𝟎𝟎𝟖. palacio de los duques gran meliá

343 21 13
                                    

─── ・。゚☆: *

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

─── ・。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

     Kobieta stała pod swoją kamienicą, w duchu dziękując wszechświatowi, że zdecydowała się na sukienkę, a nie długie, choćby niewiadomo jak oficjalnie, spodnie — Hiszpanka miała na sobie średniej długości, łososiową sukienkę w kwiaty z rękawami do łokci oraz dekoltem w kształcie litery V i kremowe szpilki, a do tego małą torebkę, w której trzymała same najpotrzebniejsze rzeczy.

     Żar lał się z nieba, więc brunetka skryła się pod jednym z wielu drzew, które rosły wzdłuż Calle de Serrano. Fakt, kobieta przyzwyczaiła się do gorących popołudni w hiszpańskiej stolicy, ale, mimo mieszkania tam ponad pięć lat, nigdy się do nich jakoś bardzo nie przekonała.

     Cayetana rozejrzała się po ulicy, wypatrując Andrésa.

     Jeśli Azarola Herrera miała być szczera, powoli zaczynała się czuć jak kompletna, i do tego wystawiona, idiotka. Nie dość, że w każdej chwili jakiś znajomy jej, Marco lub Jacinty mógł ją zobaczyć, to kobieta zdała sobie sprawę, jaki błąd popełniała. Przecież, po tych wszystkich spotkaniach niezwiązanych z pracą, mogła się zakochać i zniszczyć calutki, pieprzony plan.

     Przez krótką chwilę brunetka naprawdę miała ochotę wrócić do domu, odwołać ich pseudo randkę i zwyczajnie zapomnieć — co najwyżej skontaktować się po około miesiącu, by sprawdzić, czy już miał ułożony plan napadu — ale białe, staromodne auto zupełnie zmieniło jej plany.

     Ciemnoczerwona skóra (jedyny akcent kolorystyczny) na siedzeniach i kierownicy kontrastowała z białym lakierem. Srebrny, stanowiący typowy dodatek, ujawniał się na felgach i maskownicy.

     Kabriolet wydawał się jakimś hollywoodzkim modelem z poprzedniego wieku, za czasów, gdy Ameryka była spełnieniem marzeń dosłownie każdego, a tym bardziej mieszkańców zza komunistycznej strony muru berlińskiego.

     Cayetana uśmiechnęła się szeroko (za bardzo pokazała tym, że jej zależało, a przynajmniej miała takie wrażenie), gdy zobaczyła bruneta siedzącego za kierownicą. Mężczyzna podjechał pod kamienicę, zwracając wzrok kilku ciekawskich przechodniów.

     Hiszpanka podeszła do pojazdu i oparła się o drzwi od strony pasażera.

     — Co to za samochód?

     Mężczyzna miał na sobie ciemnoszarą kamizelkę garniturową, tego samego koloru spodnie, niemal czarny krawat i biała koszulę. Wyglądał w miarę oficjalnie, do czego tak naprawdę brunetka się przyzwyczaiła. Kobieta, wbrew sobie, zmierzyła jego osobę od góry do dołu, przy okazji przygryzając dolną wargę.

     Nie baw się w to.

     — Mój Chevrolet Corvette z sześćdziesiątego drugiego. Swoją drogą, pięknie się witasz, a podobno elita jest tak strasznie kulturalna — sarknął. Hiszpan uśmiechał się sarkastycznie, przyglądając się Azaroli Herrerze, która jedynie pokiwała głową z bezsilnym uśmiechem. — Pasują ci sukienki, Ana.

𝐋𝐀𝐃𝐑𝐎́𝐍 𝐃𝐄 𝐀𝐑𝐓𝐄. ᵃⁿᵈʳᵉ́ˢ ᵈᵉ ᶠᵒⁿᵒˡˡᵒˢᵃ ᵍᵒⁿᶻᵃˡᵛᵉˢOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz