ROK II: Rozdział 15

160 19 37
                                    

— Ty głupia cipo!

— Nie nazywaj mnie tak!

— Będę nazywał cię tak, jak będę chciał!

— Damian, nie powiesz nic!?

Wszystko nie tak. Naprawdę, wszystko było nie tak. Zaczynając od tej dwójki, która gotowa była lada moment rzucić się sobie do gardeł, po mnie, siedzącego pomiędzy nimi, słuchającego kolejnych obelg.

To nie tak, że się tego nie spodziewałem; byłem szczerze zdziwiony, że udało mi się ciągnąć tę grę tak długo. Bo inaczej chyba tego nazwać nie mogłem — pogrywałem sobie z jednym i z drugim, w efekcie raniąc obydwoje. A przecież tak bardzo chciałem tego uniknąć. Doprawdy, jedyne na czym zależało mi w tym życiu, to żeby zobaczyć szczery uśmiech na ich twarzach.

Jak zabawnie, że byłem aktualnie powodem numer jeden, dla których uśmiech z ich twarzy szybko zamiatał pod dywan. Oh, jak zabawnie.

Tygodnie mijały szybciej niż bym chciał. Już nawet nie martwiłem się tą maturą, wierzyłem, że jakoś ją zdam. Ale fakt, że gniłem w tej sytuacji od tygodni, nie potrafiąc zdobyć się na cokolwiek, dobijał mnie tak bardzo, że zaczęło to być aż nadto zauważalne.

Oczywiście, że mogłem to wszystko rozwiązać zanim jeszcze się rozwinęło, ograniczając przy tym szkody. Niestety, nie grzeszyłem rozumem wtedy jak i dzisiaj, bo jak inaczej mogę nazwać to wszystko, kiedy chce mi się wręcz płakać ze szczęścia, że dłużej nie muszę się z tym męczyć?

Paradoksalnie, wystarczyła jedna głupia, niczym z filmu wyjęta sytuacja: kiedy mąż (Marcin) wraca do domu i nakrywa mnie w łóżku z kochanką (Basią).

— Wiesz, kiedy powiedział mi, że jest w związku, zakładałem jednak, że będzie to kilka poziomów wyżej od ciebie...

— ...rżnąłeś się z nim, wiedząc, że jest w związku?!

— Dla twojej informacji: nie, nie jebaliśmy się. Śpij dobrze, aniołeczku!

Prychnąłem śmiechem. Nie powinienem był, ale jego nawiązanie do sytuacji sprzed kilkunastu tygodniu, kiedy leżał na podłodze w gabinecie swego ojca, było dla mnie zbyt zabawne.

Basia od początku ich ambitnej konwersacji, zdążyła zamordować mnie wzrokiem kilkadziesiąt razy. Nie dziwiłem jej się, od jakiegoś czasu też nie chciało mi się na siebie patrzeć w lustrze.

— Myślę, że dla Marcina nie ma ograniczeń — zacząłem, totalnie wyłączając hamulce. — Co idealnie widać na przykładzie tego, że prawie przespał się z moim bratem.

Nie powinienem był tego mówić, przecież obiecałem Łukaszowi, że załatwię to z nim na osobności, a teraz jeszcze dowiedziała się o tym Basia...

Ale po co było mi się hamować? Byłem prawie pewien, że ta dwójka już w życiu nie będzie chciała na mnie spojrzeć, a co dopiero odezwać się do mnie. Co mnie przed tym teraz powstrzymywało? W ostateczności mogę co najwyżej zyskać trochę odpowiedzi na rzeczy, które czaiły się za mną od dawna.

— Przespałeś się z jego bratem?! — krzyknęła.

Przysięgam, że w tym samym momencie przewróciliśmy oczami.

— Wiedziałeś? — Zwrócił się do mnie, totalnie ignorując blondynkę.

— Od jakiegoś czasu... tak.

Uśmiechnął się do mnie. Po tym wszystkim nadal uśmiechał się, szczerzył się jak ostatni pajac, nic nie robiąc sobie z Basi, której lada moment poleci piana z pyska.

...dlaczego?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz