13 | unfold

148 14 44
                                    

Cover my thoughts in gold
I'm your flower, watch me unfold
My vulnerability, letting you consume me
The parts of me that eyes can't see
They're glowing underneath
Picking off the petals
I'll let you if you're gentle

This kind of love we can't control
The art of touch, I am covered in gold
I know that you feel me now
No, I'm never going down
The parts of me buried underneath
They're glowing, don't you see?
I know that you feel me now
No, I'm never going down

[Alina Baraz, Galimatias — Unfold]


Panika zupełnie mną tej nocy owładnęła. Była lepka, kleiła się do skóry i nie pozwalała na wzięcie nawet jednego pełnego oddechu. Sprawiała też, że z mojego czoła nie schodził pot, a z umysłu nie chciały zniknąć koszmary. Cały czas miałam przed oczami ten sam widok — grymas na twarzy wuja, wycelowaną we mnie lufę pistoletu, krew rozlewającą się po białej sukni matki — wspomnienia, które spychałam do nieświadomości przez kilkanaście lat i które teraz domagały się uwagi. Miałam wrażenie, że własny mózg chce mnie doprowadzić do szaleństwa, głowa mi pękała, nie mogłam oddychać. Ulgę przynosił tylko delikatny dotyk dłoni na moich plecach i ramionach, podtrzymujących mnie, gdy po raz kolejny traciłam równowagę.

Te ramiona tworzyły mur, barierę, wystarczającą, by do odgonienia wrogów, ale nie do obronienia mnie przed moim własnym umysłem. Starałam się za wszelką cenę skupić na nich, na dodającym otuchy dotyku na moim ciele, a nie na plamach wspomnień i czerwieni przypominającej tę, która powstawała przy zbyt mocnym zaciskaniu powiek. Teraz nawet zamknięte oczy nie mogły mnie uratować, nie mógł tego zrobić również mój blondwłosy rycerz.

Najgorsze było obrzydzenie, które czułam zarówno do siebie samej, jak i do wuja. Nie tylko związywało mi ono żołądek w ciasny supeł, lecz również przyprawiało o mdłości. Przez nie spędziłam zresztą wiele godzin zgięta nad muszlą klozetową i wymiotując w kilkunastominutowych interwałach. Elias zaniepokoił się moim stanem na tyle, że chciał wezwać lekarza; stanowczo odmówiłam, skrzecząc z powodu bolącego od kwasu gardła. Doskonale wiedziałam, że medycyna nie zaradzi skazom na psychice, które powodowały dolegliwości. W gruncie rzeczy już sto razy bardziej wolałabym mieć problemy żołądkowe za sprawą zjedzenia czegoś nieświeżego niż z powodu własnej pamięci o morderstwie. Chwilową ulgę przyniósł dopiero chłód prysznicowych kafelków i woda o iście arktycznej temperaturze. Wyszorowałam całe ciało gąbką, prawie aż do zdartego naskórka. Poczułam się nieco lepiej po przebraniu się w dresy. Nadal co prawda czułam coś przewracającego się w żołądku, lecz przynajmniej już nie zbierało mi się na wymioty. Dodatkowo ukoił mnie zapach o wiele na mnie za dużej bluzy, którą Elias pożyczył mi bez żadnego wahania. Przypominała kokon bezpieczeństwa.

Liczyłam na to, że światło poranka przepędzi demony, lecz ku mojej rozpaczy do świtu pozostało jeszcze wiele godzin. Na razie wcale nie wyglądało na to, by słońce miało kiedykolwiek nadejść, nawet wtedy, gdy leżeliśmy z Eliasem w łóżku. Widziałam kłębiącą się w pokoju ciemność jedynie kątem oka — skupiłam się na twarzy Eliasa — lecz i tak mnie przerażała. Starałam się o niej nie myśleć, gdy wodziłam opuszkami palców po policzkach Eliasa, od nosa do ust i z powrotem, nie przerywając kontaktu wzrokowego. On w dalszym ciągu pozwalał palcom błądzić po moich plecach, pod moją o wiele za dużą bluzą, przerywając tylko na moment, by zapalić lampkę stojącą przy łóżku.

— Jaki jest twój ulubiony kolor?

Prawie zachichotałam, słysząc to niemożliwie nieprzystające do okoliczności pytanie, choć zadane całkiem poważnym, aksamitnym tonem głosu.

spod znaku kosa | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz