Burning sky [Nightwing x Starfire]

417 27 4
                                    

Dedykuję RavenVo

Obudziło go pukanie w szybę. Od razu bezszelestnie wstał z łóżka i chwytając po drodze bumerang z szafki nocnej, podszedł do okna. Zielone, przytłumione światło- dwa rozmyte punkty, widoczne przez kremową zasłonę, wywołały nikły uśmiech na twarzy chłopaka. Pukanie się ponowiło, a zielone światło przygasło. Dick odsunął zasłonę i otworzył okno, wpuszczając do pokoju powiew chłodnego, nocnego powietrza. Na dworze, tak jak przypuszczał, lewitowała tamarańska księżniczka. Jej ognisto czerwone włosy kontrastowały z granatem nieba, oczy przyćmiewały gwiazdy. Uśmiechała się tak, że mógłby skoczyć w przepaść, żeby tylko przez tę krótką resztkę życia móc oglądać jej uśmiech i żeby właśnie ten obraz wypalił się na w jego oczach na wieczność. Wyglądała pięknie.

Koriand'r wyciągnęła do niego dłoń i pomogła wejść na parapet, chociaż wcale tego nie potrzebował. Odleciała nieco dalej, wciąż trzymając go za rękę, ze śmiechem obserwując zawahanie Dicka, nim uświadomił sobie, że zdoła go utrzymać. Cały ciężar zawiesił na dziewczynie, która złapała go za drugą dłoń, z lekkością podrzuciła i objęła w pasie. Uczucie nieważkości, a później silnych, kochanych ramion wokół siebie było zniewalające. Używała mocnych, korzennych perfum.

- Cześć- cmoknęła go w policzek.

- Cześć. Gdzie dzisiaj lecimy?

Wzruszyła ramionami.

- Nie myślałam o tym. Chciałam cię po prostu zobaczyć. No wiesz... Upewnić się, że wszystko okej. Joker ostatnio uciekł, prawda?

- Wczoraj wrócił za kratki.

Westchnęła z ulgą.

- Porozmawiajmy o czymś innym, dobrze?- zapytał.

- Jasne.

Podczas rozmowy cały czas się wznosili. Wzlecieli nad dach Wayne Manor. W dole rozciągało się rozświetlone miasto, ale skupieni na sobie nie zwrócili na panoramę większej uwagi. Ich ciała były blisko, twarze jeszcze bliżej. Całowali się powoli, tęsknie, lecz bez zachłanności. Rozkoszowali się smakiem swoich ust i obecnością. Na co dzień często nie mieli okazji nawet porozmawiać. Podwójne życie potrafiło wykończyć. Jednak troski odchodziły daleko, gdy wzlatywali coraz wyżej, obracając się powoli, jakby w tańcu. Serca biły szybciej, myśli ulatywały w eter. Byli tylko dla siebie- dwoje prawie normalnych, zakochanych ludzi. Było im razem dobrze. Nie, lepiej niż dobrze. Byli w niebie, a niebo rozgrzane od pocałunków płonęło wokół nich milionami gwiazd.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Myślę, że zawarłam tę nutkę romantyzmu, o który prosiłaś ;) W ogóle to odkryłam, że całkiem pasuje mi taka forma- zakochana para, noc, romantyzm, tęsknota, ciutka niepewności i pocałunek... Bardzo miło pisze się takie historie.

Under the Moon |ᴍᴜʟᴛɪғᴀɴᴅᴏᴍ ᴏɴᴇ sʜᴏᴛs ᴠᴏʟ.2|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz