Czwartek! Kurde! Nie chce mi się! Muszę wstać. Tak mi się nie chce. Najchętniej zostałabym w domu, ale raczej, to nie wchodzi w grę.
Zwlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Ubrałam zwykłe jeansy i bluzę oversize. Włosy związałam w kucyka i wyszłam z łazienki. Wzięłam w ręce naleśnika i wyszłam z domu.
Po 20 paru minutach byłam przed dobrze znaną mi placówką. Szkołą. Weszłam do środka i spotkałam się ze wzrokiem moich przyjaciółek i razem poszłyśmy pod salę.
Wigilia jest we wtorek, czyli mam całe 3 dni na kupienie prezentów. Dla Rii i Susan już mam. Przyniosę im jutro do szkoły. Dla Louisa, jak nie miałam tak nie mam. Dobre chociaż, to że jego impreza jest za jakieś dwa tygodnie, więc mam trochę więcej czasu. Dla rodziny muszę coś wymyślić jutro. Pojadę po szkole do jakiegoś centrum handlowego. Mam już jako tako pomysł, więc teraz wystarczy go zrealizować.
Jestem bardzo ciekawa czy dzisiaj Lou również po mnie przyjedzie. Nie chcę mu się narzucać, ale miałam cichą nadzieję, że jednak przyjedzie, bo naprawdę nie lubię jeździć w grudniu tramwajem. Jest zimno i wilgotno. Grr.
Chyba nie muszę mówić jak się czułam podczas pierwszych lekcji. Z niecierpliwością czekałam na przerwę obiadową. Kiedy wreszcie upragniony dzwonek zadzwonił, wyszłam z sali i z dziewczynami poszłam na stołówkę.
- Chyba nie wytrzymam do jutra.- powiedziałam wręcz kładąc się na stoliku.
- Musisz! Nie zostawisz nas.- powiedziała Ria.
- Muszę jutro jechać do galerii. Szkoda, że wszystko odkładam na ostatnią chwilę, bo jutro pewnie będzie ludzi tyle co mrówek w mrowisku.
- Uwierz, że poszłabym z Tobą, ale muszę się spakować, bo wieczorem jedziemy do rodziny.- odezwała się Susan.
- Wiesz, że byśmy poszły gdybyśmy miały jak.
- Wiem, wiem.
- Zapytaj Louisa czy z Tobą pojedzie. W końcu sam ci proponował transport.
- Tak, ale ze szkoły do domu, a nie na zakupy do galerii handlowej w piątek.
- Oh daj spokój. Jestem pewna, że dla ciebie to by i nawet w sobotę po południu poszedł.
- No i właśnie tego się obawiam.- dziewczyny popatrzyły na mnie zdziwione.
- No przecież żartuje.- przewróciłam oczami i się uśmiechnęłam.
- Zapytaj się go. Myślę, że nie odmówi.
- Okej, ale gdy przyjedzie po mnie dzisiaj, inaczej to będzie zbyt nachalne. Czuję się źle, gdy przyjeżdża po mnie do szkoły. Dobrze wie, że nie musi tego robić. Przez niego się czuje jakbym go wykorzystywała.
- Przesadzasz.- Susan powiedziała znad kanapki.
- Tak! Zdecydowanie przesadzasz. Chłopak ewidentnie chce spędzać z Tobą czas, daj mu szansę.- Ria i Sus chyba były w jakiejś zmowie. Za wszelką cenę chciały, abym się z nim zobaczyła. Zaczynam się martwić.
- Daje mu już trzecią szansę. Po tym pocałunku mogłam się w ogóle do niego nie odzywać, a tym czasem ja pomagam mu z niańczeniem dziecka.
- Tylko mi nie mów, że Ci się to nie podobało, bo nie uwierzę.
- Lubię go, okej? Ale dobrze wie, że ja i związek nie idziemy w parze. Fajny z niego kumpel, ale puki co, to wszystko na co mnie stać.
- Przynajmniej się przyjaźnicie.
- No właśnie problem w tym, że ja nie wiem czy my się przyjaźnimy. Znam go zdecydowanie za krótko, żeby nazwać to przyjaźnią.
- Myślę, że to na pewno jest coś więcej niż koleżeństwo. Nie wiem czy przyjaźń, ale więcej niż zwykła znajomość.- po rozmowie zadzwonił dzwonek, jakby wyczuł, że rozmowa się skończyła i może wreszcie wydobyć z siebie tłumiony dźwięk.Marzę już o końcu lekcji. Tak mi się nie chce ślęczęć w tej szkole. Muszę wytrzymać 3 lekcje. Dam radę. Na geografi mogę spać, więc jedno z trojga złego.
- Brintz. Brintz!- aż podskoczyłam na krześle.
- Co, znaczy proszę.- byłam zaspana, a ta baba od geografi wrzeszczy mi nad uchem.
- Co przed chwilą powiedziałam?
- Przed chwilą to pani krzyczała moje nazwisko.- podkreśliłam słowo "krzyczała", żaby ją wkurzyć. Po klasie przeszedł chichot.
- Chcesz dostać uwagę?
- Nie.
- To nie pyskuj tylko odpowiedz mi na pytanie.
- Nie wiem.
- Co proszę?
- No nie wiem.- czy ona jest głucha.
- Następnym razem masz słuchać, bo dostaniesz uwagę.
- Yhym.- mruknęłam, ale tym razem już nie zasnęłam. Co ją nagle wzięło na tej lekcji? Zazwyczaj ma wywalone, a dzisiaj? Nie wiem co jest grane, ale nie podoba mi się to.Nareszcie! Koniec lekcji! Wyprułam z budynku najszybciej jak się dało. Kamień spadł mi z serca, gdy na parkingu zobaczyłam znany mi samochód. Podbiegłam do auta i otworzyłam drzwi.
- Witam drogiego przyjaciela.- uśmiechnęłam się do, najwyraźniej szczęśliwego, Louisa, bo uśmiechał się od ucha do ucha.
- Co Ci tak humor dopisuje?
- Cieszę się, że już koniec szkoły i nie muszę się tłuc w tramwaju.- uśmiechnęłam się słodko.
- A już myślałem, że to ja.- powiedział ze sztucznym oburzeniem, ale za chwilę również się uśmiechnął. Obróciłam głowę do szyby i energicznie drgałam kolanem. Gdy się denerwuje moja noga drga, bardziej kolano, ale nieważne.
- Coś się stało?- zapytał Louis.
- Co? Nie. Dlaczego?- brunet wskazał na moje kolano.
- A to. To nic takiego. Jak się denerwuje to tak mam.
- Czym się denerwujesz?- kurde bele mać. Będzie trochę dziwnie jak mu powiem, że się denerwuje zapytaniem go czy pojedzie jutro ze mną do galerii.
- Właściwe to nie wiem. Mam pytanie.- chłopak skinął głową na znak, że słucha.
- Pojedziesz jutro ze mną do galerii po szkole?
- Jasne.
- Serio.- ulżyło mi.
- Tak. Czemu nie? A po co jeśli mogę wiedzieć?
- Muszę załatwić resztę prezentów i mam ochotę na KFC.- Tomlinson parsknął śmiechem.Pożegnałam się z nim i poszłam do domu. Bez żadnych rewelacji. Zjadłam obiad, poczułam się, zadzwoniłam do dziewczyn, poszłam się myć, oglądnęłam serial i poszłam spać.
CZYTASZ
I didn't know I could talk like that 🙊 || L.T
Fanfiction/miło mi że ktoś to czyta ale naprawdę druga książka jest znacznie lepsza od tej także tylko informuje:))/ Jedno wolne popołudnie Jedno spotkanie A ona dowiaduje się, że umie tak pyskować Historia Amelie jest normalna. Zwykle życie. Rodzina, szkoła...