─── ・。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───
Jeśli chodzi o wymówki, Azarola Herrera chyba nigdy nie była w nie zła; osobiście powiedziałaby, że jeśli ma się plan, bardzo łatwo coś wymyślić i wprowadzić to w życie. W końcu co jest trudnego w podążaniu już wyznaczoną ścieżką?
Tylko trudniej robi się, gdy wytyczony powód, w tym przypadku spotkanie, zaciera się po pół godzinnej rozmowie i nagle wymiana dokumentów staje się rozmową starych znajomych, którzy wymieniają się swoim artystycznym doświadczeniem.
— Podoba ci się? — spytała, przyglądając się jednemu ze starszych obrazów.
Malunek miał około pięć lat, a z tego, co pamiętała, stworzyła go jakoś w kwietniu, ewentualnie na przełomie maja, dwa tysiące dziesiątego lub jedenastego. Leżał na jednej z nieużywanych sztalug w rogu pokoju i przedstawiał bukiet jasnofioletowej lawendy w szklanym wazonie, trochę w stylu lat siedemdziesiątych w PRL-u. Tło stanowił jednolity, niemal biały kolor z minimalnym gradientem.
Wtedy, gdy patrzyła na tamten obraz, zdała sobie sprawę, że nie był jakiś bardzo piękny, i nigdy nie miała powodu, by być z niego nad wyraz dumną — co najwyżej z powodu sensownego namalowania szkła. Przynajmniej pokazywał, że przez te lata poprawiła swój warsztat.
— Potrzebuję opinii. Jakiejś w miarę obiektywnej.
— Traktujesz mnie jak krytyka sztuki, Ana?
Cayetana westchnęła ostentacyjnie, gdy zobaczyła typowy dla Andrésa ironiczny uśmiech; chyba zdążyła się już przyczaić i jego reakcje nie robiły na niej większego wrażenia.
— Nie, ale moim zdaniem znasz się na niej. Tak naprawdę to chyba musisz się znać, skoro zajmujesz się kradzieżami obrazów, a nie opłaca się przypadkiem zdobyć jakieś badziewie — stwierdziła kobieta, wzruszając ramionami. Była szczerze ciekawa oceny bruneta; widział wiele prawdziwych dzieł i raczej podpadał pod w miarę szczerego. Jedynie musiała go przekonać, by powiedział, co myśli.
De Fonollosa Gonzalves wyglądał, jakby zastanawiał się, co powinien zrobić. Albo zwyczajnie, w pewnym sensie, chciał zagrać kobiecie na nerwach, trzymając ją w napięciu. Nie, żeby nie zdawała sobie z tego sprawy.
— Tytuł?
— „Lawenda we szkle". Nie mam pojęcia, co sobie myślałam kilka lat temu — powiedziała, przy okazji starając się odwrócić wzrok i skupić na napoczętym płótnie, na którym pojawił się jedynie szkic. Azarola Herrera przygryzła wnętrze policzka; tytuł zawsze wydawał się dobry, ale wtedy zdała sobie sprawę, że chyba jednak taki nie był. Ba!, brzmiał zwyczajnie głupio i mało w stylu potencjalnej nazwy dla w miarę poważnego obrazu. — Idiotyczny, wiem.
— Jest nawet ładny. W każdym razie pasuje, więc nie masz się czym martwić. — Hiszpanka uniosła brew, dzięki czemu de Fonollosa Gonzalves zaśmiał się pierwszy raz tamtego dnia. — Nie patrz się tak na mnie, cariño, mówię prawdę.
CZYTASZ
𝐋𝐀𝐃𝐑𝐎́𝐍 𝐃𝐄 𝐀𝐑𝐓𝐄. ᵃⁿᵈʳᵉ́ˢ ᵈᵉ ᶠᵒⁿᵒˡˡᵒˢᵃ ᵍᵒⁿᶻᵃˡᵛᵉˢ
Hayran Kurgu❝ I KNOW MY VALUE AND I KNOW HOW TO SHOW THIS ASSHOLE WHAT HE HAD LOST. ❞ 𝑪ayetana Azarola Herrera z pewnością była twardą kobietą, która nie dawała sobie w kaszę dmuchać, o ile można było tak powiedzieć. Dlatego, kiedy tylko dowiedziała się o t...