15. Beatrice

393 46 130
                                        

– Halo, Bee? Jest druga w nocy.

– Vince? – załkała do telefonu, zalewając się łzami.

Nie potrafiła zaczerpnąć oddechu.

– Wszystko w porządku? – spytał wyraźnie przestraszony.

Nie mogła wykrztusić ani słowa. Panika ogarnęła jej umysł i ciało, chciała krzyczeć, ale nie umiała już nawet tego. Zwinęła się w kłębek na łóżku i przycisnęła telefon do ucha, błagając, by Vince znowu się odezwał, bo tylko jego głos w tym momencie był punktem zaczepienia, powodem, dzięki któremu jeszcze nie zwariowała.

Potrzebowała tego głosu, tego spokoju, tej pewności siebie.

Potrzebowała powietrza, a w tamtym momencie jego źródłem był Vince po drugiej stronie linii.

– Bee?

Krztusiła się łzami, ale wiedziała, że musi wziąć się w garść i coś powiedzieć, żeby nie przestraszyć Vincenta na śmierć.

– Przepraszam – wyszeptała, dygocząc i pocąc się. Pociągnęła głośno nosem. – Nie chciałam cię obudzić.

– Nie obudziłaś mnie – odparł spokojnie, uspokajająco, w taki sposób, jakiego wtedy Beatrice potrzebowała. – Pszczółko, musisz oddychać, słyszysz? Weź głęboki wdech.

Rzeczywiście nie mogła złapać tchu, dyszała ciężko do słuchawki. Dławiła się od łez, spazmatycznie łapała hausty powietrza na tyle głośno, że przestraszyła się, czy nie obudzi tym Gwen śpiącej za ścianą.

– To atak paniki, Bee – mówił dalej Vincent rzeczowym tonem. – Wiem, że jest ci ciężko, ale musisz oddychać. Przyłóż sobie rękę do klatki piersiowej. Gdzie teraz jesteś?

– W swojej sypialni.

– Jesteś bezpieczna?

– Tak.

– Przyjechać do ciebie?

Załkała, ale starała się nadal panować nad oddechem.

– Nie, dziękuję. Przepraszam, że dzwonię. Tak strasznie, strasznie cię przepraszam.

– Bee, kochanie, musisz się uspokoić, słyszysz? – Pokiwała głową, choć przecież jej nie widział. – Weź pięć głębokich wdechów. Czujesz bicie serca?

Jej serce galopowało jak szalone, jakby miało jej zaraz roztrzaskać wszystkie żebra, ale jakimś cudem zaczęło w końcu zwalniać. Może to kojący głos Vincenta, który zachował trzeźwość i ewidentnie skądś wiedział, jak jej pomóc. Sama zresztą znała trochę technik wychodzenia z ataku, ale jak na złość nie mogła sobie żadnej przypomnieć.

– Wstrzymaj na chwilę oddech – instruował ją dalej. – A teraz wypuść powoli ustami. Świetnie, Pszczółko. Jestem z ciebie dumny.

Ciało Beatrice zaczynało stopniowo się wyciszać – ustąpiły dreszcze, przestała się wreszcie pocić, poczucie, że się dusi, powoli zniknęło. Serce biło stałym rytmem, jedynie łzy nadal ciekły jej po policzkach, ale już nie dlatego, że się bała, tylko czuła nabrzmiewającą falę zażenowania, że w takiej sytuacji zadzwoniła akurat do Vincenta, który pewnie zaraz pomyśli, że jest do reszty stuknięta.

– Co się stało, Bee? – spytał, gdy upewnił się, że wreszcie się uspokoiła.

– Miałam koszmar – wyjaśniła niechętnie. – Czasami zdarza mi się... odtwarzać w głowie coś, co się kiedyś wydarzyło. To przerażające wspomnienie.

Nie chciała mu mówić o gwałcie. Czuła się brudna i poniżona, Vincent nie powinien na razie wiedzieć, że kiedyś została upodlona w taki sposób.

CinnamonLoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz