3 | restless

199 15 12
                                    

[W nagłówku obrazek przedstawiający kubek z herbatą; napis na listku herbaty głosi: kindness is the gift of life]


Piosenka-sponsor dzisiejszego rozdziału: Vulture, vulture, Of Monsters and Men.

Elias mnie całkowicie wytrącił z równowagi, więc w efekcie na niego naskoczyłam niczym wściekła tygrysica. Udało mi się go tym zaskoczyć i się zachwiał, lecz błyskawicznie zdołał odeprzeć mój nieporadny atak. Nie musiał użyć nawet zbyt wiele siły, żeby przytrzymać mnie za nadgarstki i zmusić do tego, bym przestała się szarpać. Zaklął brzydko, gdy na niego spojrzałam z twarzą zalaną łzami. Objął mnie zupełnie łagodnie i odprowadził z daleka od pytających spojrzeń ochroniarzy ojca, mrucząc do ucha pytanie, gdzie znajduje się ten sekretny pokój. Wystarczyło, żebym powiedziała, że w bibliotece; Elias odrobił lekcję i doskonale się orientował w rozkładnie pałacowych pomieszczeń, więc nie potrzebował moich wskazówek, by tam dotrzeć.

W drodze się nieco uspokoiłam, w dużej mierze dzięki temu, że teraz to Elias zasypywał mnie pytaniami — dotyczącymi głównie sekretnego pokoju. Powiedziałam mu wszystko, co na ten temat wiedziałam. Mieliśmy dużo szczęścia, bo nie spotkaliśmy nikogo na korytarzach, sama biblioteka też była wyludniona. Poza mną i tak praktycznie nikt tu nie przychodził. Całkiem mi to odpowiadało, bo mogłam w ciszy popracować przy wstawionym tu specjalnie dla mnie biurku lub poczytać książki, sprowadzane do pałacu na moją prośbę lub przeze mnie samą.

Zdjęłam z szyi naszyjnik z kluczem i skierowałam się do ukrytego za ostatnimi regałami kąta, daleko od drzwi wejściowych oraz mojego biurka. Kucnęłam przy najniższej półce, po czym wyciągnęłam kilka stojących po lewej stronie książek.

— Jak ci mówiłam, to pomieszczenie zostało zaprojektowane przez mojego dziadka — wyjaśniłam zaintrygowanemu Eliasowi. — Miał hopla na punkcie zabezpieczeń, bezpieczeństwa i awaryjnych wyjść, których nie ma na planie pałacu. Sama chyba wszystkich nie odkryłam, chociaż buszuję po tym miejscu od małego. To akurat miejsce stworzył z myślą o mojej mamie. Chciał, żeby miała bezpieczne miejsce, w którym razie zagrożenia mogłaby się schować. Ona przekazała klucz mnie samej, gdy miałam piąte urodziny.

Uśmiechnęłam się blado na to wspomnienie.

Podważyłam paznokciem dolną część półki; otworzyła się jak klapa, odsłaniając dźwignię. Przesunęłam ją i pozwoliłam klapie wrócić na miejsce, po czym otrzepałam ręce i wstałam. Mechanizm potrzebował chwili, żeby zaskoczyć, ale wreszcie cicho zazgrzytał. Półka wsunęła się w nowopowstałą szczelinę, odsłaniając ciężkie, dębowe drzwi. Zamek w nich nie był już od dawna oliwiony, więc miałam problem z przekręceniem klucza; udało mi się to dopiero po kilku próbach. Popchnęłam drzwi, by się otworzyły, i już chciałam wejść do środka, kiedy dłoń Eliasa na moim ramieniu osadziła mnie w miejscu.

— Wejdę pierwszy — zadysponował, odsuwając mnie na bok. W jego dłoniach znikąd pojawił się pistolet — nawet nie wiedziałam, że Elias ma przy sobie broń, choć to przecież dość oczywiste — a sama miałam ochotę wywrócić oczami na tę nadopiekuńczość. Naprawdę nie sądziłam, żeby w tym miejscu się ktoś ukrywał.

Zapalone światło wyłowiło z mroku kanapę oraz dosunięty do niej stolik. Nic więcej w środku nie było, nie licząc wiszących na ścianach pejzaży pędzla mojej mamy. Elias i tak obszedł cały pokój z pistoletem w ręce, zaglądając w każdy kąt i za każdą ramę. Wreszcie usatysfakcjonowany skinął głową.

spod znaku kosa | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz