scorn

94 6 6
                                    

Senator Monroe starł pot z czoła i z niejakim trudem podniósł się z krzesła. Trwające obrady kosztowały go wiele wysiłku, zwłaszcza że ich tematem były zmiany paru przepisów prawnych. Monroe nienawidził jakichkolwiek zmian w prawie, rzecz jasna, i ta nienawiść była w jego rodzinie przekazywana z ojca na syna. W normalnych okolicznościach Monroe przemilczałby całe spotkanie, pokiwał głową, wyraził aprobatę dla słów senatorów i unikał przeszywającego wzroku króla. Jednak na dzisiejszym spotkaniu pojawiła się świeżo upieczona królowa, doprawdy żółtodziób, dziewczyna niemająca zbyt wielkiego doświadczenia i wiedzy. Jej obecność na sali obrad budziła irytację senatora, i nie tylko jego; w arkana polityki i senatorstwa wszakże wtajemniczało się wyłącznie mężczyzn, a nie głupie gąski ledwo odrosłe od ziemi i chwiejące się pod wpływem korony na głowie.

I ten jej cholerny kot, krążący po pomieszczeniu, pałętający się pod nogami i mierzący czujnym spojrzeniem wszystkich senatorów. Cholerny zwierzak nawet nie powinien mieć tutaj wstępu; królowa zdecydowanie zbyt śmiało sobie poczynała.

W sumie Monroe nie wiedział, czy gorszy był kot, czy milczący ochroniarz stojący za plecami królowej. Przypominał trochę kamienny posąg, gdyż w ogóle się nie poruszał, a mimo to było w jego postawie coś niepokojącego. Absolutnie niepokojącego. Oczy? Widoczna w nich czujność? Czarne ciuchy? Gracja pantery? Senator miał wrażenie, że ten człowiek nie potrzebuje korony, by być niekwestionowanym królem. W sumie Monroe go za to szanował; twardzi mężczyźni mogli zrobić w polityce zawrotną karierę, więc dlaczego tamten nie korzystał z okazji, tylko pozwalał mówić dziewczynie?

Nie ośmielił się nic powiedzieć, bo ten czujny ochroniarz na pewno by go zasiekał, ale nie mógł powstrzymać rosnącej irytacji. Królowa czy nie, powinna się wreszcie zamknąć i oddać głos facetom. Zmiany w wypracowanych przez lata kodeksach to nie przelewki, a już na pewno nie zajęcie dla kobiety.

Dlaczego żaden z pozostałych senatorów jeszcze nie zaprotestował? Przecież to się ocierało o skandal — i jeżeli pismaki się dowiedzą, że cała szacowna izba pełna dorosłych, doświadczonych mężczyzn pozwoliła na zmianę prawa kobiecie? Skandal stulecia. Całkowita kompromitacja senatorów.

— Senatorze Monroe, czy chce pan coś dodać?

Nawet się nie zorientował, że z całego tego oburzenia wstał z krzesła. Zamierzał chyba wyjść z sali, nie był pewien, bo ciało go zdradziło — zupełnie jakby królowa była nie tylko żółtodziobem, ale również cholerną czarownicą. Wszystko było możliwe.

— Ja...

Już nie mógł z powrotem usiąść i słuchać dalej tych bzdur, więc przełknął ślinę, po czym się dumnie wyprostował.

— Tak, senatorze Monroe?

Jej twarz niczego nie zdradzała, ale głos zabrzmiał tak, jakby była rozbawiona — albo sobie kpiła. W senatorze się aż zagotowało. Zacisnął pięści. Nie może dać się tak poniżać. Nie może.

— Tak, właściwie to jest coś, co chciałbym poruszyć. Chciałbym powiedzieć, że... — Odchrząknął starannie; z każdym słowem nabierał coraz więcej odwagi. — Chciałbym powiedzieć, że dopuszczenie kobiet do stanowisk senatorskich jest pogwałceniem wielowiekowej tradycji i się na to nie zgadzam.

— Przestarzałe tradycje należy zmieniać, senatorze Monroe.

— Z całym szacunkiem, wasza wysokość, ale uważam, że nie ma wasza wysokość racji. W jakim celu zmieniać coś, co działa dobrze już od stuleci?

spod znaku kosa | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz