Maybe not so horrible day [ao no exorcist]

240 8 7
                                    

Dedykuję Rosvaline

Gdyby istniała nagroda za największy pech na świecie, Airi była przekonana, że właśnie by ją odebrała. Zepsuty telefon i zaspanie na zajęcia, szybko okazało się jedynie początkiem. Jeszcze przed ósmą oblała swoją ulubioną białą bluzkę kawą, na szczęście zimną za to z syropem, który sprawił, że plama dodatkowo się lepiła. Była zbyt daleko od domu, by wracać, zdecydowała się więc szybko kupić coś w najbliższym sklepie. Jeszcze zanim udało jej się dojść do sklepu, przejeżdżające auto ochlapało ją brudną wodą z kałuży. Tym sposobem musiała zaopatrzyć się nie tylko w koszulę, ale i w spodnie. Już w sklepie okazało się, że nie ma żadnych spodni w jej rozmiarze. Musiała kupić spódnicę, do kolan, do wyboru była wściekle różowa lub khaki. Wybrała róż.

Stojąc w kilkuosobowej kolejce, spoglądając na zegarek i słuchając, jak starsza pani przy kasie szuka czegoś wyraźnie bez pośpiechu w swojej bardzo dużej torbie, zaczynała się zastanawiać, czy fatum jej nienawidzi. Po niemal pół godzinie udało jej się zapłacić i nareszcie przebrać.

Wyszła na zewnątrz, ktoś na nią wpadł, przewróciła się. Gdzie? Oczywiście prosto do kałuży. Wściekle różowa spódnica przybrała gdzieniegdzie szarawo-brązowy odcień.

W tym momencie zdecydowała, fatum jej nienawidziło.

- Uważaj, gdzie leziesz! Oczu nie masz?! - wydarła się, spoglądając z poziomu chodnika na zdezorientowanego chłopaka, który na nią wpadł.

Chłopak był dosyć drobny i niezbyt wysoki, ale nie był też niski. Taki... Przeciętny. Ciemne włosy kleiły mu się do czoła. Przez plecy miał przewieszony dziwny, podłużny przedmiot, jakby futerał na flet lub parasol. Biała koszula przylepiła mu się do ciała. Ciemną marynarkę trzymał nad głową i widocznie walczył ze sobą czy ją opuścić i pomóc dziewczynie wstać, czy kontynuować swoje nieudolne próby ochrony przed deszczem.

- Rin, coś się stało? - zawołał ktoś zza chłopaka, a po kilku sekundach przy przemoczonym miłośniku fletu stanął chłopak w okularach i czarnym płaszczu.

Gdy tak na nich patrzyła, wyglądali... Podejrzanie znajomo.

Ten w okularach dostrzegł ją, wciąż siedzącą niezręcznie w kałuży w tej okropnej spódnicy, i zmieszał się okropnie.

- Najmocniej przepraszam za brata. To straszna łamaga - Pomógł jej wstać. - Zapłacimy za pralnię. Nic pani nie jest?

Zamrugała.

- Um, chyba nic... Tylko trochę przemokłam. Dzisiaj to i tak nic wielkiego - zaśmiała się gorzko.

Miłośnik fletu zmarszczył brwi i zerknął na okularnika. Z bliska byli tak podobni, że można by ich wziąć za bliźniaków. Flecista nazywał się Rin... Rin i...

- Yukio, ona ma... - Yukio uciszył brata wymownym spojrzeniem.

- Okumura?! - Tak, to musieli być oni. Wyrośli odkąd ostatni raz widziała ich pod koniec podstawówki, ale bez wątpienia stali przed nią bracia Okumura. - To ja, Airi. Rany, dawno się nie widzieliśmy. Będzie z... Hm, kilka ładnych lat.

- Airi? Airi od warkoczy i ciastek z dżemem? - podekscytował się Rin. Gdyby był psem, bez wątpienia merdałby radośnie ogonem.

- Tak, to ja - roześmiała się.

- Może porozmawiamy w jakimś suchym, cichszym miejscu? Jeśli oczywiście nie masz innych planów - zaproponował Yukio.

Zgodziła się. Na samą myśl o cichym, suchym miejscu miała ochotę rozpłakać się z ulgi.

Może ten dzień nie był ostatecznie taki zły...

Under the Moon |ᴍᴜʟᴛɪғᴀɴᴅᴏᴍ ᴏɴᴇ sʜᴏᴛs ᴠᴏʟ.2|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz