17

295 15 0
                                    


Celeste

Dojechaliśmy do Seattle, gdzieś dopiero na wieczór. Wszystko pewnie potrwałoby szybciej, ale po drodze zatrzymaliśmy się na obiad.
O dziwo tym razem staraliśmy się rozmawiać normalnie i jakoś nam wychodziło.
Dziwnie się czułam, kiedy znowu wróciłam do jego mieszkania i miałam próbować żyć z nim tak jakby od początku.
Opuściwszy windę skierowałam się do salonu, ale zanim zorientowałam się, że na podłodze znajduje się porozrzucane szkło, nie uniknęłam wpadnięcia w nie niczym w zastawioną pułapkę.

-Cholera! - zawyłam z bólu, kiedy szkło z pewnością utknęło w mojej stopie, a podłoga zaczęła przybierać barwę czerwieni. Momentalnie pojawił się przy mnie Thomas, który od razu wziął mnie na ręce, żeby ominąć jak najszybciej to pole minowe.
Posadził mnie na blacie, żebym nie dotykała stopą podłogi. Nie chciałam nawet widzieć jak wygląda to z tyłu, ale cieknące krople tworzące pomału kałużę umiejętnie pokazywały mi jak klaruje się sytuacja.
Thomas kucnął w obrębie mojej stopy i uniósł ją, żeby zobaczyć skaleczenie.

-Musimy jechać do szpitala.

-Co?

-Szkło wbiło ci się w stopę. - po jego minie wiedziałam, że nie jest za dobrze. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy, może dlatego że nienawidzę szpitali, a świadomość, że mieli mi wyjmować kawałek obcego ciała z..

-Nie chce jechać do szpitala. - zaczęłam się trząść, a Thomas posłał mi ponure spojrzenie.

-Nie zachowuj się jak małe dziecko. - w niczym mnie to nie pocieszyło. W jednej chwili Thomas, gdzieś zadzwonił, zostawiając mnie na chwilę samą. - Wolałbym żebyś pojechała do szpitala, ale wezwałem lekarza. Weźmie ze sobą sprzęt. - po chwili pojawiła się również jakaś pani, która posprzątała szkło. Nawet nie zdążyłam zapytać skąd się tam tak właściwie wzięło.

Dr Eric stwierdził, że rana nie jest zbyt głęboka, więc w sumie to dobrze, że nie jechaliśmy do szpitala, bo jak to ujął on poradzi sobie z tym sam. Śmiem twierdzić, że Thomas musi mu sowicie płacić skoro lekarz jest sam z siebie w stanie przyjechać na jeden jego telefon.

-I po krzyku. Niech Pani nie chodzi póki nie zdejmujemy szwów. I oczywiście trzeba uważać przy myciu, żeby woda nie dostała się do rany. Najlepiej jakby miała Pani jakąś pomoc bo w codziennych czynnościach...

-Zajmę się nią. - odpowiedział Thomas, który stał oparty o ścianę przyglądając się nam.

-W takim razie, życzę szybkiego powrotu do zdrowia. - rzekł w moją stronę. - Panie Skoq. - Thomas odprowadził go do wyjścia, a ja nadal siedziałam na blacie nie wiedząc co dalej.

Po chwili pojawił się Thomas, który niespodziewanie pojawił się przy mnie opierając swoje dłonie na blacie jednocześnie zamykając mnie w polu jego osoby.

-Nie wiem jak to dalej będzie wyglądało... Skoro nie mogę chodzić... - czułam się niezręcznie, gdy łamał moją przestrzeń prywatną, ale jemu nie przeszkadzało to w najmniejszym stopniu.

-Poradzimy sobie. - przechylił lekko głowę, wpatrując się w moje oczy.

-Zadzwonisz po kogoś...-wiem,że na każde jego skinienie i telefon zwykle pojawia się osoba, chcąca spełniać jego zachcianki.

-Nie. Jak już mówiłem. Poradzimy sobie.

-My?

-Tak. Jestem przecież w twoim mężem. - założył mi kosmyk włosów za ucho na co się lekko wzdrygnełam.
-Co chcesz robić? Jest już dosyć późno, więc chyba pora się kłaść, co? - posyła mi rozbawione spojrzenie. Nie za bardzo rozumiem o co mu chodzi, kiedy bierze mnie na ręce nim zdążę się przygotować. Za każdym razem, gdy to robi czuję się niezręcznie, ale nie mam na to wpływu jak na razie. Zanosi mnie do łazienki i sadza na blacie nim zdążę zaprotestować.

ConstraintOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz