─── ・。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Kolejny dzień z życia Cayetany Azaroli Herrery właśnie się spieprzył. Po całości, a nawet bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. Miała ambitne plany — spotkanie z klientem, jakimś mężczyzną związanym z rodziną jej męża, które zapewne przyciągnęłoby się do wieczora, a potem robienie nic. Ewentualnie malowanie, ale to już była kwestia sporna.
Plan idealny, szkoda tylko, że nie wyszedł.
Tak właśnie myślała Cayetana, gdy przemierzała ulicę Madrytu, wracając z cholernego nieistniejącego spotkania. Nie była zawiedziona: jej żelazną zasadą było coś na kształt braku uczuć przy interesach. Była wściekła, bo mogła spędzić ten czas o wiele lepiej.
Brunetka miała na sobie białą bluzkę z dekoltem w kształcie litery V, spodnie w kant z wysokim stanem i wzorem w kratkę, a do tego przewieszoną przez ramię marynarkę w ten sam wzór. Jej kremowe szpilki wystukiwały cichy rytm, ale hałas wielkiego miasta skutecznie go zagłuszał.
Żar lał się z nieba, jak zawsze niemal każdej hiszpańskiej wiosny. Ludzie mijali ją na ulicach Palacio, kiedy Azarola Herrera szła w stronę zaparkowanego kilka ulic dalej samochodu; po prostu kochała jak bardzo ulice w centrum (i okolicznych dzielnicach też: tak naprawdę im bliżej centrum tym więcej) były zawalone.
Po kilku minutach rytmicznego marszu, pod jednym z licznych w stolicy Hiszpanii dębów, dostrzegła czarne Renault Mégane. Kobieta uśmiechnęła się lekko, widząc swój samochód, ale po chwili skrzywiła się, wyobrażając, jak cholernie gorąco będzie w środku.
Cóż, życie w Hiszpanii ciężkie jest.
Jakby istna Sahara w środku jej auta nie była wystarczającą karą od wszechświata (karą za nic, swoja drogą), to następnym tego dnia pseudo darem był korek — fakt, korki w centrum nie były niczym niezwykłym, ale i tak dla Cayetany nigdy nie stały się choćby akceptowalne. Kiedy pochodzi się z małego miasta jak Sort w Katalonii, nie jest się w stanie do nich przyzwyczaić.
Brunetka syknęła, gdy jakiś narwany mieszkaniec Madrytu trąbnął, co i tak zaginęło w kakofonii dźwięków metropolii.
Zamierzam jedynie jakoś to przeżyć, moje wymagania są już równe zero.
༺➳
Cayetana zaparkowała tuż pod kamienicą, o wyglądzie niemal typowym dla hiszpańskiej infrastruktury — cztery piętra, kremowe fasady, czerwona cegła i balkony z fikuśnymi wzorami na barierkach. Kobieta spojrzała w stronę swojego okna, lekko się uśmiechając. Cholera, to było jej miejsce.
CZYTASZ
𝐋𝐀𝐃𝐑𝐎́𝐍 𝐃𝐄 𝐀𝐑𝐓𝐄. ᵃⁿᵈʳᵉ́ˢ ᵈᵉ ᶠᵒⁿᵒˡˡᵒˢᵃ ᵍᵒⁿᶻᵃˡᵛᵉˢ
Fanfiction❝ I KNOW MY VALUE AND I KNOW HOW TO SHOW THIS ASSHOLE WHAT HE HAD LOST. ❞ 𝑪ayetana Azarola Herrera z pewnością była twardą kobietą, która nie dawała sobie w kaszę dmuchać, o ile można było tak powiedzieć. Dlatego, kiedy tylko dowiedziała się o t...