Zanim zapukała, otworzył jej drzwi. Był tylko w spodniach, jak widać musiał sie jeszcze ubrać. Odsunął sie, wpuszczając ją do środka. Miał piękną wille, po której cicho poruszały sie służące.
-Pójdziemy na górę? -przejechał palcem po jej dłoni. Ze śmiechem wbiegli po schodach. Kiedy odwróciła sie, przycisnął ją do siebie i zaczęli sie całować. Zdjęła sukienkę, on zaciągnął spodnie. Nawet nie zauważyła, kiedy znaleźli sie na łożku....Minęło około godziny, gdy zapukała do nich służąca. Puścili swoje splecione dłonie, Jennefer odsunęła sie od niego kawałek.
-Co jest? -warknął Khal.
-Miałam zapukać, panie, w wyznaczonym mi czasie... -szepnęła. Była bardzo młoda i nieśmiała. ,,Ładna." pomyślała Jen, wstając i sięgając po bieliznę. Szybko ją na siebie nałożyła. Khal także wstał i podszedł do niej.
-Chodź, mam coś dla ciebie. -podeszła za nim do szafy. Wyciągnął z niej niewielkie pudełko, bardzo ozdobne.
-Na moje zamówienie, zostało to wykonane specjalnie dla ciebie. -otworzył je i wyciągnął długi łańcuszek z medalionem w kształcie skrzydeł smoka -Wykonany z magicznego metalu. Wyczuje w twoim otoczeniu każdego odmieńca w twoim otoczeniu. -odsunęła włosy, które przedtem rozpięła, a on włożył jej medalion i złożył na jej szyi miękki pocałunek. Dotknęła podarunku opuszkami palców. Sięgał jej tuż przed biust. Pod palcami poczuła przyjemne drganie tak jak na klatce piersiowej.
-On naprawde drga... -powiedziała zaskoczona i spojrzała mu w oczy.
-Oczywiście. Nie wcisnąłbym ci byle błyskotki! -uśmiechnęła sie i ucałowała go w policzek.
-Ubierzmy sie, czas iść na bal! -wykrzyknął i zawezwał służące. Przyszły cztery. Khal wziął dwie i wyszli. Służące nałożyły na nią jej sukienkę, czarną, z niewielkim dekoltem i odkrytymi plecami (od łopatek po kość ogonową), przez co widać było fragment jej tatuaża, przedstawiający węża, wąską na górze i szerszą od pasa w dół, sięgającą kostek. Rękawy miała też obcisłe, do łokcia. Dziewczęta podmalowały jej usta tym samym kolorem szminki i zabrały sie za upinanie włosów. Związały połowę w kłoso, resztę zostawiły luzem. Zostawiła medalion, w uszy włożyły jej kolczyki. Trzy na dole do lewego oraz jeden na dole i jeden na górze ucha prawego. Nie chciała też żadnych bransoletek, lubiła swój napis na prawym nadgarstku ,,My mind scares me sometimes" , nałożyły jej z powrotem pierścionki. Gdy służące wyszły, szybko nałożyła pas ze sztyletami. Włożyła buty i zeszła na dół. Khal czekał na nią, ubrany w czarny smoking.
-Ładnie pachniesz. -zauważył gdy wzięła go pod ramie. Uśmiechnęła sie w odpowiedzi. Czekała na nich dorożka, ale zanim do niej wsiedli, Jennefer pobiegła do stajni i ucałowała Kelpie. Niemal zrozumiała, że życzyła jej dobrej zabawy.Gdy dorożka sie zatrzymała, wysiadł i otworzył jej drzwi. Weszli do małego pałacyku. Było tam bardzo dużo ludzi, głośno i jasno. Usłyszała muzykę, Khal dopiero po chwili.
-Panowie! -jakiś starszy mężczyzna odstąpił od grupy, wskazując na nas palcem -A o to podgenerał Khal Gollendberg i jego...
-Przyjaciółka. -dokończyła szybko za niego -Jennefer z Vassynburga.
-Generał Jonhan Strone. To dla nas czysta przyjemność... -ujął jej dłoń i ucałował ją. ,,Najwyraźniej nie usłyszał jeszcze o mnie. To dobrze." uśmiechnęła sie do niego.
-Panowie wybaczą. -pociągnęła go za sobą -Nic nie mówiłeś, że tak daleko zaszedłeś!
-Jakoś nie było okazji. -zdjął z tacy przechodzącego obok kelnera dwa kieliszki wina i podał jej jeden -Jestem strasznie głodny. Poradzisz sobie sama? -uśmiechnęła sie.
-Wiesz, że nie czuje sie źle na balach. -uśmiechnął sie i odszedł w stronę szwedzkiego bufetu. Jennefer wzięła łyk z kieliszka. Alkohol wyjątkowo jej zasmakował.
-Przepraszam bardzo... -dopiero teraz zauważyła niewiele młodszego niż 18 lat chłopaka -Czy... lady nazywa sie Jennefer?
Kiwnęła głową. Stał razem z tym Stronem -Naprawde jest lady płatnym mordercą? -spytał.
-Owszem.
-Milady... Rożne pogłoski słyszałem, jak i to, że jest lady wampirem... To prawda? Wybacz moją wścibskość. -dodał szybko -Jednak zawsze ciekawiło mnie, ile w tym jest prawdy.
-Nie, nie jestem wampirem. - uśmiechnęła sie i położyła mu dłoń na ramieniu. Odwróciła sie i zaczęła chodzić powoli po sali. Widziała szepty kobiet. Nigdy za nią nie przepadały, za to, że była inna. Przy paru medalion lekko zadrżał. Musiały być czarodziejkami.
-...Od dawna nie mam o nich wieści. -usłyszała fragment rozmowy.
-Moi zwiadowcy też nic nie zauważyli. -zbliżyła sie do grupki mężczyzn w średnim wieku, trzymających sie na uboczu.
-Panowie wybaczą. -wtrąciła sie -Można wiedzieć o czym rozmawiacie?
-Sprawy państwowe. -odparł jeden z nich. ,,Są czujni."
-Jestem Jennefer, -od razu zauważyła zmianę na ich twarzach -jestem ciekawa nie tyle ze względów politycznych co własnych.
-Tu nie chodzi o politykę, lady. -odpowiedział jeden z nich - Zajmujemy sie klanami zwiadowczymi. W państwie nastała zbyt cicha cisza... -rozejrzał sie -Podobno zniknęli Urlowie. Wszyscy zniknęli.
,,O cholera..." wbiła paznokcie w dłoń ,,Wpuściłam ich wszystkich do realnego świata. WSZYSTKICH..."
-Zbliża sie wojna. -mruknęła -Zapewne szykują sie w ukryciu.
-Niestety, wszystkie znane nam bazy są puste.
-Wlasnie, nie wiecie, czy to wszystkie. -prychnęła i odeszła. Nagle poczuła drganie medalionu, coraz silniejsze. Rozejrzała sie po sali. W drzwiach zauważyła Alyse z dziewczyną nieco niższą niż ona. Wzrostu Jennefer. ,,Iola..." . Odwróciła sie. Wtem oprócz medalionu, zaczęła drżeć i ona. Muzyka ucichła, zrobiło sie zimno. Powoli świeczki w żyrandolach zaczęły gasnąć. Jennefer poczuła wiatr na twarzy, zimny, targający jej włosy. Rozmowy cichły. Sala zamarła, wsłuchana w wiatr, oddechy i bicia serc. Złapała sie za klatkę piersiową. Ciszę przerwał wrzask. Potem kolejny. Były w nich ból i rozpacz. Udało jej sie wyłowić płacz.
,,Co jest do...?" zamarła. Zobaczyła ludzi rozrywanych na kawałki. Poczuła zapach krwi i sierści. Wyciągnęła dwa najdłuższe sztylety, cofnęła sie. Wzrokiem wyłowiła Alyse i Iole. Na szczęście stały blisko wyjścia. Skupiła sie na zbliżającym sie niebezpieczeństwie. Starała sie zignorować wibracje medalionu. Wreszcie zobaczyła, co to było: olbrzymi wilk. Jednak był zbyt wielki. To musiało być... Usłyszała ciszę wsród płaczu. Wilk zmienił sie w niedźwiedzia i zaatakował znowu. Zrobiło sie głośniej niż wcześniej. Słyszała tłuczone szkło i rozesłane stoły. Wreszcie ją zauważył. Stanął i patrzył na nią nienawistnym spojrzeniem. ,,Witaj, ciekawy przypadku." usłyszała i zacisnęła dłonie jeszcze mocniej na sztyletach.
-Straniss... -syknęła. ,,Poznajesz mnie. To dobrze. Pokaż mi teraz czy jesteś na tyle dobra, na ile słyszałem." niedźwiedź ruszył na nią. Raptem rzucił sie na niego Khal. Jennefer krzyknęła. Po chwili widziała już tylko jego rozczłonkowane ciało.
-Ty cholero... -ruszyła na niego. Otoczyła go półobrotem. Spróbowała cięcia, jednak pudłowała. Odskoczyła przed łapą, znów sie obróciła. Niedźwiedź ryknął. ,,Wałcz a nie uciekasz!" znów unik, kolejny obrót. Czekała, aż zakręci mu sie w głowie. W momencie słabości zaatakuje. Nagle zauważyła zmianę, wykorzystała to na atak. Wbiła sztylet w łapę, drugi pod żebra. Zwierzę zawyło, uderzyło ją łapą. Wyleciała w powietrze, wyrywając z jego ciała broń ociekającą czarną krwią. Miała rozerwaną suknię i krwawiący brzuch. Syknęła z bólu, podnosząc sie z ziemi. Natarła znowu, kolejny unik, obrót. Znowu zaatakowała, wskakując mu na grzbiet. Wbiła oba sztylety naraz w jego łeb. Niedźwiedź zaczął sie szamotać. Zerwał ją z karku, zmieniając sie w wilka. Wyrwała znów sztylety, a on wgryzł sie w jej lewą rękę. Krzyknęła przeraźliwie. Wilk dyszał cieżko, krwawił z wielu miejsc. Odwrócił sie od niej i ruszył ku ludziom. Padł tuż przed dostojną chrabiną, która w tym samym czasie zemdlała. Jennefer otarła pot z czoła, splunęła. Podeszła do Alyse i córki. Stały przerażone w tym samym miejscu.
-Chodźmy stąd. -rzuciła i puściła je przed sobą. Rozejrzała sie po sali pełnej trupów. Wsród nich leżał on. ,,Żegnaj, Khal..." pomyślała, dotykając czoła i ust, znaku czci dla zmarłego. Odwróciła sie i wyszła.
CZYTASZ
To, co niedostrzegalne...
FantasyWejdź do świata umysłu, władaj nim. A potem wszystko zmieni się w nieustanną ucieczkę...