Afterlife [percico]

384 44 6
                                    

Dedykuję Komunista_999

Gdy opadł bitewny pył, zaczęto zbierać poległych. Herosi z armii Kronosa leżeli zakopani w potwornym pyle i trofeach pozostałych po ich upiornych towarzyszach. Nie można było ich zostawić na pastwę śmiertelników. Informacja o martwych ciałach dzieci na ulicach Nowego Jorku z prędkością światła obiegłaby świat, a ostatnie czego potrzebował teraz Olimp, to tłumów wścibskich dziennikarzy, kłębiących się przy fundamentach.

Obóz Herosów nie poniósł zbyt wielu strat. Stracili dziesięciu ludzi, kilku innych jeszcze szukali.

Przechodząc między zastygłymi w grymasie bólu lub szoku, często poranionymi twarzami o wyblakłych, pustych oczach Nico czuł się pobudzony, jak zwykle w miejscach związanych z domeną ojca. Zewsząd promieniowała śmierć. Wzywała go, powodowała mrowienie palców i zimny dreszcz w okolicach kręgosłupa. Kilka kości potwór drgnęło, gdy przechodził obok.

Zatrzymał się, westchnął i przetarł twarz. Nie miał czasu ani na odpoczynek po bitwie, ani na opracowanie jakieś strategii poszukiwań. Gdy tylko dowiedział się, że Percy zniknął, rzucił się pędem w dół ulicy, nie zważając na okrzyki pozostałych. Annabeth była ranna i zbyt osłabiona, by szukać Percy'ego. Gdyby nie to z pewnością towarzyszyłaby teraz Nico. Mimo całej zazdrości i nienawiści, jaką żywił do córki Ateny, musiał przyznać, że chętnie widziałby ją teraz obok. Ona zawsze miała jakiś plan, a jemu właśnie kończyły się pomysły.

Przecież Percy nie mógł ot tak rozpłynąć się w powietrzu... Ani przegrać. On zawsze wygrywał, zawsze jakoś wymykał się szponom potworów i wracał do Obozu z tym swoim głupim, pięknym uśmiechem. A jeśli jednak...

Nico potrząsnął głową.

- Niemożliwe- mruknął pod nosem.

...

Podróż cieniem nie trwała długo.

Na ciemnym brzegu Styksu kłębiły się tłumy czekających na przewóz dusz. Niektóre wyglądające młodo, w poharatanych zbrojach posykiwały na Nico gniewnie, lecz nie ośmieliły się do niego zbliżyć. Miały nieobecny wzrok i były tylko szczątkowo świadome, by uniknąć ewentualnych zamieszek po większej bitwie, gdyby obie strony po śmierci zdecydowały się kontynuować walkę. Środek zapobiegawczy został wprowadzony po wojnie trojańskiej.

Chłopak rozejrzał się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Dostrzegł w tłumie lekko uśmiechniętą Silenę. Stała blisko przewoźnika, za niedługo miała nadejść jej kolej. Niedaleko inne nastolatki, które kojarzył z widzenia, opierały się jedna o drugą w swobodnej pozie. Na szczęście nigdzie nie było Percy'ego.

Odetchnął z ulgą. Niepotrzebnie panikował. To przecież Percy Jackson. Pewnie już z Annabeth zasysają sobie twarze jak para glonojadów...

I wtedy go zobaczył. Ciemnowłosy chłopak, o oczach zielonych jak morskie odmęty stał niemal na końcu kolejki. Nico zamarł.

- Nie... - wyszeptał zduszonym głosem.

Podbiegł do chłopaka i dotknął delikatnie jego twarzy. Nie było wątpliwości. Mimo wielkiej, wyglądającej na oparzenie blizny na szyi i policzku to był Percy.

Pod Nico ugięły się kolana. Z brzękiem miecza osunął się na szorstki, czarny piasek.

- Nie... - powtórzył drżąco.- To się nie może tak skończyć. Ona tam na ciebie czeka, durniu. Annabeth... Będzie smutna. Wszyscy będą rozpaczać, tęsknić. Ja będę tęsknił. Twoja mama... Miałeś dla kogo żyć...

Pociągnął nosem i zakrył usta dłonią. Nie chciał, by ktoś usłyszał jego szloch, nawet jeśli byliby to tylko otępiali zmarli.

To nie tak miało być. Mieli razem świętować, cieszyć się zwycięstwem. Miało być pięknie, ale...

Nico poczuł, że zimna dłoń gładzi go po włosach. Spojrzał w górę w mętne, zielone oczy i z trudem powstrzymał łkanie.

Percy uśmiechnął się pocieszająco, jakby mówił: Ej, wszystko w porządku. Przecież się jeszcze spotkamy.

Nico chciał w to wierzyć. Bardzo chciał.

Under the Moon |ᴍᴜʟᴛɪғᴀɴᴅᴏᴍ ᴏɴᴇ sʜᴏᴛs ᴠᴏʟ.2|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz