Tokyo było ogromne i pewnie samej ciężko byłoby mi tutaj ogarnąć wszystko, dlatego jestem bardziej niż zadowolona z tego, że mój kochany chłopak pomaga mi z wszystkimi pudłami i ogarnianiem najważniejszych miejsc w okolicy.
-Nie rozumiem, w ostatniej chwili zmieniłaś na inne studia? - zapytał przeglądając moje papiery z jednego z pudeł.
-Tak, spodobały mi się.
-Ale to na innej uczelni - zauważył, machając nimi.
-Chyba to widzę.
Zabrałam mu je i odłożyłam na ich prawowite miejsce, które będzie w teczce na biurku, jak tylko je złożę.
Prawda jest taka, że dużo przemyślałam, zwłaszcza po rozmowie z przyjaciółmi. Kto nie chciałby mieć własnej kwiaciarni albo grać w świetnej drużynie? No najwidoczniej ja. A przynajmniej ja z teraz i wtedy, kiedy wypełniałam papiery. Takim sposobem przeniosłam się na inne studia, w tym samym mieście, ale całkiem odbiegły kierunek, a może jednak dość bliski?
Tak czy inaczej, w życiu nie pomyślałabym, że zmienię zdanie z tego o czym zawsze marzyłam na coś ryzykownego, jak to. No ryzykownego dla mnie, bo nigdy nie miałam okazji dobrze wyobrazić sobie wszystkich możliwych sytuacji w tym zawodzie.
-Zostawiłaś zarządzanie, dla chemii i biologii? Nie rozumiem cię.
-Ja siebie też, ale cóż, tak miało być - odparłam kładąc się na kanapie. Nie minęło dużo czasu zanim Tooru do mnie dołączył i oboje spędziliśmy resztę dnia wtuleni w siebie. Następnego ranka jednak musieliśmy się śpieszyć, żeby wszystko rozpakować. Moi rodzice i brat chcieli zobaczyć moje mieszkanie, nie powiedzieli, że mają plany wpaść też na obiad, więc skończyło się to okropną ganianiną pomiędzy sklepem spożywczym, a mieszkaniem.
Jestem pewna, że zdążyłam już wkurzyć dobrą część sąsiadów. Nie mniej jednak, wszystko było posprzątane na ich przyjazd, a jedzenie... Cóż, dobrze że w Tokyo szybko dociera take-out. Udało mi się kilka mniejszych rzeczy zrobić samej, więc nie wyszło tak źle.
Shoyo latał po każdym pokoju z gwiazdkami w oczach, a Natsu zaraz za nim. Tydzień został do wylotu Tooru. Niechętnie odliczałam dni i korzystałam z każdej wspólnej chwili.
Byliśmy na tylu randkach, jakby chciał na zaś nadrobić. A w domu też spędzaliśmy razem czas, gotując wspólnie, piekąc, sprzątając, oglądając stare filmy i czasami, kiedy nam się zechciało, przesuwaliśmy wszystkie meble w salonie do ścian i włączaliśmy muzykę i tańczyliśmy.
Żadne z nas nawet nie chciało poruszyć tematu jego wyjazdu. Sama myśl o tym, że moje łóżko będzie niedługo takie puste i zimne bez niego, przyprawiała mnie o dreszcze. Ale pocieszałam się tym, że będziemy rozmawiać i odwiedzać się jak tylko będzie taka okazja.
Wszystko działo się tak szybko, ale nie chciałam w tym całym zamieszaniu zapomnieć o tym, że najważniejsze jest to żebyśmy mogli się sobą nacieszyć. W końcu kiedyś, jakoś będziemy musieli zamieszkać razem. Musieli, może bardziej chcieli.
Kto by pomyślał, że nadejdzie taki dzień, kiedy obudzi mnie rano zapach kawy i gofrów. Otworzyłam oczy i zauważyłam puste miejsce obok. Podniosłam się, czując, że to nie będzie dobry dzień dla moich włosów, bo wszystkie były powykrzywiane w innym kierunku, w większości z winy Tooru, który uwielbiał za nie ciągnąć jak tylko wylądowali w łóżku.
-Śniadanie do łóżka - oznajmił, stawiając tacę na stoliku obok łóżka. Rękawem od swojej bluzki przetarł moje zaspane policzki. Był trochę winny za moje rozkojarzenie, nie dał mi się wyspać. W końcu dzisiaj wieczorem musiał wylecieć. Zdążył pożegnać się ze swoją rodziną i ostatnią noc spędził u mnie. Lot i tak miał z Tokyo, więc dla niego idealnie. Mój wzrok spoczął na jego spakowanych walizkach.
-Nie rób teraz takiej miny. To nie koniec świata - powiedział.
-No nie wiem, Argentyna brzmi jak drugi koniec świata - zaśmiałam się. -Musisz mi obiecać jedną rzecz - powiedziałam, jak tylko skończyliśmy śniadanie. -Kiedy już tam będziesz, masz dać z siebie wszystko! Pozwolę ci ominąć dzień czy dwa rozmowy ze mną, jeśli tylko będziesz się brał za to na poważnie.
-Nie ma mowy, że ominę dzień rozmowy z tobą!
-No, ja mam taką nadzieję. Mówię tylko, że czasami dam ci przepustkę.
-Kocham cię.
-Wiem - wyszczerzyłam zęby widząc jego nadętą buzię. Złapałam ustami jego wydętą dolną wargę. Nie czekał długo, żeby się odwdzięczyć.
I tak śniadanie przedłużyło się do późnego popołudnia, kiedy to Sakura i Hajime oraz Issei i Takahiro zjawili się u niej, żeby razem odprowadzić ich przyjaciela na lotnisko. W międzyczasie okazało się, że chłopaki mieli wydrukowane zdjęcia z ich ogniska.
-Kto i kiedy to zrobił?! - pisnęła Sakura widząc swoje zdjęcie jak pije piwo, z bardzo głupią miną.
-Według mnie jak najbardziej odwzorowuje twój charakter - prychnął Tooru. Mało co a pojechałby to Argentyny z pobitą buzią, gdyby nie szybki refleks Hajime.
-Wow, tyle się działo - zauważyłam przeglądając zdjęcia. -Tooru, zabierasz wszystkie?
-O ile ten album jest dla mnie, to tak.
-Jasne, myślisz, że po co drukowaliśmy to wszystko? - odparł Hanamaki.
-Na końcu są zdjęcia, które znaleźliśmy ze szkoły - dodał Matsukawa. - Doceń ile zajęło szukanie ich.
-To nie fair, ja też chce odbitki tych z ogniska - zauważyłam. - Musicie mi je zrobić
-Ja też, oprócz tego - powiedziała Sakura, machając jej zdjęciem. Oikawa zabrał je jej i schował do albumu, byłam pewna że pod jej spojrzeniem zamieni się w kamień. Nie chciała pozwolić, żeby ktokolwiek zobaczył to zdjęcie.
-Zatrzymam dla potomności - zaśmiał się Tooru. - Twoje wnuki powinny widzieć kto był czarną owcą w rodzinie.
-Ty mały-!
-Wcale nie mały, prawda Aya?
Wszyscy posłali nam chytre spojrzenia i czułam jak robi mi się gorąco.
W tym momencie zadzwonił budzik Tooru. Czas się zbierać na lotnisko. Miny automatycznie opadły wszystkim, ale nie na długo. Szybkie zbieranie resztek zdjęć i wciskanie ich w i tak ledwo dopiętą walizkę doprowadziły nas do łez. Jak i podróż na lotnisko, żebyśmy się wszyscy zmieścili Hajime zgarnął rodzinny samochód. Miał dużo miejsc do siedzenia, ale w cholerę mało miejsca na walizki. Nie wspominając już o miejscu na nogi tych wszystkich wielkoludów.
Na lotnisku zadbaliśmy, żeby pożegnać go tak jak przystało. Chłopaki kopnęli go w jego szanowne cztery litery, a Sakura strzeliła go w żebra, tak od serca. I nagle zostałam już tylko ja.
-Tylko nie w twarz - powiedział, rozluźniając z łatwością ciężką atmosferę.
-Przykro mi, tylko tam mi zostało - powiedziałam i jak na zawołanie, zacisnął oczy i szczękę, szykując się na dawkę bólu. Dostał jednak zamiast tego głęboki pocałunek.
-Jeszcze nie... - wyszeptał, łapiąc moją twarz w swoje duże dłonie. -Jeszcze się nie odsuwaj.
I złączył nasze usta jeszcze raz. Dookoła słyszałam jak chłopaki mu wiwatują.
-No dobra, a teraz wszyscy! - zawołał Tooru i wszyscy rzucili się na niego, tuląc się. Musieliśmy wyglądać naprawdę dziwnie dla innych, ale mało nas to obchodziło.
-Zadzwonię jak tylko wyląduję. Obiecuję - uśmiechnął się głaszcząc mój policzek, zanim odszedł. Machał do nas jeszcze kilka razy, zanim zniknął za odprawą. Łzy natychmiast napłynęły mi do oczu.
-Spokojnie, spodziewałam się tego - powiedziała Sakura, wyciągając butelkę wina z torebki. Jakim cudem ją tam schowała? -Poczekamy razem do czasu kiedy wyląduje!
-Dzięki - uśmiechnęłam się przez łzy i płacz, sprawiając, że reszta poklepała mnie po plecach przyjacielsko i wszyscy razem wróciliśmy do mieszkania, żeby poczekać aż jego lot wyląduje bezpiecznie.
CZYTASZ
Poznaj mojego chłopaka ~ Oikawa Tooru
FanfictionAya Hotate - zwykła dziewczyna ze zwyczajną rodziną, a przynajmniej tak myślał... Poznajcie historię o starszej siostrze Hinaty Shoyo, która jest jednocześnie wielką miłością samego Oikawy Tooru! Największe rangi #66 w Haikyuu