Skatowana dziewczyna krwawiąc dzielnie klęczała ze strachu przed Korbisem. Była osłabiona bardzo, ponieważ straciła dużo krwi. Już nie w sposób naturalny, lecz przez bartłarza. Jej płacz rozdzierał serce Oliandry podczas tych makabrycznych scen. Nie mogła patrzeć na katowanie tej biednej dziewczyny. Dlaczego, do cholery, ci ludzie są tacy bez serca?
Ludzie odsuwali się od tej dziewczyny i próbowali być jak najdalej od niej podczas kophingi. Ciągle rzucali w jej stronę wrogie spojrzenia. Lecz ich nienawiść mieszał się ze strachem. Bali się, ponieważ bardzo dobrze każdy wiedział, że takie coś może spotkać każdego. Bez wyjątku. A nienawidzić musieli, ponieważ tak byli nauczeni od dziecka. Nie mogli ukazywać współczucia, ponieważ to była oznaka słabości według Korbisa. A jego każdy się słuchał. Dla nich religia jest najważniejsza i gardzą tymi, którzy się sprzeciwiają lub popełnią błąd.
Oliandrę również uczono to bycia bez serca, ale w niej zawsze tliło się współczucie. Nie umiała nienawidzić bezdomnych czy takich co przeszkodzą podczas mszy. Nie rozumiała tego, co uczył i głosił Korbis. Choć pewnie prawie nikt nie rozumiał tej jego paplaniny. Każdy się go słuchał ze strachu i każdy chciał być taki jak inni. Nikt nie chciał się wyróżniać.
"Głoście słowa mojego prapradziada, dobrzy ludzie. Bo każdy kto się ich słucha, zostanie poskuliantem. A teraz idźcie i nakarmcie Wasze menterivi, aby mogło przynosić Wam szczęście i dobrobyt". Tymi słowami zakończył bartłarz kophingę. Ludzie wstali obolali z klęczków i zaczęli wychodzić ze świątyni.
Oliandra wstała ciężko z miejsca. Spojrzała na swoje czerwone kolana, a potem rzuciła wzrok w kierunku bartłarza. Ku jej zdziwieniu, okazało się że on również spojrzał się w jej stronę. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Jego świdrujące spojrzenie przerażało dziewczynkę. Nigdy nie rozmawiała z bartłarzem, nie licząc kophingi domowej, kiedy to on odwiedza każdego mieszkańca i się z nim modli. Ale wtedy to więcej rodzice z nim rozmawiają a Oliandra grzecznie się modli i słucha dorosłych.
Nagle dziewczynka zauważyła że mężczyzna coś powiedział, lecz nie wiedziała co takiego. Tłum był zbyt głośny, aby można było usłyszeć z daleka głos Korbisa. Wiedziała jedno: to nie były miłe słowa.
-Siostra, co ty się tak patrzysz? Chodź, bo się jeszcze w kimś zakochasz- zaśmiał się Skizel.
Oliandra nie odpowiedziała. Poszła za tłumem czując jak jej serce bije niespokojnie ze strachu. Zastanawiała się, czy czasem jej się nie przewidziało. Tego dziwnego, przerażającego wzroku Korbisa nigdy nie zapomni. Ciągle się zastanawiała, dlaczego akurat na nią tak się patrzył. Ale może jednak na kogoś innego... W końcu stała w tłumie.
Zamyślona szła obok Skizela, który zaczął jej się dziwnie przyglądać.
-Siostra, co ty taka jesteś wyłączona?- zapytał.
Oliandra zamrugała ściągnięta ze swoich rozmyślań na ziemię i spojrzała się pytająco na brata.
-Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. W ogóle jesteś dzisiaj taka małomówna. Jak nie ty! Co się stało? Możesz mi się przecież wygadać- zapewnił brat. Lecz on tak tylko lubił mówić. Lubił czuć się potrzebny, a to co trapiło siostrę, jakoś go to wielce nie obchodziło. Udaje, że ją słucha, ale zawsze myśli o czymś innym. O tym, co ta piękna Alonizja pomyślała o nim, kiedy minął ją korytarzem. O tym, co tym razem ojciec da mu do roboty. O tym, na jaki kolor pofarbować swój nowy, wełniany koc. Rzadko, kiedy naprawdę jest pomocny. Starał się być po prostu doceniony przez innych.
-A jak ty byś się czuł, gdyby Cię zamknięto w wilgotnej, zimnej komórce z myszami i pająkami? -rzuciła ostrym tonem Oliandra. Powiedziała te słowa bardzo cicho, a jednak brzmiały dosadnie. Pochwaliła siebie za to w myślach.
-Ojeju, spokojnie. Przesadzasz!
Po tych słowach Oliandrę zagotowało.
-Co? Ja przesadzam? Nawet nie wiesz jak to jest, więc nie mów mi, że przesadzam!
-Ale ty sobie na to zasłużyłaś. Powinnaś być taka jak ja, czyli ułożona i posłuszna.
Oliandra nie miała sił na kłótnie. Przewróciła oczami tylko, choć najchętniej to by popchnęła brata do stawu obok, którego właśnie przechodzili. Kiedyś nie odpuszczała. Teraz zaczęła to robić, ponieważ dorasta i wiele rzeczy widzi inaczej niż kiedyś. Czasami po prostu lepiej jest odpuścić, niż kłócić się z idiotami. Choć czasami zemsta jest bardzo kusząca.
Dalszą wędrówkę odbyli w milczeniu. Oliandra, po wyjściu z świątyni, przestała się zachwycać pięknem na świeżym powietrzu, które zaraz znowu utraci. Myślała ciągle o tym dziwnym spojrzeniu bartłarza i o tej skatowanej dziewczynie. Lecz złość na brata nie ustępowała. Bardzo ją uraziło, że stwierdził, że przesadza. Nienawidziła tego słowa. No bo skąd on wie jak ona się czuje, jeśli nie był nigdy w jej skórze?
Weszli do domu i Oliandra wyrwała się z zamyśleń. Czeka na nią gliniany pokój. Ciekawe, tylko na jak długo. Puściła się biegiem na pole do Fifki. Będą krzyczeć za to na nią, ale chociaż zobaczy ją przez chwilę.
Zobaczyła Fifkę pasącą się na trawie, skąpanej w złotych promieniach słońca. Zielona trawa i biała wełna ładnie komponowały się z niebieskim niebem i białymi chmurkami. Fifka spojrzała na biegnącą do niej Oliandrę, która po chwili rzuciła się ramionami na szyję owieczce. Owieczka zabeczała. Wyglądała już troszkę lepiej niż poprzednio, lecz dziewczynce coś nie pasowało. Co prawda, owieczka już powoli wygląda na zdrowszą, ale z tył głowy dziewczynka czuła, że jest coś nie tak. Jednak to było niewidoczne na pierwszy rzut oka. Przyjrzała się dokładnie zwierzątku, lecz ono tylko wyładniało. Wełna była czystsza na jej nadal drobnym, ale już lepszym tułowiu.
Oliandra czuła radość, że może teraz bez problemu przytulić zwierzątko a nie siedzieć w zamknięciu. Niby nadal krótko się znała z owieczką, ale jej dziecięca miłość do niej jest ogromna już właśnie od pierwszego wejrzenia. Jest to trochę nie do pomyślenia, ale w realiach, gdzie miłość, najpotrzebniejsza wartość, nie występuje, to Oliandra chciała kogoś pokochać z wzajemnością. A zwierzątko jest idealnym kandydatem do takiej miłości. Sisi również kochała. Dlatego bardzo przeżyła jej stratę. Nie chciała tracić również Fifki. Nie mogła na to pozwolić.
Nagle jej ramię chwyciła matka.
-Oliandro, przyszedł teuchdeta na domową wizytę. Musisz przyjść do niego.
Oliandra westchnęła i pożegnała owieczkę. Posłużnie poszła w milczeniu za matka. Zaprowadziła ją do kuchni, gdzie przy stole już siedział znajomy teuchdeta.
Oliandra przywitała się z nim i wsłuchała się w rozmowę dorosłych, bo to przecież tak naprawdę o zdanie rodziców chodzi a nie o jej. Rodzice opowiadali o odizolowaniu Oliandry od reszty świata. Okazało się, że to był pomysł lekarza, a nie rodziców. Rodzice chwalą te odizolowanie Olii, ponieważ według nich jest teraz grzeczniejsza i bardziej ułożona. Choć co oni mogą wiedzieć. Tak naprawdę to nic nie wiedzą, a wyrażają się tak jakby wiedzieli o niej wszystko, każda emocję i myśl. Że Oliandrze się to podoba, uważa, że tak będzie najlepiej i tak dalej. Oliandra chciała zaprzeczyć, ale zależało jej na szybkim wyjściu z zamknięcia, więc chciała chociaż udawać, że się zmieniła.
Potem wszyscy razem poszli do glinianego pokoju. Teuchdeta obejrzał pokój z aprobatą.
-Idealnie!- powiedział.
Potem zostawili Oliandrę znowu samą w ciemnościach pokoju, z jedyną świeczką i bez żadnych zapałek.
Samotność i myszy się stęskniły za współlokatorką.

YOU ARE READING
Wioska Martwych Owiec
HorrorOliandra jest 14-letnią dziewczyną, która podjęła decyzję, aby uciec z wioski, na której mieszka razem z swoją owieczką Fifką i rodziną, która głęboko wierzy w religię prapradziada brartłarza Korbisa- przywódcy ludu. Co 4 lata odbywa się rytuał oczy...