22 | tenderness

91 5 25
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Bojowe nastawienie nie opuszczało mnie już do końca dnia. Spędziliśmy cały wieczór przy stole w gabinecie Phelpsa, studiując mapy i planując atak w najdrobniejszych szczegółach. Starałam się przyswoić jak najwięcej informacji, które dostawałam od moich towarzyszy, bo wiedziałam, że nawet szczegóły mogą zaważyć o losach walki, zwłaszcza że miałam spędzić całkiem sporo czasu, stojąc samotnie oko w oko z wrogiem.

Moje schowane pod stołem ręce drżały, chociaż z całego serca usiłowałam nad tym zapanować. Brałam udział w dyskusjach z pewnością siebie, której w rzeczywistości mi brakowało. Cała ta odwaga, bravado, była maską i jednocześnie jedyną rzeczą, która pozwalała mi nie wpaść w limbo paniki. Niewiele zresztą brakowało, by fasada runęła.

Prawda była jednak taka, że umierałam ze strachu.

Dłoń Eliasa odnalazła pod stołem moją własną i ją mocno ścisnęła, co odrobinę mnie uspokoiło. Skupiłam się całkowicie na tym dotyku, mojej prywatnej kotwicy w morzu chaosu.

— Co o tym myślisz, birdie? Birdie?

— Huh?

Cholera, skupienie się szło mi coraz gorzej.

Zamrugałam parokrotnie, kierując wzrok na wpatrującego się we mnie ze zmarszczonymi brwiami Eliasa. Wydawał się zmartwiony, lecz nie zaprzestał głaskania mojej ręki. Jednakże nie tylko on skupił teraz na mnie całą swoją uwagę, więc się spłoniłam.

— Pytałem, co sądzisz o tym, byśmy zwabili twojego wuja do lasu.

Potarłam skronie, już czując zbliżającą się migrenę. To również uniemożliwiało jakiekolwiek skupienie się na obradach.

— I jak chcecie to zrobić? — spytałam w końcu, mrużąc oczy. — Wuj nie jest głupi. Zwietrzy podstęp na kilometr. Poza tym przecież do tego lasu jest kawałek...

— Ta posesja znajduje się tuż za lasem, by nie powiedzieć: puszczą. Nie byłoby specjalnie trudno się tam schować i poczekać na dobrą okazję na atak. Moglibyśmy wykorzystać rozproszenie uwagi... Może nawet zwabić hrabiego do lasu i wtedy zaatakować.

Jeden z agentów tkwiących przy komputerach odezwał się tak niespodziewanie, że aż drgnęłam. Chyba po raz pierwszy miałam okazję mu się przyjrzeć; miał dość nieprzenikniony wyraz twarzy i patrzył prosto na Phelpsa, trzymając palce złożone w piramidkę tuż nad klawiaturą. Nawet nie znałam jego imienia, ale budził we mnie dziwny niepokój.

spod znaku kosa | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz