Znowu siedziałem nad kawą. Tym razem we własnym domu. Łukasz się zdziwił, że piję, ale chyba nie bardziej, kiedy spytałem, czy mogę pożyczyć jednego papierosa, który szybko przerodził się w wypalenie z nim całej paczki.
Nie były za dobre; ale chyba nawet nie powinny być. Za to kawa smakowała jak ta wtedy, w kawiarni. Piłem powoli, nie spiesząc się nigdzie; paliłem jeszcze wolniej, bo zimne powietrze wpadające przez otwarte na oścież okno, znajdujące się tuż za moimi plecami, sprawiało, że dłonie trzęsły mi się niesamowicie, wręcz sprawiając problemy z trafieniem z papierosem do ust.
Ulokowałem ręce na kubku, uśmiechając się sam do siebie; jak mogłem nie myśleć teraz o tobie, co? To przedstawienie, które wtedy odstawiłeś było nie do zapomnienia, Marcin.
Łukasz uśmiechnął się do mnie, gasząc papierosa na brudnym talerzu, z którego postanowiliśmy zrobić sobie popielniczkę. Jasne, że rodzice pewnie wyklęli by nas, gdyby tylko zastali taki widok, ale na razie byli w pracy, a Łukasz miał wolne, więc siedzieliśmy sobie u siebie w mieszkaniu, delektując się błogą ciszą i swoją obecnością.
Było w tym wszystkim coś takiego uspokajającego, kojącego; wiem, że to złe, że nie powinienem tak uważać, ale było mi tak dobrze, kiedy zimny wiatr muskał mnie po plecach, a zapach dymu tytoniowego otulał płuca.
— No więc... — zaczął, a ja jeszcze bardziej się zaśmiałem.
Czy potrzebowałem coś mówić? Chyba jednak nie do końca poukładałem sobie w głowie wszystko, czego się ostatnio dowiedziałem.
— No więc — odbiłem piłeczkę. — Jesteś chory. I ja, twój rodzony brat, nic o tym nie wiedziałem?
Przewrócił oczami, a ja ponownie uśmiechnąłem się; oczywiście, że chciał zapewne rozmawiać na wszystkie tematy, które nie dotyczyły jego. On już taki był, zawsze pytał, co u mnie, jednocześnie całe życie robiąc zręczne uniki przed odpowiadaniem na to pytanie, kiedy dotyczyło ono jego.
— Rany, a co za różnica — jęknął. — Doskonale żyłeś przez tyle lat bez tej wiedzy, czy coś musi się tutaj zmieniać?
— Czego się boisz?
— Nie rób mi tutaj za psychiatrę! — fuknął. Zaskoczony nagłą zmianą tonu jego głosu, nieco wbiło mnie w siedzenie, a on dodał tylko: — Dobra, dobra, przepraszam. Po prostu nie lubię o tym rozmawiać.
— A kto lubi? — Przystawiłem do ust kubek z już nieco chłodną kawą, byleby tylko nie widział uśmiechu na mojej twarzy.
— Od kiedy ty się taki mądry zrobiłeś? — westchnął i odpalił kolejnego papierosa. — Mam kilka problemów, okej? Ale leczę się. Chodzę nawet na terapię! Grzeczny ze mnie chłopiec. W porównaniu do Marcina...
Prychnąłem na tę zmianę tematu. Bardzo oryginalnie, Łukasz. Bardzo.
— Co ty się go tak uczepiłeś? Podoba ci się, że tylko byś wiecznie plotkował na jego temat?
Widziałem zaskoczenie na jego twarzy, ale też i drobne zadowolenie; to fakt, odrobinę się wyrobiłem, jeśli chodziło o kontakty międzyludzkie. Czasami pozwalałem sobie na więcej, ale mógłbym pokusić się nawet o stwierdzenie, że przez tych wariatów nie miałem innego wyjścia.
Spodziewałem się wszystkiego, naprawdę wszystkiego. Tylko nie tego, co wręcz od razu wyleciało z jego ust jako kontratak:
— To ja powinienem zadawać to pytanie.
Wypuściłem głośno powietrze przez usta, śmiejąc się nerwowo.
— O co ci chodzi? — spytałem, odrobinę się denerwując.
CZYTASZ
...dlaczego?
Ficción GeneralSiedemnastoletni Marcin popełnia samobójstwo, a jego przyjaciel, Damian, próbuje zrozumieć dlaczego, z dręczącym go pytaniem: Czy już naprawdę nic nie dało się zrobić?... Damian znał się z Marcinem od zawsze. Nie od zawsze jednak mieli między sobą t...