ROK II: Rozdział 9

262 22 174
                                    

Znowu siedziałem nad kawą. Tym razem we własnym domu. Łukasz się zdziwił, że piję, ale chyba nie bardziej, kiedy spytałem, czy mogę pożyczyć jednego papierosa, który szybko przerodził się w wypalenie z nim całej paczki.

     Nie były za dobre; ale chyba nawet nie powinny być. Za to kawa smakowała jak ta wtedy, w kawiarni. Piłem powoli, nie spiesząc się nigdzie; paliłem jeszcze wolniej, bo zimne powietrze wpadające przez otwarte na oścież okno, znajdujące się tuż za moimi plecami, sprawiało, że dłonie trzęsły mi się niesamowicie, wręcz sprawiając problemy z trafieniem z papierosem do ust.

     Ulokowałem ręce na kubku, uśmiechając się sam do siebie; jak mogłem nie myśleć teraz o tobie, co? To przedstawienie, które wtedy odstawiłeś było nie do zapomnienia, Marcin.

     Łukasz uśmiechnął się do mnie, gasząc papierosa na brudnym talerzu, z którego postanowiliśmy zrobić sobie popielniczkę. Jasne, że rodzice pewnie wyklęli by nas, gdyby tylko zastali taki widok, ale na razie byli w pracy, a Łukasz miał wolne, więc siedzieliśmy sobie u siebie w mieszkaniu, delektując się błogą ciszą i swoją obecnością.

     Było w tym wszystkim coś takiego uspokajającego, kojącego; wiem, że to złe, że nie powinienem tak uważać, ale było mi tak dobrze, kiedy zimny wiatr muskał mnie po plecach, a zapach dymu tytoniowego otulał płuca.

     — No więc... — zaczął, a ja jeszcze bardziej się zaśmiałem.

     Czy potrzebowałem coś mówić? Chyba jednak nie do końca poukładałem sobie w głowie wszystko, czego się ostatnio dowiedziałem.

     — No więc — odbiłem piłeczkę. — Jesteś chory. I ja, twój rodzony brat, nic o tym nie wiedziałem?

     Przewrócił oczami, a ja ponownie uśmiechnąłem się; oczywiście, że chciał zapewne rozmawiać na wszystkie tematy, które nie dotyczyły jego. On już taki był, zawsze pytał, co u mnie, jednocześnie całe życie robiąc zręczne uniki przed odpowiadaniem na to pytanie, kiedy dotyczyło ono jego.

     — Rany, a co za różnica — jęknął. — Doskonale żyłeś przez tyle lat bez tej wiedzy, czy coś musi się tutaj zmieniać?

     — Czego się boisz?

     — Nie rób mi tutaj za psychiatrę! — fuknął. Zaskoczony nagłą zmianą tonu jego głosu, nieco wbiło mnie w siedzenie, a on dodał tylko: — Dobra, dobra, przepraszam. Po prostu nie lubię o tym rozmawiać.

     — A kto lubi? — Przystawiłem do ust kubek z już nieco chłodną kawą, byleby tylko nie widział uśmiechu na mojej twarzy.

     — Od kiedy ty się taki mądry zrobiłeś? — westchnął i odpalił kolejnego papierosa. — Mam kilka problemów, okej? Ale leczę się. Chodzę nawet na terapię! Grzeczny ze mnie chłopiec. W porównaniu do Marcina...

     Prychnąłem na tę zmianę tematu. Bardzo oryginalnie, Łukasz. Bardzo.

     — Co ty się go tak uczepiłeś? Podoba ci się, że tylko byś wiecznie plotkował na jego temat?

     Widziałem zaskoczenie na jego twarzy, ale też i drobne zadowolenie; to fakt, odrobinę się wyrobiłem, jeśli chodziło o kontakty międzyludzkie. Czasami pozwalałem sobie na więcej, ale mógłbym pokusić się nawet o stwierdzenie, że przez tych wariatów nie miałem innego wyjścia.

     Spodziewałem się wszystkiego, naprawdę wszystkiego. Tylko nie tego, co wręcz od razu wyleciało z jego ust jako kontratak:

     — To ja powinienem zadawać to pytanie.

     Wypuściłem głośno powietrze przez usta, śmiejąc się nerwowo.

     — O co ci chodzi? — spytałem, odrobinę się denerwując.

...dlaczego?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz