Powrót do normalności

15 1 0
                                    

Po powrocie z szpitala Oliandra doświadczyła lekcji w domu dawanych jej przez brata i teuchdety. Bywało tak, że nic nie rozumiała co się do niej mówiło, ponieważ unikała snu przez koszmary. Robiła krótkie drzemki za dnia jak już nie dawała rady i wtedy nie pamiętała snów. Było to dla niej wielką ulgą.

Rodzice często ją wybudzali jak zasnęła za dnia. Zawsze po kilku nieprzespanych nocach padała na łóżko którejś nocy i zasypiała mimowolnie. Wtedy jej się śniły koszmary. Wiele razy zasnęła przy teuchdecie lub Skizelu podczas nauki.

Często odwiedzała Fifkę. Bawiła się z nią, rozmawiała z nią, żaliła jej się, płakała przy niej. Pewnego razu zasnęła przy niej, kiedy poszła do niej w nocy. Mimo tego że spała na trawie to było jej bardzo wygodnie i ciepło dzięki wełnie owieczki. Przy niej nie miewała koszmarów. Spała spokojnie i czuła się dobrze.

Zaczęła tak robić jak tylko rodzice poszli spać i budziła się pędząc szybko do domu, aby się nie zorientowali o jej spaniu z menterivi. Nie pozwolili by jej na to, ponieważ "owca wpłynie na jej zachowanie i znowu będzie zbuntowana". Udawała, że jest obojętna na wszystko, ponieważ zauważyła, że wtedy rodzice są z niej dumni. Po wyjściu z zamknięcia nie udawała obojętność, lecz teraz owszem. Musiała pokazać, że się zmieniła, bo inaczej znowu trafi do glinianego pokoju.

Dni mijały jej w dziwny sposób przez niedobór snu, ponieważ pogubiła się w rozróżnianiu dni tygodnia. Nie wiedziała czy jest środa czy czwartek, a może jest sobota. Wiedziała tylko, kiedy jest poniedziałek, ponieważ musiała chodzić na kophingę dziecięcą.

Minął miesiąc, potem dwa i Oliandra przestawiła się do normalnego trybu życia. Przestała mieć koszmary każdej nocy. Miała je co jakiś czas, ale już nie były aż tak bardzo realne. Przypominało jej się wszystko jak patrzyła na blizny po nożu. Były wszędzie tam, gdzie Meofeta dosięgła jej skóry nożem. Dlatego też nosiła ciągle swetry i długie rękawy. Unikała krótkich spódniczek, nosiła tylko te do kostek oraz długie spodnie.

Zdarzało się też, że nie myła się długo, ponieważ, nie chciała widzieć blizn. Jednak, kiedy dzieci zaczęły się od niej odsuwać podczas mszy to przełamała się i za namową brata zaczęła się regularnie myć.

Była bardzo zdolna i nauka jej szła bardzo dobrze. Teuchdeta, rodzice i brat często ją chwalili. Prawdą było też, że dzięki książkom wiedziała więcej. Miała wręcz wrażenie, że wie wszystko o bartłarzu.

Jednak to było dalekie prawdy.

Każdego dnia odwiedzała Fifkę. Spędzała przy niej najwięcej czasu jak tylko mogła. Opiekowała się nią najbardziej ze wszystkich członków rodziny. Dawała jej jedzenie, czesała ją, strzygła jej wełnę, sprzątała po niej. Rodzice nie byli na to źli. Czasami tylko pytali jej się sarkastycznie, czy nie spędza za dużo czasu przy menterivi. Nigdy nie wiedziała co ma na te pytanie odpowiedzieć.

Oliandra miała powrócić do szkoły po kolejnym rytuale palenia owiec. Nauczyciele i rodzice wierzyli, że przez ten czas Oliandra wydorośleje na tyle, że nie będzie już takich incydentów jak ten z nożem oraz innych.

Oliandra czuła się dobrze ucząc się w domu. Z czasem koszmary przestały ją prześladować. Przypominała sobie o Meofecie albo jak była w świątyni i musiała słuchać jej śpiewu albo jak patrzyła się na te nieszczęsne blizny. Przyzwyczaiła się do nich po dwóch latach. Wtedy przestała bać się odkrywać ręce i nogi. Uzyskała akceptację do tego co się stało, lecz w jej sercu rodziła się chęć zemsty. Najchętniej by każdemu kto ją kiedykolwiek szturchnął specjalnie, podłożył nogę, śmiał się z niej by zrobiła podobną, a nawet gorszą krzywdę. Czyli by musiała zemścić się na całej szkole prócz Jagdety, która mimo wszystko dobrze się obchodziła z Oliandrą.

Za szkołą ani trochę nie tęskniła. Zdarzało się, że Jagdeta przychodziła do niej w odwiedziny. To było miłe z jej strony, ale jak tylko zaczęła się zachwycać bartłarzem to można było dostać na głowę przy niej. Miała totalnego bzika na jego punkcie.

Ani razu nie trafiła do glinianego pokoju. Unikała piwnicę jak tylko mogła. Jak kazali jej po coś tam iść to robiła błagające oczy i tak przekonywała brata.
Zawdzięczała mu rozmowę, dzięki której stanęła na nogi i przestała mieć od tego momentu koszmary i zaakceptowała przeszłość.

Było to po tych 2 latach od powrotu do domu. Oliandra dostała dołek po powrocie z świątyni. Słyszała znowu ten piękny głos Meofety. Płakała, ponieważ przypomniało jej się wszystko związane z tą dziewczyną. Płacz jej się pogłębił jak spojrzała się na swoje ręce. Te blizny nie chciały zejść. Czuła się jak najbrzydsza dziewczyna świata.

Schowała głowę w poduszkę i wyła do niej głośno. Nagle do pokoju wszedł brat.

-Olia, mama kazała mi przekazać, że zapomniałaś zdjąć buty i nabrudziłaś czystą podłogę.

Podniosła mokrą twarz i spojrzała się na brata. Najchętniej by mu wytknęła, że ma łatwiej od niej, no bo przecież jego każdy lubi i nie wygląda tak paskudnie jak ona. Jednak nie miała sił nic powiedzieć. Odwróciła się do niego plecami przytulając poduszkę.

-Coś się stało?

-Jasne, że się stało. 2 lata temu się stało. Widziałeś moje blizny?- zaczęła wymachiwać bratu pociętymi rękami przed oczami. Na policzku również miała bliznę, ale nie wyglądało to źle. Nie rzucała się w oczy.

-Spokojnie, to bylo 2 lata temu i nie wróci. Nie musisz się martwić. Co prawda, blizny mogą zostać z tobą do końca życia, ale rzadko kto zostaje pocięty nożem i to co przeżyłaś jest w jakiś sposób wyjątkowe. Nie powinnaś się tego wstydzić, lecz eksponować. Pokazywać wiosce, że jesteś niezwyciężona. Za bratem oczywiście- Skizel mrugnął do dziewczynki jedynym okiem uśmiechając się przy tym.

-Nie uważam tego za siłę, lecz za słabość, że jestem tą "heretyczką", "zbuntowaną suką", która odcięto od innych. Łatwo jest mi nie ukrywać moich opinii, a potem się na mnie rzucają z nożem.

-No tak czasami bywa, ale to było 2 lata temu, czyli szmat czasu temu. Musisz to zaakceptować, ponieważ nie zmienisz przeszłości. Żyj dalej. 

Wtedy Skizel opuścił pokój Oliandry, a ją pochłonęły przemyślenia. Brat dawał jej dobre rady, ale był za bardzo zapatrzony w siebie, aby siedzieć przy Oliandrze, aby mu się wypłakała. Nie lubił ckliwych scenek i przytulanie rezerwował dla swojej przyszłej dziewczyny. Wolał odłożyć plecak i iść z kumplami niż zająć się Oliandrą. Ona przyzwyczaiła się już do tego. Lecz tym razem jego słowa bardzo do niej przemówiły. 

Zrozumiała, że to co się stało już się nie odstanie i musi przyjąć to na klatę. Może teraz żyć z nadzieją, że będzie lepiej i jak wróci do szkoły to ten cały incydent pójdzie w zapomnienie.

Przyzwyczaiła się do blizn. Z czasem stały się dla niej całkiem znośne. Zawsze mogła wyglądać gorzej. Pamięta jak kilka lat temu jedną dziewczynę pocięto nożyczkami przez własnych rodziców przez to, że nazwała bartłarza "brutalnym nicponiem" zaraz po tym jak pobił jej przyjaciółkę podczas kophingi, ponieważ zakaszlała. Jej rodzice rozcięli jej skórę tak, że do teraz blizny jakie ma przyczyniły się do tego, że jeszcze nie znalazła sobie męża. Jest okropnie okaleczona.

Mijały miesiące, aż Oliandra zauważyła, że za niedługo nadejdzie rytuał palenia owiec. Miała już ukończone 14 lat i nie mogła uwierzyć, że tak szybko minął ten czas. Czas przez, który zaprzyjaźniła się z Fifką ogromnie i nie wyobrażała sobie bez niej życia. A rytuał ich wkrótce rozdzieli i Fifka pożegna się z tym światem i z Oliandrą. Dziewczynka miała dosyć strat. Nie rozumiała tego rytuału. Niby to jest coś w rodzaju odkupienia za niedoskonałość, ale również coś w rodzaju zemsty na owcach za to, że ta jedna odgryzła pierwszemu bartłarzowi palec. Takie trochę to aż absurdalne. 

Oliandra wiedziała jedno: nie może dopuścić do śmierci Fifki. 

Musiały uciec. 

Wioska Martwych OwiecWhere stories live. Discover now