11. Beatrice

373 45 92
                                        

Po omacku znalazła klucze w kieszeni fartuszka, po czym szybko wytarła mokre policzki, mając nadzieję, że Vince nie domyśli się, że płakała.

– Vince? – wykrztusiła, gdy tylko uchyliła drzwi. – Zwariowałeś? Przecież jesteś cały przemoknięty. Wchodź do środka, bo się przeziębisz.

Vincent wyglądał jakoś inaczej – oczywiście nie chodziło o przyklejone do karku i policzków włosy ani drżący z zimna podbródek. W jego oczach czaiło się coś ciemnego i niepokojącego, zresztą Beatrice odniosła wrażenie, że musiał zarwać noc.

Przyjęła kwiaty bez słowa, usadziła Vincenta na krześle i od razu zabrała się za parzenie herbaty.

– Przepraszam, że przyszedłem już po zamknięciu.

Spojrzała na niego zza lady; siedział z zawieszoną głową i dziwnym wyrazem twarzy. Od razu pożałowała, że skreśliła Vincenta tylko dlatego, że nie odwiedził jej w porze śniadaniowej.

– Powiedzmy, że miałem... ciężką noc. Nie odzywałem się, bo miałem też trochę do zrobienia w pracy i dopiero teraz udało mi się wyrwać.

– Och – wydukała niepewnie, dokładając na spodek dwa herbatniki. – Nie tłumacz mi się.

Spojrzał na nią, a minę miał jak zbity pies. Beatrice przełknęła głośno ślinę.

– Płakałaś?

Przygryzła wargę. Vincent wyglądał na zmartwionego.

– To przez kurz – skłamała gładko. – Zamiatałam, mam alergię...

Brzmiała żałośnie, ale nie chciała się przyznać do prawdy. Vincent wziąłby ją za nieźle pokręconą.

– Vince, co się stało? – spytała najłagodniej, jak potrafiła; postawiła przed nim filiżankę z gorącą zieloną herbatą, po czym położyła mu rękę na ramieniu. Drgnął pod wpływem tego dotyku. – Widzę, że coś bardzo nie gra.

– Nawet nie mam siły o tym mówić, Pszczółko. – Coś w jego głosie sprawiło, że żołądek Bee zawiązał się w ciasny supeł. – To bardzo skomplikowane. Tak bardzo, że sam nie do końca ogarniam, co się dzieje.

– Mogę ci jakoś pomóc? – wykrztusiła przez zaciśnięte gardło.

– Akurat w tym przypadku muszę poradzić sobie sam. – Wysilił się na uśmiech.

Beatrice był naprawdę przerażona, bo pierwszy raz widziała Vincenta w takim stanie. Zawsze pewny siebie, zawsze uśmiechnięty, zawsze z błyskiem w oku – a dzisiaj wyglądał tak, jakby ktoś spuścił z niego całe powietrze i wyssał energię.

– Chcesz o tym porozmawiać?

Spojrzał na nią nieco nieprzytomnie.

– Nie wiem. Raczej nie.

Udała, że wcale jej to nie zabolało, chociaż miała ogromną ochotę nim potrząsnąć. Nie lubiła tajemnic, a w ten sposób Vincent ją od siebie odcinał. Nie chciała jednak na nic naciskać, bo jego przesycony smutkiem wzrok skutecznie ją od tego odciągał.

– Po prostu... – zaczął po chwili milczenia, drapiąc się po mokrej głowie. – Po prostu sam już nie wiem, Bee. Niektóre sprawy są cholernie skomplikowane.

– Wiem coś o tym – przytaknęła, wyłamując sobie palce.

– Przepraszam, że o to pytam... Ale czy twój mąż był dla ciebie dobry?

Zmierzyli się wzajemnie spojrzeniami – jego było ponure i nieco nieobecne, jej niepewne i przestraszone.

– Był najlepszy – odparła szczerze. – Nigdy nie poznałam kogoś równie oddanego, kochającego i czułego. Być może go idealizuję, ale... Ale to był związek perfekcyjny. Nikt nie okazał mi tyle wsparcia co Ben. Właściwie się nie kłóciliśmy. Zdaję sobie sprawę, że na świecie nie istnieje coś takiego jak nasza druga połówka, ale gdyby tak było, z pewnością moją połówką zostałby Ben.

CinnamonLoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz