Było mi dziwnie tak przechodzić obok niego, kiedy ten nawet na mnie nie spojrzał. Chociaż może wolałem to w tej wersji niż tej drugiej, kiedy rzucał mi jakieś bliżej nieokreślone spojrzenie, a mnie przechodziły ciarki i tylko ta jedna myśl w głowie: jak, do cholery, doszliśmy do tego momentu?
W sumie, to była jedna rzecz, którą wmawiałem sobie z uporem maniaka: to minie. Zawsze mijało, to też nas nie pokona, będzie dobrze. To minie. To. Minie.
Normalnie siedziałbym z nim na matematyce, ale nie chciałem przysparzać sobie dodatkowego stresu, bo chyba wypadłbym z ławki, sztywny. W dodatku nie ufałem sobie, że będę w stanie nie spojrzeć się na niego przez te czterdzieści pięć minut, a jego spojrzenie chyba by mnie już zabiło. Naprawdę nie wiem, gdzie on i Łukasz kupili te swoje przełączniki, ale jego chyba ostatnio nieźle świrował.
Raz w górze, raz na dole, jak na huśtawce.
Usiadłem z tyłu i tak w sumie jedynym, miłym zdziwieniem przez ostatni tydzień było to, że Basia, dobrowolnie!, przysiadła się do mnie.
Ona była jak aniołek; sprawdziła mi całą pracę domową i zagadywała. Naprawdę sprawiała wrażenie zainteresowanej tym, jak się czuję i jakie mam plany na weekend. Oczywiście, że trochę to wszystko podkoloryzowałem, nie mogłem przecież powiedzieć kobiecie, która względnie mi się podobała, że weekend mam zamiar spędzić w łóżku, dramatyzując nad swoją obecną sytuacją.
Jednak kiedy spytała mnie, czy nie chce dzisiaj z nią gdzieś wyskoczyć, czułem się totalnie zbity z tropu, toteż roześmiałem się tylko.
— Jasne, czemu nie?
Uśmiechnąłem się i ona również odwzajemniła ten gest. Może jednak piątek nie będzie zaraz taki najgorszy?, myślałem, patrząc przelotnie na Marcina. Tak, kochanie, nie mogłem nie zauważyć, jak się na mnie gapisz, zdziwiony, że jestem zdolny jeszcze do uśmiechu po tych wszystkich twoich akcjach.
I było w tym coś miłego, czułem się wręcz lepszy, kiedy on tak siedział i gotował się w sobie, myśląc, że jego ostatni cyrk w ogóle mną nie ruszył; opisałbym siebie jako jakieś małe, dopiero co wbite w ziemię drzewko, a on był tym szalonym huraganem, który za wszelką cenę próbował oderwać moje korzonki z gleby. Tak totalnie, beztrosko niewzruszony, co oczywiście było głupie i irracjonalne wręcz, bo w żadnym stopniu nie miało prawa bytu. Ale czułem się tak dobrze, tak cudownie, że wreszcie to ja kopałem, a nie przyjmowałem te kopy na siebie.
Samolubny czy nie — nie chciałem się nad tym zastanawiać. Mimo wszystko uważałem, że temu chłopcu również przydało się utrzeć nosa, nawet jeżeli miało to wyglądać w ten sposób. I tylko modliłem się, żeby mnie nie przejrzał; żeby się nie zorientował, że w rzeczywistości obecność Basi była marnym ekwiwalentem jego osoby, że oddałbym wszystko, byleby tylko do mnie wrócił.
Sam siebie zaskoczyłem, ale wyglądało na to, że mi się udało. Nie chciałem siebie chwalić zawczasu, ale fakt, że wybiegł ze szkoły na najbliższej przerwie zdziwił chyba wszystkich poza mną.
Teraz gdybym tylko mógł oderwać od niego na moment myśli i skupić się na mojej prawie-randce z Basią...
***
Myślałem, że te wszystkie momenty, w których jedna ze stron wyrzuca całą zawartość szafy na podłogę, głowiąc się, co ubrać, żeby zaimponować, istniały tylko w filmach, ale, oh, jak bardzo się myliłem.
Odchodziłem od zmysłów, próbując wykombinować, jakiego typu mężczyzn wolała Barbara: na luzie? Eleganckich? Z klasą? A może eleganckich na luzie, a zarazem z klasą?
![](https://img.wattpad.com/cover/206877789-288-k319817.jpg)
CZYTASZ
...dlaczego?
Fiction généraleSiedemnastoletni Marcin popełnia samobójstwo, a jego przyjaciel, Damian, próbuje zrozumieć dlaczego, z dręczącym go pytaniem: Czy już naprawdę nic nie dało się zrobić?... Damian znał się z Marcinem od zawsze. Nie od zawsze jednak mieli między sobą t...