Rozdział 5

27 1 0
                                    

Nie wiedziała kiedy się ocknęła. Leżała na miękkim dywanie z bordowego materiału. Jej skronie pulsowały. Ból dodatkowo nasilało światło słoneczne i gwar dochodzący z ulicy. Podniosła się powoli. Znajdowała sie w swoim domu ze świata wyobraźni. Zaczerpnęła głęboko powietrza. Poczuła zapach koni, siana, potu, piwa, brudu, odchodów ale przede wszystkim kawy. Powoli zwlokła sie na dół.
-Wreszcie sie obodzilaś! - dziewczyna stojąca do niej plecami nawet sie nie odwróciła - Zrobiłam kawę, a na jedzenie bedziesz musiała poczekać. Nie wiedziałam kiedy sie ockniesz.
-Dzięki Alyse... - wychrypiała. Dopiero teraz odwróciła sie do niej z uśmiechem poczym otworzyła szeroko oczy, jęknęła.
-Boże, Jen, wyglądasz jak upiór! Znaczy wiem kim jesteś ale wyglądasz naprawde fatalnie!
Jennefer podeszła do lustra wiszącego niedaleko drzwi. Skrzywiła sie widząc swoje odbicie.
-Faktycznie, mam troche cienie pod oczami... Ale jak zwykle przesadzasz.
Alyse westchnęła.
-Czy nigdy do ciebie nie dotrze, że musisz dbać o swoje zdrowie?
Jennefer nie odpowiedziała. Usiadła w fotelu naprzeciw przyjaciółki, sącząc gorący napój. Alyse także sie nie odzywała. Patrzyły na siebie w milczeniu. Za oknem robiło sie coraz pogodniej.
-Co sie stało, że nagle sie pojawiłaś? - Jennefer westchnęła.
-Nie zrozumiesz jak wszyscy stąd...
Znów zapanowało milczenie. Nie pasowało jej to, że rozmowa sie nie klei.
-Em... Pójdę na targ albo coś...
-Jen dzisiaj nie ma targu!
-To gdziekolwiek - schowała sztylet i wyszła trzaskając drzwiami.

Szła, mijając ludzi, na koniach przejeżdżał co nowy podróżny. Rozglądała sie. Zauważyła pare znajomych knajp, domów, burdeli, namiotów... Prawie nic sie tu nie zmieniło. Wreszcie znalazła swój ulubiony bar. Uśmiechnęła sie i weszła do środka.
-Pani Jennefer! - zakrzyknął prawie od razu barman i pomachał do niej zza baru. Mimo nie wielkiej ilości ludzi wszyscy mężczyźni patrzyli na nią z zainteresowaniem by po chwili wrócić do poprzednich zajęć.
-Witaj Petea - rozejrzała sie po sali
-Dawno Pani nie widzieliśmy! Znowu jakaś podróż była? - zaśmiał sie ochrypłe
,,Oj była..." pomyślała.
-To co zawsze. - zamówiła i położyła pare monet. Petea od razu schował do fartucha. Tylko jej pieniędzy nigdy nie sprawdzał z czego ona czasem korzystała by dać niekoniecznie złote. Tak było i tym razem i znowu jej sie udało.
-Masz coś ciekawego? - spytała gdy postawił przed nią kieliszek wódki. Z chęcią wyciągnęła rękę po trunek.
-Żeby to jedną rzecz! Wiesz ile sie wydarzyło?! - i zaczął opowiadać o tym, jak mu idzie z interesem i jakie były u niego bójki i co kupował na targach, a ona piła kieliszek za kieliszkiem i czuła, że jest jej coraz cieplej i błogo. ,,Ten świat ma jednak całą masę zalet" pomyślała i uśmiechnęła sie sama do swoich myśli.
Robiło sie coraz pózniej a ona była coraz bardziej pijana. W końcu zapalono świece w żyrandolach a wszystkie stoły były zajęte. Mętnym wzrokiem rozejrzała sie po sali.
-Pójdę już... - podniosła sie i zachwiała - Wpadne może jutro. Narazie Petea! - wyszła chwiejąc sie. Szła zataczając sie ma wszystkie strony, pare razy czyjeś ręce podtrzymały ją by nie upadła. Nagle ktoś klepnął ją w tyłek. Warknęła odwracając sie i uderzyła w twarz pierwszy ruszający sie obiekt. Okazał sie to sprawca. On też był podpity. Uderzył jąw brzuch. Zgięła sie, powstrzymała mdłości i kopnęła go najpierw w krocze, poczym wyskoczyła w powietrze i kopnęła go w brzuch tak mocno, że ten poleciał daleko do tyłu. Lądując na ziemi aż usiadła lecz po chwili podniosła sie i ruszyła dalej chwiejnym krokiem w stronę domu.

To, co niedostrzegalne...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz