15

62 3 0
                                    

Dzień dobry piątek. Powiedziałam do siebie, wstając z łóżka. Na moje szczęście wczoraj, kiedy wróciłam do domu rodzice chyba o niczym nie wiedzieli, bo nie było żadnych pytań. Niestety pewnie dzisiaj czar pryśnie, ponieważ jestem wszędzie. Nie uśmiecha mi się to, ale raz się żyje.

Wyszłam z łazienki ubrana w czarne rurki i niebieską koszulę. Idąc do kuchni spotkałam się ze wzrokiem rodziców. No trzymajcie mnie Boże. Na kanapie siedział również Louis i patrzył na mnie, ale tak jakoś dziwnie.
- Mam coś na twarzy?- zapytałam po chwili ciszy, bo naprawdę wszyscy wlepiali we nie swoje ślepia. Teraz wiem jak się czują np politycy. Nie zazdroszczę.
- Tylko ładne piegi.- mój tata uśmiechnął się do mnie, a ja to odwzajemniłam.
- To co Louis tu robi?- zapytałam znowu, bo nadal było dość niezręcznie. Przypominam, że jest siódma rano, więc trzeźwo, to ja jeszcze nie myślę.
- Przyszedł nam wyjaśnić wczorajszą sytuację.- powiedziała mama z lekkim uśmiechem.
- Oh.- to tylko byłam w stanie z siebie wydobyć, bo zrobiło mi się słabo. Patrzyłam przez chwilę na rodziców, lecz potem przeniosłam swój wzrok na Louisa. Siedział i również się gapił. Nie potrafiłam nic zrobić. Już nie miałam siły.
- Kochanie wszystko w porządku? Strasznie się blada zrobiłaś.- mama podeszła do mnie, chciała dotknąć mojego czoła, ale się odsunęłam.
- I co?- popatrzyłam na nią.
- Co, co?- zapytała trochę zdezorientowana.
- No co z wczoraj?- patrzyłam na nią z lekkim przerażeniem.
- Dzicko, jesteś strasznie blada, zaraz zemdlejesz mi tutaj. Wróć do łóżka.- cofnęła się trochę.
- Nie! Nic mi nie jest.- wstałam gwałtownie, ale to był zły pomysł, bo zaraz przed oczami miałam karuzelę.
- Odpowiedz mi na pytanie.- nie ustępowałam.
- Nic. Twój przyjaciel powiedział nam co się stało. Co prawda nie uważam, że to źle, że się tam na tym stadionie wczoraj, no wiesz, ale skoro nie chcesz o tym mówić, ani nic, to w porządku.- mówiąc to zerkała raz na mojego tatę, a raz na mnie.
- To cudownie, a teraz Ty.- wskazałam na Louisa.
- Zawieziesz mnie do szkoły.- poszłam do przedpokoju ubrać kurtkę i buty.

Wyszłam z domu, a chłopak zaraz za mną. Szłam w milczeniu. Myślałam intensywnie nad dzisiejszym porankiem.
- "Że wy się wczoraj na tym stadionie", Boże co jest nie tak z moją matką?- powiedziałam po chwili, czując lekkie rozbawienie z zakłopotania mojej mamy.
- Nic, po prostu cieszy się, że to ja, bo przecież jestem najlepszy, Cię pierwszy raz pocałowałem.- poruszał brwiami, znowu, i uśmiechnął się złośliwie.
- Skąd niby wiesz, że pierwszy raz?- obruciłam się oburzona.
- Powiedzieli mi o tym, że się tego boisz.- zwolnił samochód i spojrzał delikatnie w moją stronę.
- Zamorduję.- wycedziłam przez zęby, zaciskając ręce w pięści.
- Normalnie przyjdę, zamorduję i zakopie.- nadal nie mogłam uwierzyć, że ludzie, którym tak ufam, a przynajmniej ufałam, powiedzieli mu o tym.
- Nie miałem pojęcia. Wiesz o tym, że nie należę do osób, które się spławia, wręcz przeciwnie. Nie miałem pojęcia czemu tak zareagowałaś. Wiem, że to mogło być niespodziewane i nie spodziewałaś się tego i za to przepraszam. Chce po prostu zaczą...- wpadłam mu w środek zdania.
- Nie wierzę w miłość! Chcesz zacząć od nowa? Ja też.- powiedziałam wszystko na jednym wdechu i szybko wyszłam z samochodu, żeby nie mógł nic powiedzieć. Byłam już pod szkołą, więc szybko pobiegłem do środka.

Na lekcjach nie mogłam się skupić. Myślami wciąż wracałam do tego co powiedziałam chłopakowi. "Nie wieżę w miłość". Boże, dlaczego ja mu o tym powiedziałam. Ughh. Oczywiście nie obyło się od natarczywego wzroku na mnie, bo jak już wspominałam, jestem wszędzie.
- Mel. Mel!- z zamyśleń wyrwała mnie Susan.
- Co się tak drzesz? Przecież słyszę.- odwróciłam się w kierunku przyjaciółki.
- No właśnie widzę jak słyszysz. Pytałam czy idziesz ze mną i z Rią na kawę po szkole?
- Nie, dziś jakoś kiepsko się czuje. Przepraszam.- powiedziałam i znowu odpłynęłam.

Po szkole wróciłam do domu. Dziękowałam Bogu, że nikogo nie spotkałam po drodze i, że nikogo nie było w domu. Przebrałam się w wygodne ciuchy i wlazłam do pokoju. Za tydzień wolne, czyli święta, czyli urodziny Louisa, czyli muszę kupić mu jakiś prezent. Nie mam pojęcia co. Nawet nie wiem co lubi. Może zapytam się kogoś o radę? Np Nialla, albo Harrego. Nie mam pojęcia. Będę myśleć jutro, bo dzisiaj jestem wykończona.

Standardowo włączyłam Pretty Little Liars i zaczęłam oglądać. Tak swoją drogą, to zawsze chciałam się poczuć jak główne bohaterki. Lubiłam myśleć, że to ja rozwiązuje morderstwo i gram jedną z głównych ról. Ahhh marzenia.

Prawie zleciałam z łóżka, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je na oścież.
- Cześć.- powiedział chłopak.
- Cześć.- odpowiedziałam.
- Mogę wejść?- zapytał.
- Nie.- odpowiedziałam. Popatrzył na mnie.
- Prima Aprylis.- powiedziałam i wpuściłam go do środka.
- To za cztery miesiące.- zaśmiał się i wszedł.
- Kogo to obchodzi.- wzruszyłam ramionami i zamknęłam drzwi. Poszliśmy do salonu, a ja buchnęłam się na kanapę. Zajęłam całą, więc chłopak stał i nie wiedział co zrobić. Przewróciłam oczami i podniosłam nogi do góry, gdyż leżałam na plecach. Kiedy brunet usiadł, spuściłam je na nogi chłopaka.
- A więc?- popatrzyłam na niego, podsówając sobie poduszkę pod głowę, abym mogła go lepiej widzieć.
- Nie będę zwlekać, tylko powiem od razu, ok?- zapytał patrząc na mnie, a ja z obojętnością skinęłam głową.
- Nie wierzysz w miłość?- tak jak powiedział, tak zrobił. Z grubej rury. Od razu. Wzięłam głośny wdech.
- Na ten moment jakoś nie.- odpowiedziałam, bo w sumie to ja zaczęłam ten temat w aucie, więc niech już będzie miał tą denną odpowiedź.
- Dlaczego?- znowu strzelił jak z petardy.
- Tak jakoś. Właściwie to chyba nie ma na to słownego określenia. Po prostu tak jest i tyle.- wpatrywałam się w oczy Louisa, które wywiercały we mnie dziurę.
- Ktoś dał Ci powód, żebyś tak myślała?- nie ustępował.
- Może. Louis nie lubię o tym rozmawiać. Chcesz coś jeszcze?- zapytałam, bo robiło się to trochę denerwujące. Dlaczego jeżeli ludzie nie chcą o czymś rozmawiać, to nie może się im dać spokoju. Ja rozumiem, że my jako ludzie jesteśmy bardzo ciekawscy, ale no bez przesady. Będą gotowi, to powiedzą. Nie będą gotowi, to nie powiedzą. Czy to tak trudno zrozumieć?
- Możesz się do mnie przytulić?- zapytał. Popatrzyłam na niego dosłownie jak na kosmitę.
- Co?- zamrugałam kilka razy.
- To co słyszałaś.- powiedział już trochę ostrzej, ale nadal spokojnie. Zmrurzyłam oczy i podniosłam się lekko do pozycji siedzącej. Wstałam i stanęłam naprzeciwko niego. Lekko się przysunęłam i wolno usiadłam na nim okrakiem. Splotłam nogi za jego plecami i wtuliłam się w padalca. Objął mnie mocno, a głową schował w zagłębieniu mojej szyji. Czułam się niezręcznie. I to bardzo.

Siedzieliśmy tak jeszcze przez chwilę, ale odkleiłam się od niego i zsunęłam na kanapę.
- Przepraszam, ale to było dziwne i niezręczne. Przynajmniej dla mnie.- powiedziałam, opierając się o oparcie.
- Nie podobało Ci się?- zapytał, przekręcając głowę w moją stronę.
- Tego nie powiedziałam. I ogólnie to ładnie pachniesz.- strzeliłam prosto z mostu, bo lubię mówić to co myślę i nie za bardzo boje się konsekwencji. Louis zaśmiał się na moje słowa i wstał  kanapy.
- Muszę już iść. Masz jutro jakieś plany?- zapytał, kierując się do drzwi.
- Nie bardzo.- przyznałam.
- A chcesz wyjść gdzieś na kawę?- zapytał. Zmrurzyłam oczy.
- Okej... o której i gdzie?- stwierdziłam, że w sumie, co mi szkodzi.
- Przyjadę po Ciebie. 11 może być?
- Na głowę upadłeś? Człowieku, ja śpię o tej godzinie w najlepsze.- powiedziałam rozbawiona.
- Na 12.30 powinnam się wyrobić. Najwyżej pójdę w piżamie.-  nadal się śmiałam a on razem ze mną.

Wieczorem rozmawiałam z dziewczynami i oglądałam serial. Standardowo około drugiej poszłam spać.

I didn't know I could talk like that 🙊 || L.TOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz