13. Vincent

372 46 158
                                    

Patrzyła na niego tak szczerze zaskoczona, że przez moment zrobiło mu się jej nawet żal. Chyba naprawdę sądziła, że wyskok z Andrew ujdzie jej płazem, ale Vincent już dawno stracił cierpliwość. Zbyt wiele poświęcił dla tego związku.

A potem przypomniał sobie bolesne słowa, które kiedyś, dawno temu, usłyszał od Sydney.

„Nieszczęście w związkach zaczyna się wtedy, gdy jedna osoba kocha, a druga po prostu pozwala się kochać".

Mandy pozwalała mu na miłość, ale chyba nigdy jej nie odwzajemniała. Wyszła za niego, bo stanowił dla niej oparcie, był opiekuńczy, spokojny i ustępliwy. Kochał ją do szaleństwa, bo wreszcie znalazł kogoś, kto – jak mu się zdawało – zaakceptował wszystkie jego wady i słabości. A teraz dostał tym wszystkim od niej w twarz.

Bo był zbyt flegmatyczny.

Jak mógł być tak ślepy przez niemal dziesięć lat?

– Vince, proszę, nie zachowuj się tak... – Powieka jej nawet nie drgnęła; w tamtym momencie nie pragnął już niczego więcej prócz tego, by wreszcie zeszła mu z oczu i pozwoliła odetchnąć pełną piersią. – Nawet nie dajesz nam szansy na rozmowę.

– Ty też nie dałaś nam szansy na rozmowę, gdy bzykałaś się z tym palantem w naszej sypialni, w naszym łóżku, w naszej pościeli... – Złapał się za włosy, nie wierząc, że to zdanie przeszło mu w ogóle przez gardło. – Mandy, ja nie chcę już dłużej z tobą być, rozumiesz? Nie chcę i już.

– Masz kogoś? – spytała znienacka. – Poznałeś tu dziewczynę? Zemściłeś się? Może chcesz się przespać z inną kobietą, żeby się odegrać? Proszę bardzo, masz do tego prawo, ale proszę, nie zostawiaj mnie samej, Vince.

Jego imię brzmiało okropnie w jej wargach, akcentowała je w taki kpiący, brutalny sposób (choć Vincent zdawał sobie sprawę, że to jedynie jego nieobiektywne spostrzeżenie). Nie mógł znieść tego piskliwego głosu, ostrego spojrzenia, pomalowanych ust, wszystkiego, co wiązało się z Mandy.

Jak mógł się w niej zakochać?

– Nie mam nikogo i nie zamierzam się na tobie mścić. Zabierz sobie ten dom w Birmingham, sama go w końcu zaprojektowałaś, zostaw sobie samochód, zostaw sobie wszystko, Mandy. Po prostu mnie zostaw.

– Naprawdę chcesz to zakończyć JEDNĄ rozmową, Vince?

– Ty nie potrzebowałaś nawet rozmowy, żeby to zakończyć.

Mierzyli się spojrzeniami. Vincent wiedział, że wciąż nie wygrał, bo Mandy była twardą zawodniczką. Nigdy nie pogodzi się z porażką.

– Może... Może po prostu ochłoniemy? Potrzebujesz więcej czasu? Okej.

Popatrzył na nią z politowaniem.

– Mandy, nie wrócę do Birmingham. Tutaj mam nową pracę, lepszą perspektywę, lepsze wszystko...

– Chcesz, żebym się przeniosła do Londynu?

Wzniósł oczy do nieba.

– Mandy, błagam, nie zgrywaj się. Nie mam siły na takie słowne przepychanki.

– Więc ze mną porozmawiaj. Nie musi być dzisiaj. Po prostu chcę, żebyś jeszcze raz się zastanowił. Proszę, nie skreślaj tego wszystkiego, co tyle lat budowaliśmy. Daj mi szansę, Vince. Od teraz będzie lepiej. – Wyciągnęła rękę i położyła mu na ramieniu; nie cofnął jej, choć miał taką ochotę. – Dajmy sobie jeszcze trochę czasu. Wiem, że nie uda mi się pewnie nigdy tego wynagrodzić, ale proszę, nie zostawiaj mnie. Nie w taki sposób. Przeniesiemy się do Londynu, tak, żebyś mógł spokojnie pracować. Zaczniemy starać się o dziecko. Co ty na to?

CinnamonLoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz