ROK II: Rozdział 12

201 22 90
                                    

Odgarnąłem włosy z jego czoła, pozostawiając dłoń na jego policzku. Po raz kolejny przyłapałem się na tym, że rozpływałem się nad nim, kiedy spał; na sposobie, w jakim marszczył nosek, kiedy jego głowę smagały zapewne dziwne wizje. Kiedy mruczał coś przez sen i wiercił z jednej strony na drugą. Jak uśmiechał się, najpewniej nie zdając sobie z tego nawet sprawy.

Minął jakiś tydzień od ostatniej katastrofy, którą ten nam sprezentował. Na całe szczęście, jego matka wróciła do domu pierwsza i Basi jakimś cudem udało się ją ugadać, dzięki czemu ta pomogła nam z zatajeniem śladów wybuchu jej syna. Jego ojciec, gdy wrócił, nawet na nas nie spojrzał, rzucił coś o nagłym wyjeździe i szybko spakował walizkę, całując żonę na pożegnanie.

Nie wiedziałem, czy wylatywał z kraju czy tylko do innego miasta, ale też zbytnio mnie to nie obchodziło, odetchnęliśmy jedynie z ulgą, nie musząc zastanawiać się już dłużej nad jego reakcją, gdyż pani Adela zdecydowała się pomóc nam, jak tylko mogła, aby ten nigdy nie zorientował się, że taki cyrk miał miejsce w jego domu.

Co do samego Marcina... Nie dał wyciągnąć z siebie, co takiego miało miejsce tamtego felernego dnia. Mogliśmy tylko zastanawiać się, co skłoniło go do robienia takich rzeczy. Każdą zaczętą rozmowę na ten temat, od razu ucinał, a ja nie chciałem, żeby znowu przestał się do mnie odzywać, więc starałem się być bardziej dyskretny w moim próbach dotarcia do niego.

Dlatego poświęcałem mu czas, dużo czasu, skrycie licząc, że pewnego dnia wygada się, tak jak zrobił to z resztą swojego życia. Po prostu czasami siadał i uznawał, że to pora, żebym czegoś się dowiedział, chociaż teraz wyjątkowo wydawało mi się, że może nie pójść już tak gładko. Jego mur przybrał na sile, wręcz odstraszając swoją grubością, a on nadal siedział i dokładał kolejne cegiełki, byleby tylko ktoś nie dostał się do jego wnętrza.

Siedziałem więc, gładząc go po nieidealnej buzi, na której wyskoczyło mu parę niespodzianek, czym nie mógł się pochwalić wcześniej. Chyba wolałem go w takiej wersji; mniej mnie przerażał, gdy ukazywał mi swoje kolejne wady niż gdy wiecznie starał się zachować idealną postawę. Niestety, on myślał z goła przeciwnie, uporczywie starając się, żeby nie ukazać żadnych niedociągnięć.

— Mmm. — Przebudził się nagle, otwierając jedno oko i uśmiechając się do mnie tym szczerym uśmiechem. — Długo spałem?

— Odrobinkę — odpowiedziałem, również się uśmiechając.

Chciałem zabrać rękę z jego buzi, orientując się, że musiało być to dziwne, ale on przytrzymał ją tam, ściskając i westchnął ciężko.

Naprawdę nie mogłem odpędzić od siebie myśli, że był uroczy; jego włosy rozlały się na jasnej poduszce, odznaczając się wyraźnie od niej swoją barwą. Jego buzia natomiast idealnie dopasowywała się swoim bladym kolorem do odcieni poszewek.

— Nad czym się tak zastanawiasz? — zapytałem, widząc, jak intensywnie wpatruje się w sufit, unikającym tym samym mojego wzroku.

— Potrzebuję twojej przysługi. — Usiadł i przeciągnął się, szybko łapiąc mnie znowu za ręce.

Uśmiechałem się, widząc, że poczuł się odrobinę swobodniej, gdyż pierwszą rzeczą po przebudzeniu nie było już maniakalne poszukiwanie czegoś, czym mógłby przykryć przedramiona. Jasne, że miewał gorsze momenty, ale próbował, a to wszystko, co dla mnie liczyło się w tamtej chwili.

— Wiem, że to będzie... hm, chujowe z mojej strony. Powiem ci wszystko, tylko, błagam. Wysłuchaj mnie do końca. I nie krzycz zbyt głośno. — Ostatnie zdanie dodał prawie że szeptem, a ja zaczynałem powoli się bać.

...dlaczego?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz