2. Vincent

609 67 113
                                    

Kiedy wszedł do kuchni, przecierając zaspane oczy, Sydney już siedziała przy stoliku, popijając czarną kawę. Nos wsadziła w telefon, pewnie właśnie sprawdzała maile albo czytała jakieś wiadomości; nie ruszyła się, gdy usiadł naprzeciwko i zabrał jej z talerzyka kanapkę z szynką i majonezem.

– Co takiego ciekawego masz w tej komórce? – zagadnął; nawet na niego nie spojrzała, gdy niemal nonszalancko ugryzł kawałek chleba.

– Instagrama. – Wreszcie jej jasnoniebieskie spojrzenie spoczęło na jego twarzy. Wyglądała na wkurzoną. – A kanapka była moja, Vince.

– Coś cię gryzie – zauważył po chwili, wstając, żeby zaparzyć sobie kawy.

– Widzę, że lata małżeństwa nauczyły cię odczytywać wszystko bezbłędnie z mimiki kobiet. Wzruszające.

Zacisnął mocniej szczękę, ignorując przyspieszone bicie serca. Odwrócił się i posłał Sydney wściekłe spojrzenie, którego ona oczywiście nie zauważyła, wciąż wlepiając wzrok w ten głupi ekran. Jeśli chciała go wkurzyć, to świetnie to wyszło.

– To nie moja wina, że nie układa ci się z Chelsea – wypalił i od razu pożałował tych słów.

Dopiero wtedy doczekał się reakcji. Sydney odwróciła się gwałtownie przez ramię i posłała mu takie spojrzenie, że od razu coś się w nim skurczyło ze strachu. Zacisnęła usta w wąską kreskę, marszcząc brwi. Po chwili jednak wzrok złagodniał.

– Przepraszam, to było podłe – przyznała, unosząc ręce w geście poddania. – Zresztą u mnie i Chelsea wszystko w porządku. – Zawahała się. – Ostatnio tylko nie możemy się dogadać.

Vince zalał kawę wrzątkiem, dodał trochę mleka (kawa bez mleka nie przeszłaby mu przez gardło) i zamieszał, unikając w ten sposób kontaktu wzrokowego z Sydney, która najwyraźniej oczekiwała konkretnej odpowiedzi.

– Nie wykorzystuj argumentu z małżeństwem w dyskusji ze mną – powiedział stanowczo. – Po prostu się martwię, a fakt, że zaraz będziesz miała okres, nie upoważnia cię do traktowania mnie jak worka treningowego. Nie jesteśmy już nastolatkami, żeby takie teksty przechodziły bez echa.

Sydney wypuściła głośno powietrze z ust, od razu jakoś się kurcząc. Już nie wyglądała tak odważnie i zadziornie.

– Masz rację, Vince. Jestem okropna, bezlitosna i pyskata, to wina głównie estrogenów. Za trzy dni będę grzeczniejsza.

– Za trzy dni to mnie nie będzie, jeśli się nie uspokoisz – ostrzegł ją z uśmiechem na ustach, którego jakoś nie potrafił pohamować. Nie brzmiał już nawet na wkurzonego, przecież powinien przyzwyczaić się już dawno, że Sydney lubiła mu dogryzać w niezbyt przyjemny i komfortowy sposób. – A tak poważnie, to co się właściwie dzieje? Wczoraj wieczorem Chelsea wybiegła stąd z płaczem, zaczynam się martwić, Sid.

Sydney wzruszyła ramionami, robiąc zmartwioną minę.

– Co mogę powiedzieć? Znowu poszło o to samo. Naprawdę chciałabym, żeby tu ze mną zamieszkała, ale Chelsea jest uparta jak osioł. Ciągle powtarza, że nie jest gotowa na taki krok, a przecież jesteśmy już razem ponad dwa lata. Chciałabym, żeby nasz związek wreszcie wskoczył na nowy poziom, a ona mi to uniemożliwia.

– Ale wiesz, że nie tylko twoje zdanie się tutaj liczy? – Upił łyk kawy i usiadł na stołku naprzeciwko Sydney, opierając się łokciami o kolana. – Związek to sztuka kompromisów. Jeśli teraz ją zmusisz do czegoś, na co Chelsea nie jest gotowa, to potem wcale nie będzie lepiej.

Sapnęła w odpowiedzi, najwyraźniej niezadowolona z takiej rady.

– Ty też jesteś uparta jak osioł – dodał ostrożnie po chwili ciszy. – I lubisz stawiać na swoim. Problem jest taki, że obie macie wybuchowe charaktery. Chcesz ją zdominować w tym związku. Daj jej czas, przeprowadzka nie jest taką oczywistą decyzją, Sid.

CinnamonLoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz