Bez ryzyka nie ma zabawy.(5)

2K 71 92
                                    

Pozostało kilka dni, by zakończyć okres wakacyjny, który dla wybrańca rozpoczął się intensywnie i ekscytująco, a jego dalsza część była siedzeniem w czterech ścianach z całkowitym zakazem wychodzenia z pokoju w celu innym niż pójście do łazienki czy kuchni i z powrotem. Po jego wtargnięciu do sypialni wujostwa mógł się pożegnać zarówno z wolnością, jak i ze wszystkim, co mogło skojarzyć się z tym innym światem, którego tak obawiała się jego mugolska rodzina. Jedyną pozostałością magicznej utopi, była jego ukochana sowa, która również musiała odbywać swojego rodzaju kare, bo była zamknięta w swojej klatce z zakazem wychodzenia, podobnie do jej właściciela. I tak Harry musiał namęczyć się, aby nie wylądowała w komórce pod schodami, wraz z jego wszystkimi książkami, kociołkami, notatkami i całą resztą rzeczy, która zabrał ze sobą na powrót do domu z Hogwartu. Oczywiście różdżka pozostała przy nim, ale wcześniej Harry musiał urwać kawałek gałęzi z drzewka przy jego oknie, po czym sprawnie doprowadzić je do wyglądu przypominającego magiczny przedmiot. Udało mu się to po tym, jak przekonał Vernona, że zanim odda różdżkę, to musi wykonać na niej specjalne zaklęcia, w przeciwnym razie przedmiot zacznie rzucać randomowymi czarami, których skutek może znacznie odbić się na Dursleyach (że Ci mugole naprawdę wierzą w takie rzeczy). W każdym razie, różdżka pozostała u boku swojego właściciela, będąc w gotowości do obrony w każdej sytuacji. I tylko do obrony, bo Harry nie chciał wychylać się z magią w domu po tej sytuacji, kiedy zbudził małżeństwo w środku nocy, lądując na ich dywanie znikąd.

Co więc robił w wolnym czasie? Czytał książki, które nie były ni to ciekawe, ni to odkrywcze. Zazwyczaj trafiał na jakieś stare romanse, które zalegały u niego na półkach (w końcu jego pokój służył jako przechowalnia gratów, poza czasem, kiedy Potter faktycznie w nim zamieszkiwał), niekiedy napotkał stare fantasy, które lubił czytać Dudley, ale na dłuższą metę nie miał zamiaru zaczytywać się w pozbawionych emocji i przesyconych normizmem powieściach. Szybko zdał sobie sprawę, że więcej frajdy sprawia mu pisanie własnych historii, a myśleć nad nimi nie musiał jakoś szczególnie długo, ponieważ postanowił napisać własną biografię. Poczynając od początku życia, kończąc na dniu dzisiejszym. W trakcie pisania mógł być w innym świecie, na nowo przeżywał wszystkie przygody, które spotkały go w Hogwarcie, jak i poza nim. Zaśmiewał się przy tym równie często, co zdarzało mu się wpadać w marazm i rozpamiętywać te mniej przyjemne doświadczenia. Śmierć Cedrika, Syriusza, lekcje z Umbridge, chwile kiedy spotykał swoją nemezis twarzą w twarz. Wszystkie te doświadczenia wywoływały w nim uczucia skrajne i doprowadzały go do stanu, gdzie jego wyobrażenia były niemal namacalne. Często siedział przy biurku i po prostu wpatrywał się w ścianę przed sobą, widząc przed oczami siebie w momentach, gdzie raz był śmiertelnie przerażony, a raz szczęśliwy i beztroski wraz ze swoimi przyjaciółmi. Było to bezcenne w momencie, kiedy jedyne kogo miał to białe ptaszysko, które wesoło hukało każdego poranka, budząc go do życia. Całe to pisanie zajęło mu około miesiąca, a przyniosło ponad trzysta stron, w których opisał jak dotąd tylko czas do końca trzeciej klasy. Uznał, że to i tak bardzo dużo, biorąc pod uwagę jak wiele miał do przekazania i jak dużo rzeczy mógł pominąć. Często w trakcie zagłębiania sie we wspomnienia spotykał swojego kochanka, który od samego początku był dla niego wyłącznie utrapieniem. Próbował w tym wszystkim znaleźć jakiekolwiek wskazówki, które mogły sugerować, że po latach ta dwójka złączy się w potężnym pożądaniu, nad którym żadne z nich nie może zapanować. Marny skutek- każde napotkane wspomnienie udowadniało mu tylko to, że chłopcy darzyli się niezwykle silną oziębłością i nie mieli ze sobą nic wspólnego. Wspominając to wszystko Harry dostrzegał jednak coś innego. Jak bardzo pociągała go postawa majestatycznego, odważnego, dumnego Ślizgona, który miał świat u swoich stóp. Dostrzegał w nim godnego rywala, który pomimo tego, że był strasznym dupkiem, był też osobą z zasadami, celem, do którego dążył mimo wszystko. Widział w nim kogoś, kto był zdeterminowany i silny, ale pod tym wszystkim zaczął dostrzegać, jak mocno jego skrupulatność niszczyła go od środka. Skorupa, która emanowała dotychczas dumą i pychą, kruszyła się i odkrywała słabego, zniszczonego chłopaka, którego życie nie było usłane różami. Cierpiał katusze pod twardą ręką ojca, który zdominował całkowicie jego życie. Matka nie miała nic do gadania, była poddana mężowi, więc i na jej pomoc nie mógł liczyć. Tak, Malfoy, którego każdy znał jako ideał, teraz ukazywał swoje drugie oblicze, które potrzebowało kogokolwiek, kto powstrzymałby go przed samounicestwieniem. Harry z ogromną zawziętością pisał o Draco wszystkie swoje spostrzeżenia, aby na samym końcu dojść do wniosku, że po tych wszystkich latach nienawiści, szczerze współczuje chłopakowi, tego kim jest. Pomimo tego, na kogo się kreował, nie uszło jego uwadze, że zaczął rozczulać się nad sobą, topił smutki w alkoholu. Jego wcześniej idealne oblicze miało mnóstwo skaz, a największą z nich była uległość. Gdyby tylko mógł, to na pewno nie byłby śmierciożercom. Potter nie widział w chłopaku mordercy. Widział w nim dobro, które było głęboko ukryte pod płaszczykiem złego chłopaczka z bogatego domu. Jednak tak długo jak Czarny Pan miał jego ojca i matkę w rydzach, tak długo Draco musiał być oddanym sługusem, nawet za cenę własnego życia. Po tym smutnym wniosku Harry odetchnął głęboko i wpatrując się w kartkę dostrzegł, jak tusz na niej jest rozmazany przez pojedyncze łzy, które płynęły po jego policzkach, lądując na kawałku papieru. Rozejrzał się po pokoju i odkrył, że jest już późny wieczór, a on sam drży pod wpływem emocji jakie go ogarnęły, oraz przez chłód, który płynął z otwartego na oścież okna. Czym prędzej chłopak wstał z fotela i zamknął okno, po czym usiadł na posłanym łóżku. Podkulił kolana pod brodę i w takiej pozycji znowu zatracił się w myślach. Czuł w tej chwili dziwną pustkę i ogromny smutek. Bezsilność. Chciał pomóc Draco, nawet jeżeli ten nigdy nie zgodziłby się na przyjecie jakiejkolwiek pomocy, ale nie mógł zrobić niczego. Jedyne co mógł uczynić dla Ślizgona, to być dla niego jakiegoś rodzaju przyjacielem, któremu ten może się wyżalić, powiedzieć o rozterkach. Jednak Gryfon zdawał sobie sprawę, że Draco nie przyjdzie do niego i nie powie "Harry, potrzebuje Twojej pomocy" lub "Harry, chce Ci coś powiedzieć", bo przecież to nie byłoby w stylu kogoś takiego jak Draco. Potter musiał obmyślić jakiś plan, dzięki któremu będzie mógł chociaż trochę odciążyć swojego rówieśnika. Nie pomoże mu w zagojeniu ran po tym, jak banda sługusów psychopaty bez nosa znęcała się nad nim, ale może przekona go, aby mu zaufał na tyle, aby móc powiedzieć o swoich problemach.

Drarry - Próba sił (+18)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz