9

70 3 0
                                    

Louis:

Amelie wyszła z pomieszczenia. Patrzyłem przez chwilę na moje tatę, który po raz drugi nam przeszkodził.
- Czego?- warknąłem w jego stronę.
- Chciałem wam powiedzieć, że już jest obiad, ale chyba w czymś przeszkodziłem.- mówiąc to praktycznie się śmiał. To była chyba jedna z jego wad. Nigdy nie potrafił być poważny i wszystko traktował na lajcie. Powoli zaczęło mnie to doprowadzać do szału.
- A żebyś wiedział. Może chciałem ją właśnie teraz zaprosić na randkę hym? Albo zaproponować kompiel co? - pytałam już trochę poirytowany, bo serio, powiedziała, że zrobi prawie wszystko, a to mogło się udać.
- Synu znam Cię przecież, gdybyś chciał ją gdzieś zaprosić już dawno byś to zrobił, a poza tym z tego co widziałem to próbowałaś ją wrzucić do basenu, więc tylko pomogłem jej uniknąć kompieli.- zaczął się śmiać. Nie zdawał sobie sprawy, że Amelie to nie taka łatwa dziewczyna i gdybym spytał ją prosto z mostu, czy umówi się ze mną, to jestem prawie pewien, żebym oberwał. Patrzyłem jeszcze przez chwilę, jak mój ojciec dusi się ze śmiechu i poszedłem na stołówkę.

Amelie:

Chciałam iść do pokoju, ale spotkałam po drodze moją mamę, która powiedziała, że jest obiad, więc razem z nią poszłam na stołówkę.

Cały czas byłam trochę podbuzowana, bo do kurwy nędzy, Troy widział to co się tam wyrabia, a ostatnią rzeczą na którą mam ochotę, to żeby ktoś pomyślał, że mnie i Louisa coś łączy.

Zajęłam miejsce pomiędzy tatą, a Nicolasem i czekaliśmy na Louisa i trenera. Po chwili obaj wyłonili się zza rogu. Mój trener był cały czerwony na twarzy, zapewne ze śmiechu. Przewróciłam oczami.

Jedliśmy posiłek w ciszy, ale niestety ktoś musiał ją przerwać.
- Więc Amelie, ty i Louis jesteście razem?- zapytał Troy. W tym samym momencie ryknęłam takim śmiechem, że nie mogę. Wręcz dusiłam się ze śmiechu, a mój brzuch bolał jeszcze bardziej i bardziej.
- Ja? Gdzie? Z której strony?- pytałam cały czas się śmiejąc.
- O co chodzi?- zapytał mój ojciec.
- O nic, o nic.- powiedziałam poczciwym głosikiem, ocierając łzy.

Po skończonym posiłku, razem z 'młodzieżą', udałam się do pokoju, bo zaraz mieliśmy wyjeżdżać obejżeć stok. Przebraliśmy się w kombinezony i ocieplane kurtki i wyszliśmy z ośrodka.

Na miejscu poszliśmy do wypożyczalni. Louis wypożyczył sobie deskę, więc miałam okazję również to zrobić.
- Tato, weź mi wypożycz deskę zamiast nart, ok?- skierowałam się do taty. On tylko przytaknął i poszedł do kasy.
- Umiesz jeździć na snowboardzie?- zapytał Louis, podchodząc bliżej.
- Nie, ale mnie nauczysz.- uśmiechnęłam się słodko, i podeszłam do pana, który dopasowywał sprzęt.

Moi rodzice, Nicolas i państwo Tomlinson, poszli na wyciąg, a ja z Louisem na małą górkę obok. Odkąd pamiętam chciałam się nauczyć na tym jeździć, nawet w tamtym roku chciałam spróbować sama, ale w sumie to nie pamiętam, dlaczego tego nie zrobiłam.

Louis instruował mnie jak mam zapinać buty i te takie inne sprawy. W końcu doszło do próby zjazdu. Na początku, Louis zjechał sam, aby pokazać jak to się robi. Później podszedł do mnie i chciał mi podać ręce, aby łatwiej mi było utrzymać równowagę przy pierwszym zjeździe, ale szybko wyrwałam mu się.
- Chcę spróbować sama.- powiedziałam stanowczo, przygotowując pozycję.
- Rób co chcesz.- powiedział Louis, podnosząc ręce w geście poddania się. Lekko bujłam się do przodu, lecz chwilę później złapałam się kurczowo  bruneta.
- Okej, jednak nie chcę.- wydukałam.
- Zawsze wiedziałem, że na mnie lecisz.- powiedział uśmiechnięty Louis, łapiąc mnie za ręce.
- Oh zamknij się wreszcie i mi pomóż.- powiedziałam przez lekki śmiech.

Chwilę tak jeszcze popróbowałam, aż w końcu postanowiłam zjechać sama. Stanęłam na szczycie niewielkiej górki i zaczęłam sunąć. Szło mi całkiem nieźle, nawet nie zdążyłam się wywrócić. Kiedy na dole dojechałam do Louisa, odpięłam się od deski i zatańczyłam mój taniec zwycięstwa. Chłopak zaczął się ze mnie śmiać, ale zaraz tego pożałował, bo żuciłam go śnieżką.
- Kiedy ty się nauczysz, że ze mnie się  nie śmieje?- zapytałam rozbawiona i pociągnęłam go do wyciągu.

Jeździliśmy tak do 19.30, więc postanowiliśmy wracać do ośrodka. Zamarzałam i nie mogłam doczekać się, kiedy wejdę do ciepłego jacuzzi.

Jak już dojechaliśmy, pobiegłem od razu do pokoju i poszłam przebrać się do łazienki w mój strój. Składał się on z dwóch następujących członów. Czarnej góry, która krojem przypominała stanik sportowy i zwykłe, również czarne, majtki. Zarzuciłam na siebie hotelowy szlafrok, a włosy uczesałam w dwa warkocze bokserskie. Wyszłam z łazienki i zobaczyłam Louisa w samych kąpielówkach, leżącego na łóżku i przeglądającego coś na telefonie. Kiedy zobaczyłam jego wytatyłowaną i umięśnioną klatę, myślałam, że zemdleje. Szybko się jednak otrząsnęłam i zapytałam:
- Idziesz czy nie?
- O tak, sorry nie zauważyłem Cię.- powiedział poważnie.
- Ta jasne, prędzej uwierzę, że świnie umieją latać.- prychnęłam w jego stronę.
- Droczę się tylko, idziemy?- powiedział i skierował się w stronę drzwi. Rozdzieliliśmy się przy szatniach.

Odłożyłam do szafki szlafrok oraz płyn do mycia, a ręcznik zabrałam ze sobą. Kiedy wyszłam, Louis siedział już w jacuzzi i kombinował coś przy bombelkach, światełkach i tych takich różnych. Ściągnęłam z siebie ręcznik, odwieszając, go na wieszak.
- Jasna cholera!- usłyszałam i zdziwiona odwróciłam się w stronę chłopaka.
- A tobie co?- zaśmiałam się, widząc jego wyraz twarzy. Brunet patrzył na mnie, tak jak dziecko patrzy na watę cukrową.
- Możesz przestać się tak na mnie gapić? To krępujące.- wykrzywiłam się i podeszłam do jacuzzi.
- Y sorki, ale twoje ciałko jest nie z tej ziemi.- poruszył znacząco brwiami.
- Ahaa... dzięki?- nadal byłam w ciul zestresowana, ale uśmiechnęłam się lekko.
- A tak wracając, to co byś mi kazał zrobić, jak wtedy trzymałeś mnie nad tym basenem?- zapytałam, bo w sumie to byłam tego ciekawa.
- Przeszło mi coś przez myśl, ale nadal musisz to zrobić.- popatrzył zalotnie w moim kierunku.
- Co!? Dlaczego?- zapytałam lekko obużona.
- Nauczyłem Cię jeździć na snowboardzie, zapomniałaś?- zapytał, jakby to było oczywiste.
- Głupi jesteś.- powiedziałam obrażona.
- Co mam zrobić?- zapytałam, bo wiedziałam, że nie da mi spokoju.
- Umówisz się ze mną. - powiedział, przysówając się bliżej. Oniemiałam. Ja z nim na randce. To nie może być prawda.
- Y jakby ok, tylko bez żadnych wygłupów.- zagroziłam mu palcem. On zaśmiał się i przysunął jeszcze bliżej. Chciałam się odsunąć, ale złapał mnie za nogę. Popatrzyłam na niego i gdybym umiała zabijać wzrokiem, to już dawno leżałby martwy. Drugą ręką złapał mój policzek, a drugi pocałował. Siedziałam tak chwilę niedowierzając co się stało. Zaraz jednak otrząsnęłam się i wstałam gwałtownie. Chłopak wyczuł wcześniej co się święcie, więc zerwał się pędem w stronę drugiego basenu.
- Porzałujesz Tomlinson!- wydarłam się na niego, jednocześnie się śmiejąc, i wskoczyłam na niego, tym samym powodując utratę jego równowagi, co równało się z tym, że oboje wpadliśmy do basenu. Wynurzyliśmy się po chwili, krztusząc się ze śmiechu,  ale jednocześnie przez wodę, która dostała się nam do płuc.
- Co to miało być!?- zapytał Louis, ledwo łapiąc oddech.
- Zemsta złociutki.- zatarłam złośliwie ręce i zaczęłam się śmiać.

***

Wykąpaliśmy się po kolei i poszliśmy do łóżek. Nicolas już spał, więc musieliśmy być cicho, żeby go nie obudzić. Ułożyłam się wygodnie w łóżku i streściłam dziewczyną, krótko dzisiejszy dzień i powysyłałam zdjęcia, które w między czasie, udało mi się zrobić.
- Dobranoc.- powiedziałam cicho i obruciłam się na drugi bok.
- Dobranoc.- Odpowiedział Louis i również się obrucił. Oboje zasnęliśmy dość szybko.

I didn't know I could talk like that 🙊 || L.TOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz