16. Vincent

392 45 127
                                    

Spieprzył. Tak bardzo, bardzo wszystko znowu spieprzył.

Nie planował jej tego powiedzieć, nie w taki sposób – o drugiej trzydzieści w nocy, zakopany w pościeli, nieźle przestraszony tym nieoczekiwanym telefonem.

To takie zabawne – wieczorem modlił się do Boga, w którego od dawna nie wierzył, by dał mu jakikolwiek znak, że rozwód z Mandy to dobry pomysł. I chociaż wiedział, że to przypadek, durny zbieg okoliczności, to kilka godzin później zadzwoniła Beatrice.

Rzeczywiście nie spał, nie mogąc zmrużyć oka. Zastanawiał się nad tym, jak potoczy się rozmowa z żoną. A kiedy znienacka jego telefon zaczął wibrować, pokazując na wyświetlaczu imię Pszczółki, wiedział, że stało się coś złego.

Uspokajanie jej wyżarło mu trochę nerwów, ale najgorsze miało dopiero nadejść. Nie planował mówić jej o Mandy, ale samo tak wyszło. Wściekał się na siebie całą noc, przewracając z boku na bok, nie wierząc, że tak głupim ruchem mógł stracić Beatrice.

Przecież ona nigdy nie chciała go zranić. Martwiła się, widział to po niej i słyszał troskę w głosie. I fakt, że zadzwoniła w tak trudnym momencie – czy to nie dowód, że mu ufała? Że czuła się przy nim choć trochę bezpiecznie?

Jedno zdanie powiedziane w nieodpowiednim momencie.

Kurwa mać.

I w dodatku czekała go przeprawa z Mandy. Na pewno nie będzie to łatwa rozmowa, Amanda zapewne nawet nie dopuszczała możliwości rozwodu. Dałby sobie uciąć palec, że spodziewała się kolejnego ustępstwa z jego strony.

Nie tym razem.

Rano obudził się przed Sydney i sam przygotował dla obojga śniadanie – przygrzał fasolkę, usmażył jajko z bekonem i dodał do tego trochę pomidorów. Sid weszła do kuchni w momencie, gdy kończył parzyć dwie filiżanki kawy.

– Wyspałaś się?

– Powiedzmy. – Usiadła na krześle przy stole, ziewnęła szeroko i przyjęła od Vincenta mocną czarną kawę. – Vince, możemy porozmawiać?

Kiwnął głową, stawiając przygotowane śniadanie na blat. Domyślał się, czego miało to dotyczyć.

– Wiem, że to nie najlepszy moment, dużo się u ciebie dzieje i w ogóle... Ale wczoraj rozmawiałam z Chelsea. Zgodziła się do mnie przeprowadzić.

– Doskonale. – Wysilił się na uśmiech, upijając kilka łyków kawy, do której wcześniej dolał odrobinę mleka. – Nareszcie wszystko zaczyna się układać, co nie?

Sid wydawała się niepewna z tym swoim dziwnym wyrazem twarzy.

– Vince... Wiesz, co to oznacza?

Kiwnął niechętnie głową.

– Wiem, jasne. Już od kilku tygodni szukam mieszkania, znalazłem dwie ciekawe oferty i domyślam się, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, na święta mnie tu będzie. Potrzebuję jeszcze kilku dni, dobrze?

– Jasne. Chelsea też nie da rady przeprowadzić się na raz. Po prostu sam rozumiesz...

– Daj spokój, Sid, nie tłumacz się. Nie mogę ci wisieć na głowie trzeci miesiąc z rzędu. I tak bardzo mi pomogłaś.

Patrzyła na niego niepewnie, przygryzając wargę. Nawet wtedy się martwiła, choć nie musiała.

– A co z Mandy?

– Dzisiaj mam z nią spotkanie. – Wzruszył od niechcenia ramionami, chociaż w środku aż go skręcało ze zdenerwowania. – Wczoraj dzwoniłem też do prawnika, którego mi poleciłaś. Pozew rozwodowy będzie gotowy na dniach.

CinnamonLoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz