23 | bullseye

86 8 28
                                    

W rozdziale pojawiają się drastyczne sceny (tylko trochę) i wspomnienie gwałtu, uprasza się więc o zachowanie ostrożności przy czytaniu i przygotowanie się na falę oburzenia. Jednocześnie chciałabym podkreślić, że gwałt NIGDY nie jest w porządku, podobnie jak obwinianie ofiary. Pamiętajcie też, że zawsze macie prawo prosić o pomoc. Nie bójcie się tego. ❤️

Jednocześnie chciałam dać Wam znać, że teraz przystopujemy z rozdziałami po tym całym maratonie – kolejny rozdział dopiero się pisze i męczy mnie już na tyle, że potrzebuję trochę czasu na ogarnięcie go – pewnie będzie w przyszłym tygodniu.

Ściskam,

étoile

👑

W ogniu staje świat
I ciebie wybrał los
Byś szerzył nowy ład
W obronę słabych wziął
Stoisz dumny tu
I jak gwiazda lśnisz
Czy cię czeka tryumf
Czy porażki wstyd?

Przez jedną chwilę
Ten świat
Leży u twych stóp
Przez chwilę wierzysz
W ten cud
Zanim padnie strzał!

Usłysz odgłos walk
Złowrogi bębnów rytm
Czy słyszysz
Jak śmierć drwi
Upadek wróżąc ci?
Miłość w ogniu walk
Jest brukana krwią
Czy ci starczy sił
By poświęcić ją?

[Studio Accantus — Zanim padnie strzał]


Zgasiłam silnik, lecz nie od razu wysiadłam z samochodu. Dzięki zaciemnionym szybom mogłam obserwować to, co się działo na zewnątrz bez bycia widzianą — i wcale mi się nie podobał widok rysujący się po mojej prawej. Owszem, wznoszący się pośrodku podwórka dom o granatowych ścianach wyglądał całkiem zwyczajnie — na parapetach tkwiły nawet doniczki z pelargoniami oraz innymi kolorowymi kwiatami, białe drzwi i okiennice też nie wzbudzały podejrzeń — ale mimo to przeszedł mnie dreszcz. Trochę jakby szósty zmysł usiłował mnie ostrzec, że w tym miejscu nie czekało nic dobrego.

Nie mogłam odwlekać wyjścia w nieskończoność, więc w końcu wyjęłam kluczyki ze stacyjki. Sprawdziłam, czy moja kurtka jest dobrze zapięta, i wystawiłam pierwszą nogę prosto w grubą warstwę puchu. Śnieg w dalszym ciągu nie przestawał padać, więc naciągnęłam czapkę mocniej na uszy, dziękując Eliasowi, że mi ją wcisnął do rąk przed swoim tajemniczym zniknięciem.

Miałam udawać zdesperowaną, przestraszoną księżniczkę, więc się przygarbiłam i przybrałam możliwie jak najbardziej zagubiony wyraz twarzy. Nie było to aż tak trudne, zważywszy na to, że rzeczywiście się tak czułam. W końcu pakowałam się prosto w paszczę wilka i gdyby cokolwiek poszło nie tak, mój książę nie byłby w stanie mnie natychmiast uratować. Musiałam sobie poradzić sama.

Wilk zresztą bardzo szybko wkroczył na scenę. Ledwo dotarłam do metalowej bramy, już mi ją otwierał z zadziwiająco miłym uśmiechem. Nie spróbował jednak mnie przytulać na powitanie, dzięki niebiosom, bo prawdopodobnie bym mu przywaliła w twarz. Chyba jeszcze nigdy nie czułam do niego aż tak skumulowanej nienawiści.

— Dzień dobry, Ginevro. Dobrze cię widzieć.

Ciebie wcale nie jest dobrze widzieć, wuju. Wcale a wcale.

— Dzień dobry, wuju. Przejdziemy od razu do rzeczy?

— Wejdźmy może najpierw do środka...

spod znaku kosa | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz