The King [lamen/captive prince]

178 19 0
                                    

Klapa namiotu uchyliła się, powoli ukazując wysoką postać mężczyzny w Akielońskiej zbroi. Laurent oderwał wzrok od rozłożonej na stole mapy i wyprostował się, przywdziewając na twarz neutralny, pełen godności wyraz.

Słońce oświetlało mężczyznę od tyłu, odbijając się od pozłacanych klamer jego zbroi, chowając jego rysy w cieniu, chociaż Laurent od razu wiedział z kim na do czynienia. Znał każdy centymetr tego ciała lepiej niż kogokolwiek innego, a mimo to miał nadzieję, że się myli, że światło pogrywa z jego zmysłami i to Nikandros przywdział zdobienia, jako dowódca. Tak bardzo chciał się mylić.

Damen wkroczył do środka z podniesioną głową, z hełmem ozdobionym czerwonym pióropuszem pod pachą. Nosił pelerynę, teraz brudną od pyłu, błota i krwi, ale wciąż imponującą, przytrzymywaną na ramieniu złotą broszą w kształcie lwiej głowy.

Był inny. Nosił się dumniej, godniej. Jak król. Nie niewolnik, nawet nie kapitan. Jak król.

Jego ciepłe, brązowe oczy spoczęły na niższej, drobniejszej sylwetce. Powoli odłożył swój hełm na stół i uniósł ręce, jakby chciał się poddać albo uspokoić rozwścieczonego psa.

Laurent cofnął się mechanicznym, sztywnym krokiem. Ręce mu drżały, wzrok się mglił.

- Nie - wyszeptał. To nie mogło być tak, Damen nie mógł być... Nie, nie, nie. Nie tak.

- Laurent, pozwól mi wytłumaczyć. - Głos Damena... Nie, Damianosa docierał do niego jak zza wodospadu.

Wszystkie elementy układanki, z której istnienia nie zdawał sobie wcześniej sprawy, zaczynały poruszać się w jego głowie, tworząc obraz mężczyzny, stojącego tuż przed nim. Dzieliło ich tylko kilka metrów. Zbyt mało i zbyt wiele.

Damen postawił krok do przodu, a Laurent się cofnął, zdesperowany zachować dystans. Poczuł, jak jego łydki napierają na twardą, drewnianą powierzchnię i tracąc równowagę, opadł nieskładnie na zdobione krzesło, odgrywające rolę tronu.

- Nie podchodź - wysyczał, gdy Damen znów drgnął, gotowy podejść bliżej.

Nie chciał go bliżej, nie chciał nawet na niego patrzeć, bo on... bo on zabił Auguste. Był potworem, który zamienił życie Laurenta w piekło.

Chciał do niego podbiec i wtulić się w tors, móc zrzucić tę przeklętą maskę opanowania i chłodu, wychlipać jak bardzo cieszy się, że Damen żyje i...

Ale w namiocie stał Damianos, nie Damen. Damen zginął.

Szarpnął się za włosy. Mocno. Boleśnie. To go otrzeźwiło.

Damen otworzył usta.

- Wyjdź - rozkazał ostro Laurent. Nie mógł mu nic zrobić, nie teraz, gdy Damianos miał swoich ludzi. Ludzi potrzebnych do wygranej. - Strategię... Strategię omówimy rano.

Mówił pustym, zimnym głosem. Wyduszał z siebie właściwe słowa, bo musiał. Tego wymagała sytuacja.

Damen przełknął ślinę. Sięgnął po swój hełm, odwrócił się i wyszedł, a każdy jego krok brzmiał jak szczęk katowskiego topora, rozrywającego ciało Verańskiego księcia kawałek po kawałku.

Under the Moon |ᴍᴜʟᴛɪғᴀɴᴅᴏᴍ ᴏɴᴇ sʜᴏᴛs ᴠᴏʟ.2|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz