ROK II: Rozdział 11

217 21 84
                                    

Uciekanie było naprawdę rzeczą, która wychodziła mi najlepiej.

Uciekałem przed wszystkim: obowiązkami, szkołą, ludźmi. Trochę przed rodzicami, trochę bardziej przed Łukaszem. Najbardziej przed Basią i Marcinem.

Fakt, że przewidziałem, jak źle będę się czuł i nadal postanowiłem zrobić te rzeczy, które zrobiłem, był dla mnie chory. Był tak popierdolony, że brakowało mi słów na moje kolejne irracjonalne występki.

Zanim totalnie wyłączyłem komórkę, odcinając się tym skutecznie od świata, przynajmniej na weekend, dowiedziałem się jeszcze od Marcina, gdzie zakupywał papierosy, jakby podświadomie czując, że będę tego potrzebował. W tym również się nie myliłem.

Polecił mi jeden kiosk, w którym, jak twierdził, sprzedawczyni mało obchodziło, co komu sprzedaje, tak długo, jak cokolwiek coś się sprzedaje. Postanowiłem więc to sprawdzić.

Miał totalną rację. Starsza babcia nawet nie uraczyła mnie swoim spojrzeniem, kiedy nachyliłem się do tego śmiesznie małego okienka, które ta odsuwała zapewne z wielką niechęcią, wpuszczając do środka mroźne podmuchy wiatru. Szybko poprosiłem o jakąś paczkę tanich, mentolowych fajek, które ta bez problemu mi podała.

Ze swoją zdobyczą zdecydowałem się udać w jakieś mało uczęszczane miejsce; średnio uśmiechałoby mi się kogoś teraz spotkać, bo po pierwsze sam fakt palenia przeze mnie papierosów był średnio legalny, a po drugie, ja naprawdę nie miałem ochoty na rozmowę z kimkolwiek.

Wiedziałem, że Łukasz nie będzie potrzebował dużo czasu, żeby przycisnąć mnie do muru i zmusić do wygadania wszystkiego, bo ostatnio zachowywałem się jednak dość dziwnie, ale cholera, jak mogłem patrzeć w szkole na Marcina i Basię, kiedy i jedno i drugie posyłało mi takie uśmiechy?

To nie było w porządku, wręcz zjadało mnie od środka, ale zaskakująco nie potrafiłem tego przerwać. Bo nie chciałem tracić ani jej, ani jego, a wiedziałem, że jeśli cokolwiek wypłynie na wierzch, to na pewno to nastąpi.

Chciałbym po prostu móc skupić się na Basi bez świadomości, że Marcin będzie na mnie za to zły. Wiem, że jej nie lubił, ale mógłby przymknąć na to oko, prawda? Zwłaszcza, jeśli w grę wchodziły moje uczucia.

...Ale też ciężko byłoby mi skupić się na Basi, kiedy Marcin sam prowokował coraz to lepsze sytuacje, a ja nie byłem w stanie mu odmówić. Nie chciałem go krzywdzić, mówiąc, że to zaszło odrobinę za daleko, ale to chyba najwyższy moment, kiedy muszę uświadomić sobie, że w rzeczy samej, to ja również nie chciałem go od siebie odpychać. Nie, kiedy było mi tak przyjemnie.

Było mi tak przyjemnie, że z całej tej rozkoszy zignorowałem wszystkie zaproszenia, wyłączając komórkę i siedziałem teraz na jakiejś zapomnianej ławce w parku, odpalając papieros od papierosa. Z pogardą patrzyłem na chmurzące się niebo, z którego wkrótce zaczął kapać deszcz, ale to nadal nie zmusiło mnie do wstania z mojego miejsca.

Nie chciałem iść do domu. Nie chciałem o tym rozmawiać. Jedyne, czego pragnąłem, to szansa na rozegranie tych dwóch relacji od początku; na zdecydowanie się na jedną z tych osób z możliwością nie skrzywdzenia drugiej strony. Niestety, nie było to chyba możliwe.

Westchnąłem ciężko, wrzucając czwarty niedopałek peta do śmietnika stojącego obok tej zgnitej ławki. Przed zapaleniem kolejnego powstrzymywało mnie tylko nie fajne uczucie na żołądku, ale w rzeczywistości nie wiedziałem, czy to przez ilość nikotyny, jaką mój organizm przyjął przez tę krótką chwilę, czy przez fakt, że boleśnie utwierdzałem się tylko w tym, że z mojej sytuacji nie ma dobrego wyjścia.

...dlaczego?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz