𝟎𝟎𝟏. no por amor sino por venganza

522 31 11
                                    

─── ・。゚☆: *

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

─── ・。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

𝐝𝐨𝐬 𝐦𝐞𝐬𝐞𝐬 𝐝𝐞𝐬𝐩𝐮𝐞́𝐬
𝐝𝐰𝐚 𝐦𝐢𝐞𝐬𝐢𝐚̨𝐜𝐞 𝐩𝐨́𝐳𝐧𝐢𝐞𝐣

     Dwa miesiące, dwa pozornie krótkie miesiące jej cholernie żmudnej, ryzykownej pracy. A raczej dwa miesiące jej cholernie żmudnego, ryzykownego poszukiwania informacji, przy czym narażała swoją kuzynkę i tylko minimalnie naginała prawo, kserując policyjne kartoteki najlepszych, poszukiwanych lub nie, złodziei w całej Hiszpanii.

Dwa miesiące i nareszcie jakiś przebłysk, światełko w tunelu, że szalony plan Cayetany może się udać i może (jakimś cudem) mieć wykonawcę, który będzie znał się na rzeczy i nie spierdoli, wydając ich trójkę na pożarcie lwom, inaczej nazywanymi hiszpańską policją.

     To chyba stresowało ją najbardziej: w końcu trafiłaby do więzienia, jej mąż i ex-przyjaciółka śmialiby się jej w twarz, jej przyjaciółka (już chyba jedyna pozostała) straciłaby wszystko...

I dlatego przykładała się cholernie mocno do tego, żeby ten scenariusz nigdy, przenigdy, za wszelką cenę, się nie wydarzył.

Nie można było powiedzieć, że ten proceder ani trochę brunetki nie stresował — wręcz przeciwnie, nie była przecież zbyt biegła w tych średnio legalnych sprawach. Bała się, że wszystko wyjdzie, ona i Paola utoną w gównie po same uszy, a jej chwilowy partner w zbrodni zacznie ją oskarżać, że to wszystko jej wina.

Fakt, musiała adwokat długo namawiać, bo, jakby nie patrzeć, to właśnie Rosón Rujillo miała najwięcej do stracenia. Mimo wszystko, była tylko i wyłącznie decyzja szatynki, ale Cayetana doskonale zdawała sobie sprawę, że to była jej wina. A kobieta chyba nigdy nie wybaczyłaby sobie, gdyby jej starsza kuzynka straciła prawo do wykonywania zawodu.

Z jednej strony rozmyślała, dlaczego wybrała akurat miejsce tak spokojne jak park (i to chyba najlepszy w całym Madrycie, tuż przy najbogatszej dzielnicy, Jerónimos). Azarola Herrera szczerze mówiąc wątpiła, by natura, delikatne powiewy wiatru i cichy szum liści jakkolwiek zminimalizowały jej stres.

Cayetana zdecydowanym krokiem przemierzała jedną z alejek parku, mimochodem podziwiając tamte piękne, dziewiętnastowieczne fontanny. Istne dzieła sztuki, które cieszyły jej oczy i nawet minimalnie uspokajały, w co wręcz trudno jej było uwierzyć.

To ty tutaj dyktujesz warunki.

     Z jakiegoś powodu brunetka przytaknęła własnym myślom, delikatnie kiwając głową. Święta prawda, przecież to ona się z nim skontaktowała, ona umówiła spotkanie i to ona będzie jego pracodawczynią, o ile można to w ogóle to tak nazwać. To ona zemści się na tej zdradliwej szui, inaczej nazywanej jej mężem, i tym razem to on będzie cierpiał. Dzięki Cayetanie i jej planowi.

𝐋𝐀𝐃𝐑𝐎́𝐍 𝐃𝐄 𝐀𝐑𝐓𝐄. ᵃⁿᵈʳᵉ́ˢ ᵈᵉ ᶠᵒⁿᵒˡˡᵒˢᵃ ᵍᵒⁿᶻᵃˡᵛᵉˢOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz