12. Vincent

367 46 146
                                        

Nie miał pojęcia, co robić.

Kiedy zobaczył Mandy u progu mieszkania Sydney, zawalił się cały jego świat. Nie spodziewał się jej wizyty i nie spodziewał się tego, że widok żony dosłownie zwali go z nóg.

Amanda jak zwykle wyglądała perfekcyjnie – piękna figura podkreślona obcisłą czerwoną sukienką, długie do pasa farbowane blond włosy, pełne usta pomalowane karmazynową szminką i to prowokujące, intensywne spojrzenie, które kiedyś kochał, a którego dzisiaj nie potrafił znieść.

Od razu jego myśli poszybowały do tamtego popołudnia ponad dwa miesiące wcześniej, kiedy szef wypuścił go wcześniej do domu. Vincent kupił po drodze bukiet kwiatów dla Mandy (różowe goździki), butelkę wina (miał nadzieję na romantyczną kolację) i od razu wsiadł do samochodu, żeby jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu na obrzeżach Birmingham i ugotować coś pysznego dla Mandy.

Pierwszym sygnałem, który wzbudził jego czujność, był samochód żony stojący na podjeździe. Amanda powinna właśnie znajdować się na spotkaniu z klientem, miała przecież duży projekt apartamentowca do wykonania...

Drugim sygnałem były otwarte drzwi.

Trzecim ciche jęki dochodzące z sypialni.

Pamiętał tamtą scenę, jakby wydarzyła się wczoraj, odtwarzał ją w głowie każdego dnia, każdego wieczora, każdej nocy, gdy tylko zamykał oczy. Bezszelestnie wspinał się po schodach, trzymając mocno w dłoniach goździki i butelkę pełną czerwonego wina, a potem uchylił drzwi do sypialni i zamarł.

Mandy.

Jego śliczna, słodka, naga Mandy uprawiała seks z zastępcą szefa, mamrocząc pod nosem jego imię. Poruszali się szybko, oddychali głośno, nie słyszeli Vincenta; podskoczyli, gdy butelka trzasnęła o podłogę, a wino rozchlapało się po drewnianej podłodze, białych ścianach i beżowej pościeli.

Potem pamiętał już niewiele – krzyki, wyzwiska, rozebraną i spoconą żonę, która tym razem powtarzała imię Vincenta, próbując się zakryć pościelą, wymykającego się mężczyznę, wielką walizkę, którą zaczął natychmiast wypełniać swoimi ubraniami, a także ból – ból, który go dusił, który odebrał całą logikę, który zniszczył go od środka, który kazał wynosić mu się z Birmingham już, zaraz, natychmiast.

Starał się nie słuchać zrozpaczonej Mandy, która tylko narzuciła na siebie szlafrok i zaraz pognała za nim na podjazd, błagając, by dał jej się wytłumaczyć, by jej posłuchał, by jej nie zostawiał.

Jeszcze wieczorem stanął pod drzwiami mieszkania Sydney, cały zapłakany, zdewastowany, poniżony, a przyjaciółka przyjęła go bez słowa, od razu znajdując mu prawnika specjalizującego się w sprawach rozwodowych.

Od tamtego dnia nie widział Amandy ani razu, nie słyszał jej głosu, nie przeczytał żadnego SMS-a ani maila. Każdego dnia odtwarzał to, co tam zobaczył, zastanawiając się, jak długo to trwało, czy tamten mężczyzna był jej jedynym kochankiem, czy naprawdę Vincent aż tak zawiódł jako mąż, że Mandy szukała wrażeń u obcego faceta.

I chociaż nie potrafił sobie z tym wszystkim po ludzku poradzić, nie odważył się wysłać żonie papierów rozwodowych. Sydney nalegała, by wreszcie to zrobił, ale wstrzymywał się, sam nie wiedząc czemu. Może liczył, że jeszcze uda mu się wybaczyć? Że będzie w końcu w stanie z nią porozmawiać? Że będzie potrafił spojrzeć jej w oczy?

I kiedy zobaczył Mandy pod mieszkaniem Sydney, zobaczył jej oczy, zobaczył ukryty w nich strach i niepewność (a Mandy na kilometr tryskała pewnością siebie, od kiedy tylko pamiętał), pojął, że to wcale nie było aż tak trudne, jak dał sobie wmówić. Potrafił stać, czując, jak serce próbuje się wyrwać z klatki piersiowej, patrzeć jej w oczy i nie uciec.

CinnamonLoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz