Rozdział 25: Muśnięcie na bladej skórze.

180 17 1
                                    

Wspierając się na dłoni, siedział przy ladzie i obserwował poczynania młodszego, gdy ten zwinnie uwijał się przy przygotowywaniu zapiekanki

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wspierając się na dłoni, siedział przy ladzie i obserwował poczynania młodszego, gdy ten zwinnie uwijał się przy przygotowywaniu zapiekanki. Po chwili leniwie się przeciągnął, udając znużonego, by jego wszystkie karty nie zostały odkryte zbyt prędko. 

– Hoseokie – Miauknął, wysuwając leciutko dolną wargę, równocześnie przetrzepując kieszenie za zapalniczką, która wiecznie mu gdzieś ginęła. – Długo jeszcze? – Dodał ledwie zrozumiale, po czym niedbale odpalił papierosa, umieszczonego już w cieniutkich wargach. Zaciągnął się porządnie, po czym z ulgą odetchnął, wypuszczając z ust kłąb dymu, gdy Jung z delikatnym uśmiechem mierzył jego poczynania. 

– Bądź cierpliwy. – Zaśmiał się perliście, zdając sobie sprawę z faktu, iż każdy jego ruch jest obserwowany. – To ulubione danie mojej siostry, często je dla niej robiłem, gdy jeszcze między nami było dobrze. – Rzucił, kończąc zdanie krótkim westchnięciem. 

Min strzepując popiół do popielniczki, doskonale wyczuł zmianę w tonie głosu wyższego. Zwilżył dolną wargę, po czym z obawą ruszył w stronę bruneta. Oparł się o krawędź blatu, przy którym ten pracował zawzięcie, próbując ukryć przed blondynem smutek, czający się w jego sercu. 

 – Przede mną nie musisz nikogo udawać. – Zaczął, wpatrując się zawzięcie w prawy profil ciemnowłosego. – Co się między wami wydarzyło? Oczywiście, jeśli to zbyt wiele i nie chcesz, nie odpowiadaj na moje pytanie. – Widział każdą, nawet najmniejszą emocję przebiegającą gładko przez źrenice mężczyzny. Był dla niego, niczym otwarta księga, nic nie dał przed sobą ukryć i to najbardziej zaprzątało jego umysł, dlaczego los zesłał akurat w jego ramiona, anioła w ludzkiej skórze, o przełamanym w pół skrzydle? Nie rozumiał, czym zasłużył, by właśnie Hoseok odnalazł klucz do kłódki, którą założył, by nikt więcej nie mógł zbliżyć się do niego zbyt blisko. 

– Zostałem adoptowany. – W jego tonacji nie było wstydu, sam strach. – Dostałem drugą szansę i rodzinę, o której marzyłem. – Niewielki uśmiech przyozdobił przystojne oblicze Junga. – Więc walczyłem każdego dnia, by nic nie spieprzyć, by nie stracić kolejnych, bliskich mi ludzi, ale kłamstwo zawsze wyjdzie na jaw.  

Jasnowłosy zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, co Hoseok próbuje mu przekazać. 

– Gdy miałem szesnaście lat, wciąż nie potrafiłem odnaleźć odpowiedzi na to, co się ze mną działo, dlaczego nigdy żadna z otaczających mnie kobiet nie przyprawiła mnie o szybsze bicie serca. – Pokiwał głową, próbując zatuszować swoje zażenowanie. – Dopiero, gdy go poznałem, poczułem się inaczej, a nawet lżej z myślą, iż nie jest ze mną źle, a przeszłość nie ma żadnego wpływu na to, czy mogę jeszcze kogoś pokochać. Sicheng był tym, który nauczył mnie wiele, łączyło nas uczucie, którego do dzisiaj nie rozumiem, gdyż nie była to miłość. – Zacisnął mocno paliczki na krawędzi blatu, nie mogąc już dłużej wstrzymywać łez. 

Yoongi niepewnie przeciął pozostałą odległość, ich dzielącą, by pomiędzy nimi istniało już wyłącznie kilkanaście centymetrów, ich klatki piersiowe niemal się stykały, gdy wpatrywali się w siebie bezwstydnie. 

– Co było dalej? – Szepnął, prawie w usta drugiego. 

– Mejiwoo nas odkryła – Pociągnął cichutko nosem, gdy jego dłoń została oderwana od powierzchni stołu i skryta w tej mniejszej, należącej do starszego. – Musieliśmy skończyć to, co nas łączyło, by nie wydała mnie rodzicom. – Oparł się o czoło niższego mężczyzny, szukając w jego osobie wsparcia. 

– Hoseokie, brakuje ci Sichenga, to dlatego cierpisz? – Zadał ponownie pytanie, był ciekaw, a zarazem nie chciał znać odpowiedzi, która mogła wszystko znowu zniszczyć. 

– Cierpię, bo nie mogę być sobą, cierpię, gdyż zostałem odtrącony, ale nie ma to związku z Sichengiem. – Złożył delikatne muśnięcie na bladej skórze Yoongiego, wywołując tym ruchem niewinne rumieńce na jego policzkach, do których pragnął za chwilę dotrzeć, spragnionymi miłości, wargami. – On to przeszłość, tak samo, jak bransoletka, której niegdyś szukałem, to wszystko jest już nieistotne, Yoon. 

Ich oddechy niemal zaczęły się mieszać, niewiele dzieliło tych dwoje od pierwszego, prawdziwego pocałunku, gdy w pomieszczeniu rozbrzmiał dzwonek telefonu, należącego do Mina. 

– Przepraszam. – Syknął, w myślach już tworząc dokładną strategię i przebieg tortur na osobie, która postanowiła przerwać ich moment.

– Mhm – Rzucił w nerwach, odbierając połączenie od Taehyunga, z każdą sekundą czując coraz większy niepokój o przyjaciela. – Taehyung? 

Yoon? Yoon, jestem pod blokiem, błagam,.. – Niemal zapłakał. – Zejdź szybko na dół.


No dobra, przepraszam, ten rozdział nie jest idealny, nie jestem z niego w pełni zadowolona, ale lepiej go nie napiszę, naprawdę przepraszam, do następnego, bąble! 

❝ESPRESSO❞ › sopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz