Noc spełnienia

7 0 0
                                    

Czas płynął nieubłaganie szybko. Jeszcze tylko kilka dni zostało do rytuału palenia owiec. Nadszedł dzień Wielkiej Kophingi, gdzie i dorośli i dzieci uczestniczyli razem. Był to tak zwany Wielki Poniedziałek, kiedy to bartłarz uroczyście zapraszał do rytuału, który odbędzie się na następny dzień na klifie. Pod nimi był ocean owiec, do którego nikt się nie zbliżał ze względu na martwe zwierzęta i przez to, że to by mogło przynieść nieszczęście. Wyznaczeni przez bartłarza pracowali poprzez czerpanie wody z oceanu i dostarczanie jej do domostw. Święte klify rytualne są dosyć oddalone od domostw. Wzbudzały strach mieszkańców.

Wielka Kophinga trwa zazwyczaj 5 godzin. Ból kolan po takim czasie klęczenia jest do opłakania. Wtedy również bartłarz używa najczęściej swojego bata, ponieważ ludzie wymiękają po tylu godzinach i są to prawdziwe tortury zwłaszcza jak kogoś coś boli. Jedynie małe dzieci i niemowlaki nie dostają z bata.

Msza mijała powoli. Oliandra miała serdecznie dość. Jak tylko mogła już wstać na nogi to ledwo mogła dawać kroki. Podłoga, na której klęczeli mieszkańcy była bardzo niewygodna. Była drewniana i nierówna przez to kolana były ozdobione odciskami i czasami również drzazgami. Po powrocie do domu Oliandra umyła swoje obolałe kolana w lodowatej wodzie. Poruszała nimi trochę i to ulżyło. Poszła do Fifki, która przez te 4 lata porządnie się zregenerowała i utyła. Wyglądała jak taka duża, puchata kulka.

Oliandra poczuła ciężar na sercu. Już za kilka dni będzie świadkiem śmierci swojej menterivi. Nie lubiła tego określenia. Rodzice nigdy nie używali imienia owieczki, lecz mówili na nią tak jak każdy, czyli "menterivi".

-Musimy uciec- pochyliła się nad owieczką dziewczynka. Powiedziała to śmiertelnie poważnym szeptem.

Dzień minął i wszyscy poszli spać. Wszyscy oprócz Oliandry. Wzięła swój worek do szkoły i spakowała do niego koc, nóż, który używają rodzice w kuchni do mięsa, trochę paszy dla Fifki, trochę kiełbas, chleb, ser, trochę warzyw z pola rodziców, drewnianą miseczkę na wodę z rzeki do picia oraz pluszową maskotkę owieczki, którą znalazła w glinianym pokoju. Nie wiedziała co ma jeszcze zabrać, ponieważ jest to podróż, która niewiadomo, kiedy i jak się skończy.

Ubrała się w bluzkę i swój najgrubszy, wełniany sweter, spodnie z grubego materiału, najmniej zniszczone i wygodne buty, grube wełniane skarpety i wełnianą, bordową czapkę. Fifkę upięła na smyczy. Przewiesiła worek na plecach i ruszyła z Fifką przed siebie.

Nie znała celu swojej podróży. Dużo nad tym myślała, ale nic nie wymyśliła. Jedyne co przychodziło jej do głowy to były lasy okalające wioskę. Mogła je pokonać i zobaczyć "granicę". W końcu nigdy jeszcze nie przeczytała książki, która by opisywała jak wygląda ta granica, a bardzo by chciała ją zobaczyć nawet jeśli wciągnię ją pusta otchłań. To było lepsze niż tkwienie w tej wiosce i czekać na śmierć Fifki.

Po drodze napotkała starą, bezdomną kobietę. Bezdomna zdziwiła się, że dziecko wyszło same z domu w środku nocy. Oliandra powiedziała jej, że chce uciec razem z owieczką. Pani ta natomiast zaczęła ostrzegać przed biedą i ubóstwem, ponieważ sama ma z tym doczynienia. Nie jest łatwo być na marginesie społecznym. Oliandra jednak nie zamierza się zniechęcać. Ma nadzieję, że ze względu na jej młody wiek ludzie okażą się dobroduszni i zechcą jej pomóc jeśli znajdzie jakichś ludzi w lesie i poza nim. Tutaj nie ma co się starać.

-Masz może coś do jedzenia? Dawno niczego nie miałam w ustach- zaczęła biadolić kobieta.

Oliandra że względu na swoje dobre serce podarowała kobiecie kiełbasę i kilka kromek chleba. Kobieta się ucieszyła i uciekła szybko jakby bała się, że Oliandra będzie próbowała zabrać jej jedzenie. Nie miała jej tego za złe.

Wędrowała po wiosce i wędrowała. Mijała mnóstwo domów. Niektóre wyglądały dobrze, a niektóre gorzej. Dom Oliandry (były dom) zaliczał się do grupy dobrze wyglądających. Niektóre domy się rozpadały i ledwo można było w nich mieszkać, a jednak ludzie dawali jakoś radę.

Zauważyła rzeczkę. Była to ta, którą mijała idąc do szkoły. Przycupła na kamieniu i wyjęła jedną kromkę chleba. Fifce zaś wskazała trawę, która była wręcz idealna dzięki wilgoci z rzeki. Po najedzeniu się wypełniła miseczkę wodą i napiła się z niej. Fifkę poprowadziła na smyczy przy rzece, aby owieczka też mogła się napoić. Nagle zauważyła w cieniu chudą, wysoką postać.

-Kimkolwiek jesteś, nie przestraszysz mnie- Oliandra powiedziała do ukrywającej się postaci, która okazała się bezdomną matką z dzieckiem.

-Nie chciałam Cię przestraszyć. Zauważyłam, że masz jedzenie a ja jestem taka głodna. Proszę, pomóż biednej kobiecie z dzieckiem.

Oliandra podzieliła się kolejną kiełbasą, serem i dwoma kromkami chleba. Zrobiła to trochę niechętnie, ponieważ sama potrzebowała jedzenia, a te zapasy, które miała mogły by nie starczyć na taką podróż. Jednak nie umiała odmówić.

- Dziękuję, Reju koplunta!- powiedziała kobieta i znikła razem z dzieckiem i jedzeniem.

Oliandra postanowiła ruszyć w drogę zanim znowu ktoś ją poprosi o jedzenie. Założyła worek na plecy i ruszyła w stronę najbliższych okolic lasu. Musiała przejść całą wioskę.

Po drodze napotkała znajomy dom. Był ładniejszy niż inne domy i większy. Właściciele domu posiadali własne pole. Oliandra wpadła na pomysł. Miała szansę się zemścić za wszystko co zrobiła jej Meofeta a w nocy, kiedy pewnie śpi, jest najlepsza okazja. Przywiązała owieczkę do płotu i kazała jej tam zostać. Owieczka zabeczała, a Oliandra przycisnęła palec do ust w uciszającym geście.

Bała się, ale jak tylko spojrzała na swoje blizny to chęć zemsty wzrosła. Szkoda tylko, że nie wiedziała, gdzie mieszkają przyjaciółki dziewczyny. One również sobie zasłużyły.

Przeskoczyła płot i okrążyła dom zaglądając do okien. Torbę zostawiła przy Fifce, a zabrała tylko nóż że sobą. W końcu znalazła okno z widokiem na śpiącą śpiewaczkę. Miała bardzo obszerny i ładny pokój. Aż Oliandra poczuła ukłucie zazdrości w swoim sercu. Na szczęście pokój nie był na piętrze, bo Oliandra wtedy by musiała się wspinać.

Miała szczęście, że jest lato i ludzie spali przy otwartych oknach. Meofeta również. Noce były chłodne, ale Oliandrze w tym swetrze było bardzo gorąco więc zdążyła go wcześniej zdjąć i schować do worka. Zwinnie przeszła przez okno starając się nie wydać żadnego dźwięku. Meofeta przekręciła się w łóżku sprawiając, że Oliandra się najeżyła że strachu. Nie byłoby ciekawie, jakby się nagle obudziła. Przez jej głowę przeszły myśli, czy oby na pewno potrzebuje się zemścić na koleżance. Wtedy znowu spojrzała na ręce i żądza zemsty wróciła. Nie była tak samo silna jak wcześniej, ale była. Tego się uczepiła Olia.

Planu zemsty nie obmyśliła. Wiedziała tylko, że chce zrobić jej coś podobnego co ona jej i że Meofeta nie goniła by Oliandry, ponieważ zawsze musi super wyglądać a w piżamie nie będzie super modelką. Jeszcze ktoś ją zobaczy i stanie się pośmiewiskiem. Oliandra stanęła nad Meofetą. Blask świecy oświetlał jej śpiąca twarz. Wyglądała tak niewinnie, a była prawdziwą bestią.

Oliandra miała chwilę zawahania, ale zagryzła zęby i wykonała ostry ruch ręką wzdłuż twarzy i ciała Meofety plamiąc przy tym krwią wszystko co było wokół. Meofeta krzyknęła donośnie. Olia zadała kolejny cios nożem i kolejny. Kiedy Meofeta wyrwana ze snu zorientowała się co się właśnie stało, Oliandra wyskoczyła przez okno słysząc za sobą przeraźliwy okrzyk śpiewaczki.

-Ty zbuntowana suko! Heretyczko! Wariatko! Przez Ciebie nie pokażę się już nikomu!

Oliandra biegła co sił w nogach. Przeskoczyła płot, odwiązała Fifkę i pobiegła z owieczką przed siebie. Zwierzątko jej to utrudniało, ale na szczęście nikt nie ruszył w pogoń za dziewczynką.

Oliandra lepiła się od krwi śpiewaczki. Nie wierzyła w to, co właśnie zrobiła. Okaleczyła urodę Meofety. Oko za oko, ząb za ząb. Jednak myślała, że będzie się inaczej czuła. Liczyła na satysfakcję, lecz dostała tylko gorycz wyrzutów sumienia i krew na sobie.

Zdała sobie sprawę, że stała się taka jak ona.

Wioska Martwych OwiecWhere stories live. Discover now