Złodziejka owiec

19 2 1
                                    

Oliandra otworzyła opuchnięte oczy. Bolała ją głowa, tak jak zawsze po płaczu. Nadal miała słone policzki i ściśnięte serce z tęsknoty. Podniosła się z twardego łóżka. Rozejrzała się po pokoju. Nie był ani za mały, ani za duży. Na środku leżał dywan z skóry jakiegoś zwierzęcia, prawdopodobnie niedźwiedzia. W kącie stała duża garderoba na jej ubrania i zabawki. Były stare, ponieważ Oliandra ma 10 lat i już się nimi nie bawi. Na ścianach wisiały jej rysunki i lampy z świecami. Mimo tego, że czasy w których odgrywa się opowieść są współczesne, to nikt z mieszkańców wioski nie wie co to jest Internet i prąd. Nic dziwnego, w końcu jest to odległa od miast wiocha, gdzie ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, że istnieje coś takiego jak kontynenty. Oprócz bartłarza i jego wspólników...

Zauważyła talerz z kolacją, którą najwidoczniej przespała. Na błękitnym talerzu leżał chleb z masłem oraz kiełbasa. To był prawdziwy rarytas! Oliandra i jej rodzina nie mogą narzekać na biedę, ale biedni są ci, którym ledwo starcza na chleb, a takich niestety jest pełno. Całymi dniami pracują na polu za marne pieniądze. Nawet małe dzieci. Oliandra jest prawdziwą szczęściarą. U niej nikt nie pracuje na polu, ponieważ jej rodzice mają swoje własne i to oni wypłacają te marne pensje dla tych wymęczonych ludzi. Inaczej mówiąc, są bogaci. 

Dziewczyna zjadła kolację i odniosła talerz do kuchni. Była ciasna, ale nikt na to akurat nie marudził. Ani na żółtą, odchodzącą farbę z ścian. Oli umyła talerz i wzdrygnęła się na widok swojego brata. Myślała, że Skizel już dawno śpi. 

-Siostra, co z ciebie za nietoperz?- zaśmiał się.

-A przerzuciłam się na nocny tryb życia- uśmiechnęła się Oliandra- wiesz może jak to się stało, że zasnęłam?

-Ja nic nie wiem, ale widziałem jak matka dosypała ci jakiegoś proszku do wody. Pewnie to były te twoje lekarstwa. 

W tej cudownej wiosce mimo iż nie ma Internetu ani prądu, istnieją lekarze. Oliandra nigdy nie była jednym z tych grzecznych, ułożonych, posłusznych dzieci. Miała zawsze swoje zdanie i była bardzo uparta. Już w wieku 6 lat buntowała się matce, że nie będzie się modliła w czasie, kiedy bolała ją głowa. A często ją bolała, bo często płakała. A modlitwa jest najważniejsza dla wyznawców bartłarza Korbisa. Rodzice wysłali zbuntowane dziecko do lekarza zajmującego się ludzką psychiką i wiarą- teuchdyta. Jest to połączenie psychiatry z księdzem. I to właśnie on przypisuje leki dla Oliandry. Mają działać uspokajająco i często też usypiająco. 

-Siostra, nie możesz tak podskakiwać rodzicom. Oni chcą dla ciebie dobrze. Oraz dla naszej wiary oczywiście. Nie rozumiem twojego zachowania. Powinnaś się cieszyć, że nasza menterivi wygląda na okaz zdrowia i zapewni nam upragnione szczęście. Tak jak Sisi. 

Przemowa brata podburzyła dziewczynkę. Nie uznaje śmierci niewinnego zwierzęcia, aby dawało szczęście. Zwierzęta powinno się kochać i nimi opiekować, bo to ich miłość daje szczęście. 

Oliandra prychnęła pod nosem a Skizel przewrócił oczami. 

-Nie możesz się tak zachowywać. Musisz liczyć się z konsekwencjami, bo możesz skończyć za kilka lat jako krew na jutoplatii. A tego akurat nie chcesz. Ja również. Przyniesiesz hańbę naszej rodzinie. Chcesz tego?

Oliandra chciała nakrzyczeć na brata, ale wtedy by obudziła rodziców. Zrobiła się cała czerwona ze złości i pobiegła do swojego pokoju. Tam zaczęła rzucać swoimi rzeczami z szafy. Nie miała ich dużo, ale i tak zrobiła wielki bałagan. Nie obchodziło ją to. Musiała przyprowadzić Fifkę. 

Wzięła ze sobą lampę naftową. Otworzyła okno i zeskoczyła przez nie na trawę. Była późna godzina, więc na pewno wszyscy spali. Otuliła się szczelnie wełnianym swetrem. Było jej chłodno, ale jak tylko zaczęła powoli biec przez wioskę, to poczuła adrenalinę we krwi. Zrobiło jej się cieplej, a serce przyśpieszyło tempa. 

Chłodna trawa łaskotała ją po gołych stopach. Nie ubrała butów, bo nie chciała robić hałasu. No bo, kto wie co się dzieje w wiosce o tej godzinie? Może ją brat zauważył i zaczął śledzić? A może rodzice... 

U maspulenta była 2 razy w życiu- wtedy i jeszcze 4 lata temu. Nie była, więc pewna, gdzie powinna pójść. Jednak po jakimś czasie bezcelowej wędrówki, usłyszała ciche beczenie stada owiec. 

Poszła za odgłosami, aż w końcu zauważyła drewnianą szopę. Ucieszyła się. Lampa dawała jej słabe oświetlenie, więc w duchu modliła się, żeby niczego i nikogo nie przeoczyła. Zobaczyła drewniany płot, za którym spały owce. Nikt nie odważyłby się ukraść owcę ze względu na religię. Jednak Oliandra nie należy do osób religijnych. Przez to czuje się odmiennie. Nie pasuje do tej społeczności jak pies do kota. 

Przeskoczyła przez drewniane belki na pole. Owce zaczęły się budzić. Rozległo się głośne beczenie stada. 

-Ciii, owieczki. Proszę- szeptała dziewczynka nerwowo.

Od razu znalazła tą jedną, wychudzoną, drobną jak ona sama. W przeciwieństwie do Oliandry, Fifka była niedokarmiona i dlatego była taka malutka. 

-Zabiorę Cię stąd Fifko.

Nie wiedziała tylko jak ma to zrobić. Nie przemyślała tego. Owca nie chciała za nią podążać. Była mała, więc Oli wzięła ją na ręce. Nie było to łatwe, ponieważ nie miała jak trzymać lampy i musiała iść na ślepo. Jej oświetleniem były świeczki w oknach małych dzieci, które boją się spać o ciemku. Przy płocie postawiła Fifkę po drugiej stronie, a ona sama przeszła następnie. 

Owieczka zaczęła się oddalać od Oliandry. Zaczęła wręcz uciekać przed nią. Dziewczynka pobiegła za nią. Takie wychudzone zwierzę, a takie szybkie. Oliandra była aż w szoku. 

-Może powinnam nazwać Ciebie Szybcioszką?- zaśmiała się cichutko. 

Fifka przystanęła. Dziewczynka podbiegła do niej i mocno ją przytuliła. Wiedziała, że nie ucieknie za daleko, ponieważ wierzyła, że Fifka też ją pokochała. Teraz musiała ją zabrać do domu. To było niedaleko. Lecz nagle dziewczynka usłyszała za sobą kroki. 

Ktoś ją chwycił za ramię. 


Wioska Martwych OwiecWhere stories live. Discover now