𝟎𝟎𝟒. intrigando en el restaurante caramaba

394 30 15
                                    

─── ・。゚☆: *

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

─── ・。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ───

     Budynek, w którym mieściła się restauracja, niczym się nie wyróżniał — no może poza pięknem ozdobnej, hiszpańskiej architektury. Caramba znajdowała się na parterze, co podkreślały dwie pary szklanych drzwi i czerwone markizy z białym, ozdobnym zapisem nazwy i dopiskiem „restauracja & bar", a ponad nią mieściły się lokale mieszkalne.

     Serce Cayetany wręcz podchodziło jej do gardła, kiedy ta pokonywała próg, witając się z kelnerem. Szczerze mówiąc, gdyby nie te wszystkie okoliczności, jej mąż i kariera Andrésa, kobieta byłaby skłonna myśleć, że to zwykła randka.

     Cała restauracja była utrzymana w ciepłych barwach, a królował beżowy i akcenty czerwieni, które można było znaleźć na krzesłach i sofach. Rośliny, których nazw Azarola Herrera zapewne nie byłaby w stanie nawet wymówić, ożywiały wnętrze, a lustra zaś optycznie powiększały i tak duże pomieszczenie. Co kilka metrów stały filary tego samego koloru co ściany w odcieniu beżu, a na środku restauracji znajdował się ogromny barek z jeszcze większą ilością różnorakich alkoholi. Lampy w pierwszej części Caramby przypominały jasne punkty na niebie, coś na kształt gwiazd.

     Kobieta uśmiechnęła się lekko na widok de Fonollosy Gonzalvesa, siedzącego przy jednym ze stolików przy ścianie. Z jakiegoś powodu brunetka mocniej ścisnęła ciemną aktówkę, którą trzymała w dłoniach, po czym ruszyła w stronę mężczyzny.

     Brunet na chwilę spojrzał na złoty zegarek na swoim lewym nadgarstku, sprawdzając, ile kobieta się spóźniła, o ile w ogóle to zrobiła. Fakt, Cayetana cholernie starała się być na czas, ale widząc jego gest, przez chwilę sama miała wątpliwości, czy jej się to udało.

     — Witam, miło pana znów zobaczyć. Może i trudno uwierzyć, ale naprawdę cieszę się z tego spotkania — zaczęła Hiszpanka, skanując wzrokiem swojego rozmówcę. — Dziękuję za kwiaty.

      Mężczyzna miał na sobie brązową, dopasowaną marynarkę, nieco ciemniejszą kamizelką i białą koszulę. Jego włosy były lekko roztrzepane, ale to jedynie dodawało brunetowi uroku.

      Jak poprzednim razem, brunet złożył na jej dłoni delikatny pocałunek, sprawiając, że na policzki kobiety wstąpił delikatny rumieniec. Wiedziała, że nie powinna za każdym razem tak na niego reagować, w końcu była dorosłą i w miarę ustatkowaną osobą, ale, mimo swoich starań, nie umiała się uspokoić i przywdziać maskę chłodnego profesjonalizmu.

     — Przyjemność po mojej stronie, nie codziennie widzę tak piękną kobietę jak pani. A kwiaty to nic wielkiego, mam nadzieję, że trafiłem.

     Cayetana jedynie uśmiechnęła się lekko, po czym zajęła miejsce na czerwonej kanapie, tuż obok Andrésa. Położyła teczkę na swoje kolana, próbując zrobić to chociaż odrobinę dystyngowanie, po czym sięgnęła po menu na stoliku.

𝐋𝐀𝐃𝐑𝐎́𝐍 𝐃𝐄 𝐀𝐑𝐓𝐄. ᵃⁿᵈʳᵉ́ˢ ᵈᵉ ᶠᵒⁿᵒˡˡᵒˢᵃ ᵍᵒⁿᶻᵃˡᵛᵉˢOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz