Oliandra wraz z rodzicami musiała wybrać się do mospulenta. Jest to tradycja po tygodniu po każdym paleniu owiec, a więc co 4 lata. Mospulent jest kimś w rodzaju hodowcy owiec, pasterzem. Lecz, w tej wiosce wszystko ma swoją, odmienną nazwę, jak pewnie już zauważyliście. A wszystkie są ustalone w świętej księdze prapradziada bartłarza Korbisa V, który jest piątym bartłarzem w wiosce. W chrześcijaństwie można by go nazwać biskupem, lecz to nie jest ta religia. Mospulent ma zadanie, aby sprzedać mieszkańcom owce, aby one mogły stać się rodzinnym menterivi, czyli czymś co ma zapewnić szczęście i dobrobyt.
Drobna Oliandra stała ściśnięta w kolejce rodzin. Nadal ją trzymały emocje po rytuale palenia owiec. Tak jak inne dzieci nie rozumiała, dlaczego trzeba zabijać niewinne zwierzęta. A ona bardzo polubiła się z owieczką Sisi i jak tylko przypominała sobie co się jej stało to czuła jak jej serce ściska ze smutku. "Jak dorośniesz, to zrozumiesz" powtarzali dorośli. Ona jednak w to nie wierzyła. Jednak musi udawać, że rozumie, żeby mogła przeżyć. Przecież niewiernych zabijają!
Zaczęła z nudów przebierać nogami. Chciała usiąść, bo stała tak z 2 godziny w tym tłumie, w jakiejś starej szopie z mnóstwem siana na podłodze. Płacz dzieci ją dobijał, choć ona sama najchętniej by się rozpłakała. W końcu stanęła przed obliczem mospulenta. Był to wysoki, brodaty, otyły mężczyzna. Nie wyglądał na przyjaciela zwierząt na pierwszy rzut oka. Jego uśmiech raczej budził grozę niż sympatię. Spojrzał uśmiechnięty na Oliandrę. Ona pisnęła. On zaś się głośno zaśmiał. Dziewczynkę przeszły ciarki.
-Jaką to sobie moja droga życzy menterivi?- pochylił się mężczyzna do przestraszonej dziewczynki. Widać było w jego oczach, że czuł satysfakcję z tego, iż budzi grozę u małych dzieci.
-Przepraszam, ale ona przyszła z nami. Nie ma doświadczenia i to Skizel wybierze menterivi- powiedział ojciec Oliandry. Wskazał na Skizela, jej starszego brata, który uśmiechnął się elegancko. Poprawił swoją kurtkę z skóry niedźwiedzia i ruszył za mospulentem i resztą rodziny. "Pasterz" wyprowadził wszystkich na pole owiec. Teraz trzeba było wybrać wśród zwierząt tą jedyną owieczkę. Wszystkie wyglądały na szczęśliwe. Pasły się na zielonej trawie, pod niebieskim niebem. Ogrodzone były drewnianym płotem, ale pole było spore, więc mogły spokojnie się poruszać.
Oliandra nie myśląc, pobiegła do jednej z mniejszych owieczek. Ta była bardzo chuda, więc nie było to dziwne, że jeszcze nie została zabrana. Dziewczynka przytuliła zwierzątko. Nie wiedziała, dlaczego to akurat do niej pobiegła. Czuła jednak współczucie do jej wychodzonego ciała. Pewnie była to najsłabsza owieczka i prawdopodobnie schorowana. Być może, dlatego Oliandra akurat ją wybrała.
-Olia, co ty wyprawiasz? Miałaś trzymać się z nami. Co ci mówiłam?!- zaczęła swoje wywody matka dziewczynki. Mała spojrzała się na nią z błagającym wzrokiem. Kobieta przewróciła oczami- dlaczego akurat ta, co? Chcesz naszą rodzinę spisać na nędzę i hańbę?! Przecież ta zwierzyna umrze w przeciągu kilku miesięcy. Nie widzisz jaka jest słaba?
Do matki i córki dołączyli pozostali. Mospulent zaśmiał się drwiąco, to podsyciło złość dziewczynki. Ona koniecznie chciała tą owieczkę. Lecz rodzice się nie zgodzą, ponieważ jak menterivi umrze przed rytuałem to rodzina zostaje skazana na hańbę. Wszyscy będą z nich szydzić, uprzykrzać im życie, nie będą mogli zarabiać pieniędzy i skończą w nędzy i rozpaczy. A ludzi, których nie stać na zakup owcy również spotyka taki los. Oliandrę jednak to nie obchodziło. Pokochała zwierzę.
-Nie wróce do domu bez... - dziewczynka spojrzała się na owieczkę. Usłyszała jak wciąga powietrze nosem i usłyszała dźwięk "Fiii".
- Nie wrócę do domu bez Fifki!- wykrzyknęła ze złością. Czuła bunt. Nie obchodziła ją hańba. Nie obchodziła ją bieda. Ona pokochała Fifkę i tylko to się dla niej liczy.
-Oliandra, masz robić to co ci każemy. Masz natychmiast puścić owcę i pozwolić bratu wybrać tę odpowiednią- rozkazał ojciec. Ta oczywiście zaprzeczyła. To wkurzyło ojca. Chwycił za jej piękne, złote, długie włosy i pociągnął je mocno. Dziewczynka krzyknęła z bólu. Rozpłakała się. Jej rączki puściły zwierzątko. Ojciec pociągnął ją do siebie. Chwycił ją tak, aby się nie mogła ruszać.
-Jeśli chcecie, mogę oddać te schorowane zwierzę za darmo. Lecz nie wiem, czy warto je brać. Rozważcie tę ofertę- zaproponował hojnie mospulent.
-Nie trzeba. Ja już wybrałem -oznajmił Skizel. Wskazał na jedną z grubszych owiec. Ludzie tak często wybierają, ponieważ oznacza to, że owca jest dobrze wyżywiona i mogą zaoszczędzić na jedzeniu dla niej. W końcu jak schudnie to nic się nie stanie.
-Skizel, nie rób tego, proszę!- rozpaczało dziecko. Ugryzła ojca w ramię, którym ją trzymał. To jednak nic nie pomogło. Jej ojciec wydawał się być ze stali. Nigdy nie widziała, aby płakał czy skręcał się z bólu. Przy nim czuje się słaba. Nie wygrała z nim. Mogła go gryźć ile wlezie, ale on nawet nie pisnął mimo tego, że na ramieniu miał wielki ślad szczęki Oliandry.
Rodzice zakupili owcę-grubaskę i wywlekli wrzeszczącą oraz mokrą od łez Oliandrę z pastwiska a potem z starej, zatłoczonej szopy. Kolejka oczywiście się ciągła jeszcze poza szopą mospulenta.
-Zamknij się w końcu!- krzyknęła matka dziewczynki, która i tak nie ucichła.
Oliandra jednak obiecała sobie, że nie zostawi swojej miłości. Była to prawdziwa miłość, co prawda od pierwszego wejrzenia, ale wiedziała, że prawdziwa. A dla takiej warto ryzykować...

YOU ARE READING
Wioska Martwych Owiec
TerrorOliandra jest 14-letnią dziewczyną, która podjęła decyzję, aby uciec z wioski, na której mieszka razem z swoją owieczką Fifką i rodziną, która głęboko wierzy w religię prapradziada brartłarza Korbisa- przywódcy ludu. Co 4 lata odbywa się rytuał oczy...