1. Zasada numer jeden, czyli nie daj się sprowokować.

897 25 6
                                    


- Wiesz co jeszcze bardziej lubię od słonego karmelu? Chłopców, którzy go jedzą.- westchnęła rozmarzona, obserwując jak rząd przed nami, grupka nieznajomych blondynów objada się popcornem, oblanym wspominaną wcześniej słodkością.

Obróciła gwałtownie głowę w moją stronę, delikatnie zerkając kątem oka czy jeszcze nie zniknęli.

-Myślisz, że powinnam do nich zagadać? Szczerze to trochę się boję.

Westchnęłam głęboko zastanawiając się w duchu jakim cudem przez tyle lat nadal jesteśmy przyjaciółmi.

-Nie myślisz, że pomyślą, że jesteś lekko zdesperowana? Pomyśl, co chwilę do kogoś zagadujesz ,a do tej pory nigdy nie miałaś chłopaka. Nawet nikogo nie trzymałaś za rękę.- prychnęłam mając nadzieję, że moje słowa wreszcie do niej przemówiły.- Poczekaj, a miłość sama do ciebie przyjdzie, nie ma się co śpieszyć.

-Łatwo ci mówić! Ty przynajmniej masz fajnego, przystojnego chłopaka, i wiesz jakie to uczucie, gdy komuś na tobie zależy. - burknęła jak małe dziecko.

Zarumieniłam się, gdy wspominała o Maysonie. Na myśl o jego krótkich, kręconych włosach i lekkim zaroście serce zaczęło mi bić mocniej. Od chwili, gdy rok temu podczas obozu surfingowego wyznał mi swoje uczucia, zostaliśmy parą, i wydaję mi się, że z każdym kolejnym dniem zbliżamy się do siebie coraz bardziej. Nie mogę uwierzyć w to jakie mam szczęście, jednak do tego szczęścia obydwoje musieliśmy przejść długą drogę, oraz przezwyciężyć masę cierpienia, a także innych przeszkód jakie były nam dane. Taka jest cena za to co udało mi się zdobyć teraz. Taka jest cena za miłość.

-Czy ty w ogóle mnie słuchasz? Oczywiście, że nie.- zadrwiła głośno. -przecież to Hazel. Dosyć gadania, moja prawdziwa miłość na mnie czeka!- nie zważając na mój protest pobiegła w stronę grupki chłopaków, przeskakując zwinnie przez skórzane fotele kinowe.

Mimowolnie pacnęłam się ręką w czoło. Czego ja się innego po niej spodziewałam? No czego? Tej dziewczyny nawet stado głodnych wilków nie powstrzyma.

Kierując się powoli w stronę wyjścia z sali, obserwowałam z daleka całe zajście. Ku mojemu zaskoczeniu było dosyć spokojnie, blondyni uśmiechali się szeroko przytakiwując, i odpowiadając dziewczynie, gdy ta do nich mówiła, jednak nastrój zmienił się w niecałą sekundę z chwilą, gdy dłoń Reachel powędrowała na policzek jednego z nich. Usłyszałam dobiegające warczenie rudowłosej oraz wiązankę przekleństw.

Oni się tam przecież pozabijają.

Zerwałam się do biegu i dzięki bogu w porę rozdzieliłam ich oboje. Spojrzałam zdenerwowana na dziewczynę.

-Co tym razem?

Otworzyła szeroko usta jakby niedowierzając, że w ogóle śmiałam o to spytać.

-Ten dupek. -wskazała palcem na wysokiego blondyna, który stał najbliżej z pozostałych.- śmiał się, że jestem deltą. W dodatku bezczelnie obmacywał mnie ręką!

Głośnie prychnięcie rozległo się obok mojego ucha.

-Ta zdzira pierwsza zaatakowała. Jakim prawem taka delta jak ona miała czelność, w ogóle flirtować z betą!- uniósł rękę do góry, lecz natychmiast ją przytrzymałam.

-Tylko spróbuj ty śmieciu!- syknęłam mordując go wzrokiem. -to, że jest deltą nic nie znaczy!

-Właśnie, nie jesteś alfą!-

Zaśmiał się gardłowo, co zrobili także i jego kompani. Najniższy z nich stanął obok głównego prowokatora i oparł się o niego uśmiechając beztrosko.

Mój głupi młodszy mateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz