Wokół przejeżdżały trąbiące samochody w rożnych kolorach. Było głośno jak zawsze o tej porze dnia. Szła powoli ze szkoły do domu, a raczej na przystanek autobusowy, z którego jechała prosto do swojej dzielnicy. W uszach miała słuchawki, z których spływała jej do uszu muzyka zagłuszania ulicznym gwarem. Cały obraz był zamazany, nie rozumiała dlaczego. Od pewnego czasu czuła na sobie jakiś wzrok. Ktoś ją śledził, a ona nie mogła nic na to poradzić. W tym świecie nie umiała sama sie obronić tak dobrze jak w tamtym... Przystanek był coraz bliżej. Serce zabiło jej mocniej. To COŚ zbliżało sie, chciało ją zatrzymać. Przyspieszyła kroki. Jej prześladowca także. Prawie biegła. COŚ nie zmieniło tempa, znaczyło to tylko tyle, że było dużo szybsze. Kropelki potu zaczęły występować jej na czoło. Przystanek był tylko po drugiej stronie ulicy. Na jej nieszczęście było czerwone, a ulicą przejeżdżało tysiące samochodów. Wiedziała, że jest zaraz za nią. Czuła jego gorący oddech na karku, od którego dorastała gęsiej skórki. Poczuła zapach z przeszłości. Co tu sie do cholery dzieje?! Nie miała wyboru. Na samą myśl o tym poczuła, że nie da rady, a nogi ma jak z waty. Tu zawsze mogła zginąć na zawsze. Ale czy na pewno? Przecież wszystko było rozmazane... Wzięła głęboki oddech i puściła sie biegiem przez ulice. Minęła pierwszy pas bez większych przeszkód, jechał w nim jakiś stary dziad, któremu z 50 km/h łatwo było sie zatrzymać. Pierwszy pas zastygł w bezruchu. Nie zauważyła tego, wbiegła na drugi. Przeskoczyła przez maskę, odbijając sie od niej. Kierowca z piskiem opon zatrzymał sie kawałek dalej. Ten pas także zastygł. Przypomniały jej sie ćwiczenia w Cryhill. Szybka i dzika jak wąż. Prześlizgnęła sie pod pędzącym samochodem. Stanęła po drugiej stronie ulicy. Pośród niewyraźnej kupy beżowych ciał, które zapewne były ludźmi, zauważyła jedną jedyną czarną plamę. To był on, ten ją śledził. Dopiero teraz zobaczyła, że ulica nie porusza sie, tak samo jak ludzie, których widziała zamazanych i falujących. Czarna plama ruszyła energicznie w jej stronę. Rozejrzała sie w panice. Zauważyła, że jakiś autobus nadjeżdża. Rzuciła sie w tamtą stronę. Wlasnie wjeżdżał na postój autobusowy. Wskoczyła do niego. W tej samej chwili coś ją od tylu chwyciło. Zaczęła krzyczeć, z paru okien wypadły szyby. Drzwi autobusu zatrzasnęły sie na jego rękach. Wpadła do autobusu. Bardziej sie domyśliła niż usłyszała, jak wyje z bólu. Podeszła do tylnego okna. Autobus powoli ruszył. Pot dalej spływał jej po twarzy. Nagle coś uderzyło o podłogę. Czarny cień przeturlał sie i znalazł sie w środku jadącego coraz szybciej pojazdu. Zaklęła, zrzuciła plecak. Nie miał noża ani innej broni. Rzucił sie w jej stronę. Był duzo wyższy i dużo silniejszy. Ale nie tak szybki jak ona. Wykonała zwodniczy unik uważając, by nie uderzyć głową o drzwi. Czarny cień powoli podniósł sie z podłogi. Najwyraźniej nic mu sie nie stało. Zaczęła sie powoli przemieszczać, z prawej na lewą stronę, nierównomiernie. Dzieki temu zauważyła, że jest on praworęczny. To ułatwiało sprawę. Ruszyła w jego kierunku, prześlizgnęła sie pod nim. Niestety on zdążył sie obrócić. Musiała zrobić kolejny unik. Kiedy znowu spróbował ją kopnąć, chwyciła jego nogę i uderzyła z całej siły w kolano, a potem odbijając sie od jego stopy, wyskoczyła w górę by go przeskoczyć. Zrobiła fikołka, obróciła sie gwałtownie. Wył z bólu, by po chwili obrócić sie z nienawiścią w jej stronę. To on miał wygrać, nie ona. Wyjrzała przez okno. Autobus zwalniał. Zdecydowała w jednej chwili. Wyskoczyła.
Miała wrażenie jakby jej głowa miała zaraz wybuchnąć z bólu. ,,Musiałam sie mocno uderzyć przy wyskakiwaniu z tego chileenego autobusu..." pomyślała. Dopiero teraz poczuła pod palcami materiał. Leżała w łożku. Powoli spróbowała sie podnieść, otworzyć oczy. Zanim jednak to zrobiła usłyszała głos, który tylko spotęgował ból głowy:
-Witaj Yen.
Powoli otworzyła oczy. Wiedziała, że nie jest zbyt pogodnie jednak nawet odrobina światła raziła ją w oczy. Zamrugała, rozejrzała sie ignorując piekący ból oczu i pulsujące skronie.
-Alyse... Co sie wczoraj... Stało?
-Wiesz, nie chodzę z tobą cały czas za rękę, ale coś mi sie wydaje, że sie upiłaś, a potem z kimś pobiłaś.
,,Kurde, może i tak, ale prawie nic nie pamiętam..." pomyślała. Dopiero teraz zauważyła, że światło, które ją oślepiało to światło świecy.
-Czy teraz jest noc...?
-Owszem. Spałaś dwanaście godzin.
-Aha... Pójdę sie czegoś napić...
Powoli wstała i mimo nalegań przyjaciółki nie chciała, żeby pomogła jej zejść na dół. Po tym, co było wczoraj nie było to jednak takie proste... Podeszła do misy z wodą, ochlapała twarz. Mimo to czuła zmęczenie. Dopiero teraz zauważyła, że jest prawie naga. Wiedziała dlaczego. Poszła z powrotem na górę. Alyse miała przymknięte oczy. Widocznie czuwała przy niej nocami. Miała koszule nocną na ramiączka. Była biała tak jak ona. Musnęła delikatnie jej gołe ramiona. Poczuła jak zadrżała pod dotykiem jej lodowatych palców. Nachyliła sie, ucałowała ją w kark.
-Zdrzemnij sie... - szepnęła jej do ucha -Jesteś wykończona.
Alyse powoli podniosła sie z krzesła i ujęła delikatnie jej dłoń. Miała ciepłe palce, dla Jennefer wręcz gorące.
-Chodźmy razem, Jen. Tak jak kiedyś...
CZYTASZ
To, co niedostrzegalne...
FantasyWejdź do świata umysłu, władaj nim. A potem wszystko zmieni się w nieustanną ucieczkę...