𝟎𝟏𝟒. soy una chica triste, soy una chica mala

333 23 14
                                    

─── ・。゚☆: *

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

─── ・。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

     Cayetana rzadko chodziła do Jerónimos, mimo że mieszkała stosunkowo blisko. Już nawet nie chodziło o to, że ta dzielnica była zbyt bogata jak na progi rodziny Suárez Jaso — zwyczajnie nigdy nie była jej po drodze, a jeśli już tam bywała, to raz na ruski rok z okazji różnych bankietów. W jej przypadku ostatni raz w zeszłym roku na balu charytatywnym jej teściowej, na którym zdążyła się pokłócić z jakąś córką szwagra Esther (do dzisiaj nie wiedziała, po jaką cholerę tamta dziewczyna w ogóle tam przyszła ani po co zaczęła ją wyzywać).

     Szczerze mówiąc, Azarola Herrera zdążyła zapomnieć, jak ładną okolicą była ta część Madrytu. Biała, czteropiętrowa kamienica stała tuż obok Calle de Alfonso XII i graniczyła z parkiem Retiro, w którym pierwszy raz się spotkali, przy okazji stanowiąc ogromny kontrast dla pobliskich budynków. Tuż ponad wejściem na klatkę schodową znajdował się à la taras z niską, fikuśnie wykonaną barierką, a każde okno wieńczyły wyszukane wzory i balkon francuskiego typu.

     Z pewnością mieszkanie było cholernie drogie, a przynajmniej to przeszło jej przez myśl.

     Brunetka uśmiechnęła się na wspomnienie ich pierwszego spotkania, które usilnie pchało jej się do głowy, gdy tylko myślała o pobliskim parku, po czym weszła na klatkę schodową, przelotnie witając się z ochroniarzem. Stosunkowo szybko pokonała schody na czwarte piętro, po czym stanęła przed drzwiami z numerem dwanaście, dopiero wtedy zdając sobie sprawę, że się stresowała.

     Zapukała do drzwi lekko nerwowym ruchem, a zaraz jeszcze raz sprawdziła, czy to był dobry adres. Powoli pojawiające się wątpliwości dotyczące ich spotkania zniszczył dźwięk przekręcania klucza.

     Andrés otworzył z flirciarskim uśmiechem na ustach, skanując jej sylwetkę od góry do dołu; najwyraźniej jasnoniebieska sukienka z bufiastymi rękawami do łokcia, małymi, wyszytymi kwiatami i dekoltem w kształcie litery V nad wyraz przypadła mu do gustu.

     — Pięknie wyglądasz, Ana. Ten uśmiech ci pasuje — stwierdził na wstępie, nie odrywając oczu od sylwetki Cayetany. — Miło cię znów zobaczyć, cariño.

     Hiszpanka odwzajemniła uśmiech, po czym podała brunetowi wino z ogromną nadzieją, że trafiła, i planem, by zniszczyć pojawiające się w powietrzu seksualne napięcie, a przynajmniej tak właśnie by to nazwała.

     — Dziękuję. Wiesz, że nie musiałaś.

     — Ale chciałam.

༺➳

     Szczerze mówiąc, Hiszpanka chyba tak bardzo potrzebowała właśnie ich kolejnego spotkania. Tych kilku godzin, w czasie których mogła po prostu z kimś porozmawiać bez ważenia każdego słowa, skupić się na bieżącej chwili, nie myśląc, czy plan się uda albo czy ktoś coś odkryje. I chociaż, jak sobie obiecała, niemal nie tknęła alkoholu, by nie doprowadzić do sytuacji z propozycją noclegu, nie bawiła się już w udawanie ani zatajanie dokładnych powodów tego całego nielegalnego szaleństwa.

𝐋𝐀𝐃𝐑𝐎́𝐍 𝐃𝐄 𝐀𝐑𝐓𝐄. ᵃⁿᵈʳᵉ́ˢ ᵈᵉ ᶠᵒⁿᵒˡˡᵒˢᵃ ᵍᵒⁿᶻᵃˡᵛᵉˢOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz