krocze i uwolniła się z uchwytu. Pobiegła przed siebie, ale na schodach w piwnicy wpadła na ojca. On nie okazał się już taki potulny. Uderzył dziewczynkę i sturlała się ze schodów. Jej rany z wczoraj zabolały ją mocno. Uderzyła się mocno w głowę lecąc z tych schodów. Zobaczyła przed oczami gwiazdy i nagle ręce ojca, który wziął ją i aż rzucił jej ciałem do zakurzonego pomieszczenia. Wylądowała na podłodze. 

Usłyszała krzyk ojca już tak jakby była pod wodą. 

-Ty zbuntowana suko, masz zakaz na wszystko! Chyba, że już teraz chcesz umierać.

Oliandra straciła przytomność. 


Wioska Martwych OwiecWhere stories live. Discover now