Uchyliłam powiekę, słysząc wrzask królowej i zaciekawiona nastawiłam uszu. Przez te wszystkie lata spędzone w zamku zdążyłam przywyknąć do codziennych krzyków oraz humorków władczyni, ale ciekawość, kto tym razem miał problemy, nigdy we mnie nie osłabła. Czyżby Ginarbryk podał jej jedzenie, które było dla niej zbyt zimne? A może zbyt ciepłe?
— Dahlia! — wrzasnęła w końcu, co spowodowało, że momentalnie stanęłam na łapach i strząsając z siebie resztki snu, biegiem ruszyłam w stronę sali tronowej.
— Tak, Wasza Wysokość? — zapytałam, gdy tylko przekroczyłam próg, a zbliżywszy się do tronu, na którym zasiadała, ukłoniłam się nisko. Królowa spojrzała na mnie, unosząc nieznacznie kąciki ust. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, po czym ponownie przybrała chłodny wyraz twarzy.
— W Narnii zjawili się ludzie, trójka jego rodzeństwa, podobno można ich znaleźć u bobrów — powiedziała, wskazując końcem swojej różdżki czarnowłosego, sparaliżowanego strachem chłopca, któremu karzeł przystawiał do pleców ostry niczym brzytwa nóż. Jego przerażone brązowe oczy śledziły każdy mój ruch, gdy zaczęłam się do niego powoli zbliżać, dokładnie przyglądając się jego twarzy i analizując zapach, który jak sądziłam, będzie mi za niedługo potrzebny. — Znajdź ich i przyprowadź do mnie. Proroctwo nie będzie mogło się spełnić, jeśli zgniją w lochach lub skończą jako kamienne statuetki. Zabierz tyle ludzi, ile trzeba.
— Jeśli Wasza Wysokość pozwoli, wyruszę sama i sprawdzę, czy chłopiec w ogóle mówi prawdę. Jak ich znajdę, zawołam wsparcie — Władczyni skinęła głową, dając mi tym samym swoje przyzwolenie, na co po raz kolejny skłoniłam się nisko i czym prędzej skierowałam się w stronę drzwi, aby jak najszybciej opuścić zamek. Nie mogłam narzekać na brak zaufanie ze strony królowej. Służyłam jej już od wielu lat, przez co niejednokrotnie mogła się przekonać o mojej lojalności wobec niej. Moje życie jednak nie zawsze tak wyglądało. Kiedyś byłam szczęśliwym dzieckiem, które wraz z rodzicami mieszkało w przytulnym domku na skraju lasu. Ilekroć jednak powracały do mnie te wspomnienia, wypierałam się ich. Nie chciałam zagłębiać się w rozmyślanie o przeszłości, to byłoby dla mnie zbyt bolesne. Dlatego żyję chwilą. Nie myślę o przeszłości ani o przyszłości. A przynajmniej się staram. Zaakceptowałam swój los, przyzwyczaiłam się do zabijania innych, do bycia brutalną. Wyzbyłam się emocji i przestawiłam się na całkowicie inny sposób myślenia, niż ten, który został mi wpojony przez rodziców za dziecka. Nie było już miejsca na dawne przyzwyczajenia. W tym świecie mogli przetrwać tylko ci, którzy umieli się dostosować. Przedzierałam się przez las z nosem przytkniętym do ziemi, próbując wytropić ludzi. Gruba warstwa śniegu nie ułatwiała mi zadania. Można by pomyśleć, że się przyzwyczaiłam do wiecznej zimy, ale ilość spadającego puchu zaskakiwała niekiedy całą naszą watahę. Polowania wymagały wtedy od nas o wiele większego wysiłku i mentalnego przygotowania na to, że przez kolejne kilka dni nasze misje mogą trwać dłużej niż zwykle. Swój bieg zakończyłam dopiero przed stromym zboczem, a na moje wargi wkradł się delikatny uśmiech, gdy w dole zobaczyłam tamę oraz domek zbudowany z licznych drobnych patyków, w którego stronę zmierzało pięć postaci. Para bobrów szła na przedzie, tuż za nimi podążała wysoka brunetka, a na końcu blondwłosy chłopak trzymający za rękę małą dziewczynkę, widocznie swoją najmłodszą siostrę. Przysiadłam na chwilę, dokładnie im się przyglądając. Nie wiedząc czemu, kiedy tak obserwowałam ostatnią dwójkę, na myśl przyszedł mi mój ojciec. Jak kiedyś się mną opiekował, uczył wielu rzeczy i bawił ze mną. Potrząsnęłam gwałtownie łbem, chcąc pozbyć się tych tkliwych obrazów sprzed oczu. To nie był czas na bawienie się w uczucia. Gdy zamknęli za sobą drzwi, ześlizgnęłam się po zboczu i powolnym krokiem ruszyłam w ich stronę. Zapach przybierał na intensywności. Nie było wątpliwości co do tego, że są spokrewnieni z chłopcem przebywającym aktualnie w zamku. Teraz musiałam tylko w jakiś sposób dostać się do środka. Oczywiste było, że nie wpuszczą od tak wilka do domu. Gdyby mnie tylko zobaczyli, zaczęliby uciekać. Możliwe było również, że w ogóle nie otworzą drzwi. Nikomu. Nie zaszkodzi jednak spróbować. Podrapałam lekko łapą w kawałek drewna, uważnie przysłuchując się odgłosom dobiegającym ze środka. Rozmowa ucichła, a chwilę później rozległo się tupanie. Zanim mała złotowłosa dziewczynka zdążyła otworzyć, zmieniłam swoją postać.
— Spójrzcie jaka słodka wiewiórka! — zawołała, gdy wbiegłam do chatki i wskoczyłam na stół. — Piotrek, popatrz!
— Jest naprawdę urocza — przyznał blondyn, nazwany wcześniej przez małą Piotrkiem i ostrożnie wyciągnął w moją stronę dużą dłoń. Weszłam na nią z lekkim wahaniem.
— Na waszym miejscu nie byłbym taki ufny — odezwał się bóbr, przyglądając mi się uważnie.
— Dlaczego?
— Bo jeśli będziecie wszystkim ufać, zginiecie wcześniej, niż myślicie — odparłam zgodnie z prawdą. Chłopak tak się przestraszył, że upuścił mnie na ziemię. — To nie było zbyt miłe — mruknęłam, przemieniając się w wilka. Siostry krzyknęły przerażone, chowając się za starszym bratem, który przyglądał mi się teraz przerażonym wzrokiem. Ta cała serdeczność zniknęła w ułamku sekundy. Mogłam niemalże wyczuć rodzącą się w nim nienawiść. Chyba nie zostaniemy przyjaciółmi. — Na razie nie macie się czego bać. Możemy na spokojnie porozmawiać.
— Wszyscy do tunelu! — wrzasnął bóbr, ruszając w stronę małych drzwiczek znajdujących się po drugiej stronie pomieszczenia. Jednym susem znalazłam się przed nim, cicho powarkując. Cofnął się gwałtownie, rozglądając się za inną drogą ucieczki.
— Spodziewałam się rozsądniejszego posunięcia. Zacznijcie uciekać, a dogonię was w mgnieniu oka wraz ze wsparciem. Zostaniecie, możemy porozmawiać bez niepotrzebnego przelewu krwi. Przynajmniej na razie. Decyzja należy do was. Uciekacie czy rozmawiamy?
_______________________________
Witam was moi kochani w nowej książce! Nawet nie wiecie jak bardzo stęskniłam się za pisaniem i wattpadem. Mam nadzieję, że ta historia przypadnie wam do gustu❤ Na chwilę obecną planuję dodawać rozdziały co niedzielę. Są to dla mnie takie luźniejsze dni, w których nie poświęcam tyle czasu nauce do matury co w pozostałe dni tygodnia. Dziękuję bardzo osobom, które wypowiedziały się pod ostatnim rozdziałem "Peter and Laura - Their life together" i pomogły mi podjąć ostateczną decyzję, co do imienia głównej bohaterki, choć i tak długo się jeszcze nad nim zastanawiałam. Chcę wam również życzyć wesołych świąt wielkiej nocy. Mimo tej dziwnej sytuacji, w której się znaleźliśmy i braku możliwości spotkania się z dalszą rodziną, mam nadzieję, że miną wam spokojnie, radośnie i że będą pełne miłości. Dużo zdrówka, trzymajcie się i do następnego!💞
CZYTASZ
Ostatnia Przygoda [Piotr Pevensie]
FanfictionPoprzedni tytuł: There must be another way, I WANT REVENGE Podobno rodzina to jedna z najważniejszych rzeczy w życiu każdego człowieka. Co jednak, jeśli rodzice umarli, gdy miało się zaledwie dziesięć lat, a siostra odwraca się przeciwko siostrze...