one shot osadzony w realiach "stay alive" napisany według odpowiedzi na ankietę przeprowadzoną wśród czytelników.
Hawks, jak na bóstwo, zaskakująco często odwiedzał Obóz Herosów. Wśród pól truskawek można było go zobaczyć raz, a nawet dwa razy do roku - rozmawiał, śmiał się, żartował i objadał dojrzałymi, słodkimi owocami. Niektórzy podejrzewali, że przylatuje z tęsknoty za śmiertelnością, którą utracił setki lat wcześniej, inni mieli nadzieję, że ktoś w obozie wpadł mu w oko i syn Boreasza jedynie szuka pretekstu, aby się do szczęśliwca zbliżyć. Prawda była jednak o wiele bardziej trywialna - Hawks zwyczajnie się nudził, a kolorowy, głośny, przepełniony dzieciakami obóz był przyjemną odmianą od zimnych komnat pałacu Północnego Wiatru i lodowatych spojrzeń Chione, jego jakże kochanej i promiennej siostry.
Tego popołudnia obóz był jeszcze weselszy niż zwykle. Domek Hefajstosa już szykował się do pokazu sztucznych ogni, rozkładając na plaży materiały wybuchowe, a obozowicze, korzystając z chwili wytchnienia i przerwy w zajęciach, przechadzali się między domkami, grali w siatkówkę albo siedzieli, wygrzewając się w słońcu nad brzegiem jeziora.
Obniżył lot i zawisł w powietrzu, rozglądając się uważnie po siedzących w dole dzieciakach. Tacy młodzi, tacy pełni nadziei i energii. Trochę im zazdrościł.
Dzieciak z burzą czerwonych włosów przekomarzał się z jakimś blondynem. Przy jego pasku wisiało kilka granatów. Jak nic potomek Aresa, pomyślał Hawks i przeniósł uwagę na inną parkę. Dwaj chłopcy - jeden piegowaty, drugi z blizną na pół twarzy przycupnęli pod rozłożystym drzewem. Trzymali się za ręce i rozmawiali, chociaż może to piegowaty bardziej prowadził monolog, gestykulując żywo wolną ręką.
Hawks uśmiechnął się pod nosem i opadł bezgłośnie po drugiej stronie polany. Jeszcze nikt go nie zauważył, bo też nie miał prawa. Może i był słabym, pomniejszym bóstwem, ale jednak bóstwem. Rozprostowała zmęczone skrzydła.
- Ej, co jest? - warknął ktoś, ocierając się o czubki jego piór.
Hawks parsknął i zwinął skrzydła. Heros zamrugał.
- A, to ty - mruknął i odwrócił się do kolegi. - Mówiłem, że w końcu przyleci.
- To on? - zapytał drugi, jasnowłosy heros. - Ha! Myślałem, że jest wyższy.
Hawks poczuł się co najmniej zdziwiony.
- Kto to jest, Shinsou? - zapytał, mierząc wzrokiem blondyna. Nie podobał mu się jego dziwny, szeroki uśmiech. Był... psychodeliczny, chociaż jednocześnie nie można było odmówić nastolatkowi uroku.
- Neito Monoma, jest nowy. Właśnie go oprowadzam. Na długo wpadłeś?
- Dzień, może dwa. Póki nie zmieni się wiatr. Jest już uznany?
- Tak, Marry Poppins. Moją matką jest najpiękniejsza spośród bogiń, nieśmiertelne wcielenie uroku, powabu i wdzięku. Sama Afrodyta! - oświadczył z dumą Monoma.
Brwi Hawksa powędrowały pod samo czoło, ale szybko się otrząsnął.
- Stara, dobra Afrodyta - mruknął. - Ach, współczuję. Wszystkie najpiękniejsze dziewczyny poza zasięgiem. No ale wiesz, są jeszcze bogowie. - Puścił Neito oczko, na co chłopak zaniemówił i zamarł, a jego twarz zrobiła się nagle niezwykle czerwona. Wykorzystując chwilę ciszy, Hawks szepnął cicho do Shinsou: - Kto to Marry Poppins?
- Potem ci opowiem - i zwrócił się do Monomy: - Chodź, pokażę ci ściankę wspinaczkową.
Kiedy odeszli kawałek, obok Hawksa przemknął jeszcze jeden chłopak.
CZYTASZ
Under the Moon |ᴍᴜʟᴛɪғᴀɴᴅᴏᴍ ᴏɴᴇ sʜᴏᴛs ᴠᴏʟ.2|
FanfictionKontynuacja "Kolorowy wiatr" Drugi zbiór shotów na moim profilu i tak jak w przypadku poprzedniej części znaczną przewagę uzyskają w nim fanfiction, choć z pewnością coś autorskiego również się przewinie. Shoty na zamówienie! Szczegóły w regulaminie...